Wiesława Borkowska-Nichthauser

 

WYWIAD Z ANNĄ BARTOSIAK - BYŁĄ DYREKTOR
MIEJSKO-GMINNEJ BIBLIOTEKI PUBLICZNEJ w NIDZICY

 

Wiesława Borkowska-Nichthauser: Który ze swoich etapów zawodowych wspomina Pani ze szczególnym sentymentem i dlaczego ?

Anna Bartosiak: W momencie podjęcia decyzji o odejściu na emerycki chleb uświadomiłam sobie, że dobry los, szczęśliwe gwiazdy i znak Koziorożca dały mi szansę na życie w ciekawych czasach przełomu epok, na fascynującą pracę w bibliotece nidzickiej, która była moim drugim domem i jak dom rodzinny, bliska sercu. Często jednak wracam wspomnieniami do początków lat siedemdziesiątych, ponieważ byłam wtedy młoda, uczyłam się nowego zawodu i głęboko wierzyłam, że - trawestując powiedzenie C.K. Norwida - "Przyjdzie i Tobie dzień zwycięstwa, kulturo".

WB-N: Biblioteki publiczne w mieście i gminie Nidzica zyskały bardzo dużo dzięki Pani wyjątkowemu zaangażowaniu, profesjonalnemu zarządzaniu, dbałości - nie tylko merytorycznej - o warsztat bibliotek, ale również w utrzymaniu na wysokim poziomie wyglądu estetycznego. Pani Aniu, jak udało się to wszystko zrealizować ? Przecież żyła Pani nie tylko sprawami bibliotek ? A może właśnie dlatego ?

AB: Dziękuję za miłe słowa. Dorobek naszych książnic to przede wszystkim zasługa ludzi oddanych sprawom książki - bibliotekarzy nidzickich, zawsze podejmujących nowe wyzwania, często wykraczające poza zakres podstawowych obowiązków. Mam tu na myśli ich dbałość o przyzwoity warsztat pracy, wysoki poziom oferowanych środowisku imprez, działalność charytatywną czy wreszcie należyty wygląd placówek, bez którego żadnej biblioteki nie można nazwać placówką kulturalną z prawdziwego zdarzenia. Brak funduszów wymusił pomysł na "wielkie malowanie", które przyniosło w efekcie placówki w kolorach tęczy: białe i niebieskie (Napiwoda), białe i czerwone (Łyna), białe z elementami bordo (Jabłonka) czy białe z żółcią i brązem (Kanigowo).

WB-N: Lata dziewięćdziesiąte to trudny okres dla wielu placówek bibliotecznych. Czy również były to ciężkie lata dla Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Nidzicy ?

AB: Zlikwidowanie Funduszu Rozwoju Kultury i przejście instytucji kultury na utrzymanie samorządów nie było łatwe. Problemy klubów, ośrodków, świetlic i bibliotek wydawały się miejscowym parlamentarzystom mało istotne wobec mnogości zadań własnych gmin i mizerii środków na ich realizację. Dlatego argumenty, że wydawane pieniądze na biblioteki są inwestycją w przyszłość, że na kulturze oszczędzać nie warto, bo fundusze przewidziane na jej egzystencję i tak dziur w budżecie nie załatają, że wreszcie książki są potrzebne do życia jak chleb, z oporami trafiały do decydentów. Stąd problemy ekonomiczne placówek upowszechniania, które dotknęły również bibliotekę nidzicką, czego przejawem jest choćby ogromny spadek kupowanych nowości wydawniczych. Jednocześnie jednak w gminie utrzymały się wszystkie (oprócz zakładowych) filie wiejskie, które także poprawiły warunki pracy, bardzo zyskały na estetyce. Placówki realizowały też w dalszym ciągu piękną myśl Joachima Lelewela, który stwierdził, że "Biblioteka nie jest po to, by była w paki pozamykana albo do ozdoby służąca, jest po to, by była powszechnie użytkowana". I taka właśnie była Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna w Nidzicy i jej agendy w Jabłonce, Kanigowie, Łynie i Napiwodzie.

WB-N: Poza pracą zawodową angażowała się Pani w inne społeczne inicjatywy bardzo ważne dla środowiska lokalnego. Proszę o kilka słów na ten temat.

AB: Z pracą społeczną (choć to pojęcie bardzo się zdewaluowało) związana byłam "od zawsze" i sądzę, że takie zapotrzebowanie odziedziczyłam w genach po wspaniałej mamie - Jadwidze z Jabłeckich Hryniewicz - która organizowała i wieczory głośnego czytania, i zespoły ludowe, była duszą organizacji kobiecych, zaistniała również jako członek rad nadzorczych banków. I chociaż tym zajęciom poświęcała dużo czasu, to znajdowała go także na utrzymanie i prowadzenie domu oraz opiekę nad trójką dzieci, spośród których tylko ja jedna przejęłam taki model życia. Na marginesie, żałuję jedynie, że nie odziedziczyłam po mamie umiejętności i talentów kulinarnych, moje uzdolnienia w tej dziedzinie są bardzo mizerne. Nie o nich wszak mam mówić, tylko o pasji społecznikowskiej. Faktycznie, byłam związana z wieloma inicjatywami środowiskowymi, które dały mi nie tylko radość tworzenia i intelektualnego wysiłku, ale też poznania mądrych i wspaniałych ludzi. Spotkałam ich przy okazji współorganizowania "Gazety Nidzickiej" (obchodzącej w bieżącym roku dziesięciolecie istnienia) i Towarzystwa Ziemi Nidzickiej, któremu aktualnie prezesuję, i Komitetach Lokalnych powoływanych w celu opracowania "Programu Inicjatyw Lokalnych - PHARE" oraz "Strategii rozwoju miasta i gminy Nidzica", a także pracy wolontariuszki Szkoły Aktywizacji, stworzonej w grodzie nad Nidą na wzór uniwersytetów ludowych w Danii. Wcześniej byłam radną i pełniłam funkcje wiceprzewodniczącej Rady Miasta i Gminy (1988-1989) oraz członkiem Rady Społeczno-Gospodarczej przy Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Olsztynie.

Znalazłam też czas na pracę w Polskim Stronnictwie Ludowym, za którą w tym roku zostałam uhonorowana Medalem Witosa.

WB-N: Jakich rad udzieliłaby Pani aktualnie pracującym koleżankom i kolegom bibliotekarzom, a szczególnie dyrektorom (kierownikom) bibliotek ?

AB: Biblioteki w naszym województwie należą do przodujących w Polsce, a to oznacza, że ich szefowie są efektywni, czyli i sprawni, i skuteczni. Stąd na użytek koleżanek i kolegów przekażę nieco własnych przemyśleń i refleksji. Brak mecenatu państwowego i nieśmiało tworzącego się mecenatu prywatnego wymaga od ludzi związanych z kulturą wielu umiejętności: sztuki argumentowania, pozyskiwania sojuszników, przekonywania i zjednywania oponentów. W dzisiejszej rzeczywistości biblioteki muszą też być widoczne i otwarte na to, co nowe w środowisku, stanowić centra kulturalne swoich "małych ojczyzn", kultywować tradycję, troszczyć się o dziedzictwo kulturowe, co jest szczególnie istotne w momencie integracji z Europą. Moim zdaniem, istotne jest również zachowanie dystansu i spokoju wobec trudnych problemów oraz łatwość w rozładowywaniu licznych stresów.

WB-N: Jakie widzi Pani największe zagrożenia w działalności bibliotek publicznych ?

AB: Hamulców w rozwoju bibliotek upatruję głównie w braku udziału państwa w finansowaniu instytucji kultury, powolnym procesie automatyzacji (każdy kolejny szef naszego resortu zapowiada rychłe wprowadzenie końcówki komputera w każdej gminie), powiększaniu się "białych plam" na mapach kulturalnych gmin i tym samym wydłużeniu drogi czytelników do książek oraz starzenia się zbiorów z braku środków na ich uzupełnianie.

ANNA BARTOSIAK

Urodzona 2.01.1940 r. w Warszawie; szkołę podstawową ukończyła w Mikołajkach, średnią - Liceum Pedagogiczne - w Mrągowie, a studia wyższe (historię) na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Był rok 1963, który kończył beztroskie lata młodości i oznaczał początek prawie czterdziestoletniej pracy w dwóch zawodach - nauczycielki i bibliotekarki. Pierwszą z nich podjęła w Liceum Ogólnokształcącym w Grajewie, gdzie od 1.09.1963 do 31.08.1968 r. uczyła historii; kontynuowała ją w Technikum Mechanicznym w Nidzicy (1.09.1968 do 15.03.1970 r.). Choroba zawodowa nie pozwoliła jednak na dalsze "bakałarzowanie" i spowodowała przejście do byłej Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Nidzicy. Kierownikiem tej szacownej i najstarszej instytucji kulturalnej miasta została w dniu 16.03.1970 r. i szefowała nią przez trzydzieści lat i jeden miesiąc, czyli do 15 kwietnia 2000 r.

Dla Anny B.

Zbudzona budzikiem... o świcie,
jeszcze senna - pomyślałam
"Książki - to życie",
i "się wzięłam" i wstałam.
Spojrzałam za okno... słońce -
jeszcze senna - pomyślałam
"Biblioteka - to życie"
i "się wzięłam" i ubrałam.
Potem mała herbatka
coś na nogi, na głowę
spojrzenie w lusterko
i już wszystko gotowe.
Drzwi, zamek, klucz
lub odwrotnie... czasami
i biegnę, biegnę, biegnę
poprzebywać... z książkami,
popatrzeć na półki,
regały, tomiska...
Raz z daleka - władczo
i raz ciepło... z bliska.
Potem coś poprzekładam,
porozmawiam z Wieszczem...
Ach miłość do książek...
Ja je wszystkie pieszczę !
I małe, i duże... kryminały też,
bo jak kochać to kochać
pod, na, wzdłuż, wszerz.
Te romanse i dramaty,
te komedie i cytaty,
harlekiny i słowniki,
PeWueNy i kroniki,
złote słowa, złote myśli
zapach kartek (on mi się sni)!
Z całej ziemi, jezior, mórz
książki, książki, książki
kocham i już!
No... nie tylko... ludzi też,
tak jak książki... wzdłuż i wszerz.
Nawet wtedy, gdy do pracy
przyjdzie Pani wystraszona,
bo minutkę, dwie, lub pięć
jest spóźniona... J E S T   S P Ó Ź N I O N A !!!!!!
Niech tam - myślę - ludzka rzecz,
(a za oknem kawki kraczą),
ja tam mogę przymknąć oko,
ale książki... nie wybaczą.
A poza tym, jak to w pracy
buźka, kawka, trochę "dymka"
tu minutka, tam minutka
i zleciała już godzinka.
Ja tam mogę przymknąć oko,
(niech tam sobie kawki kraczą),
mnie w zasadzie wszystko jedno,
ale KSIĄŻKI... nie wybaczą!
Nie wybaczą, nigdy, nie...
Ja je kocham...
One... mnie!!!
Czas wciąż płynie, biegnie, pędzi,
(na zegarze już piętnasta),
czas do domu?... za momencik
muszę jeszcze "wpaść do miasta".
Na chwileczkę, na godzinkę,
do Gazety... na Kolegium,
bo ja wiem, ze najważniejsze
w mediach... odpowiednie MEDIUM!
I odwiedzić dziś należy
(w czasie jeszcze to pomieszczę)
Towarzystwo Naszej Ziemi,
też je pieszczę, też... je... pieszczę,
też je kocham - wzdłuż i wszerz...
Hm - a oni?
Oni też!!!
Bo nam wszystkim w duszy gra
nasza ziemia, z której ja,
z której ONI, z której My...
Ona sercem w sercu brzmi!

A kiedy kawki już sen zmorzy
i księżyc mrugnie hen... z daleka,
wracam do domu "CAŁA SZCZĘŚLIWA"!
Jutro dzień nowy i... BIBLIOTEKA!
Książki, regały, półki, szpargały,
wiersze, tomiki i ... erotyki,
i psychologia, i Freud i zen...
I to jest życie... życie jak sen!!!!!!!!
........................................................
A my na jawie, za wspólne chwile
regał uścisków i życzeń tyle,
że już na półkach się nie pomieszczą,
(od dzisiaj one niech Ciebie pieszczą),
uśmiechów tomy, szczęścia co krok
życzą najmilsi sąsiedzi z NOK !!!

/jacek goryński/

cofnij