W Starym Ratuszu WBP odbył się wernisaż wystawy Anastazji Fietisowej „Koncert w tonacji F. A. – dur”. W czasie otwarcia wystąpił Dziecięcy Zespół Wokalny „Niezapominajki” pod kierownictwem Alicji Gotowiec oraz Kuba Dąbrowski i Wojtek Matras, którzy zagrali na trąbce utwór „O Warmio moja miła”. Słowo wstępne o autorce wygłosiła Elżbieta Fabisiak.
Anastazja, nietuzinkowa artystka, urodziła się na Białorusi, w Brześciu nad Bugiem, na granicy z Polską. Wyrosła w rodzinie malarzy, wśród farb i książek. Ojciec - Iwan Fietisow był znanym portrecistą, którego prace zdobią liczne muzea. Matka - grafik plakacista, w wolnych chwilach również malowała na płótnie.
Anastazja, jest osobą, która w realnym świecie szuka sensów ukrytych. „W tym, co nieważne - jest coś ważnego, w tym, co niepotrzebne - jest coś potrzebnego, w tym, co nieświęte -jest coś świętego”. Słowa księdza Twardowskiego najpełniej charakteryzują jej osobowość. Rzeczywiście artystka w brzydocie dostrzega piękno, a w człowieku widzi tylko esencję człowieczeństwa.
Po szkole średniej ukończyła Wyższą Szkołę Muzyczną w Mińsku i wykonywała zawód dyrygenta.
W 1982 roku ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Mińsku i zdobyła następny zawód - projektanta wnętrz, który wykonywała przez osiem lat. Malowała akrylowe freski w domach zamożnych ludzi, państwowych instytucjach i muzeach. Czując niedosyt swej twórczości, udoskonalała swój warsztat artystyczny. Wymyśliła technikę malowania emalią na miedzi, którą następnie wypalała w piecu.
Swoje kwalifikacje podwyższyła w 1993 roku, kiedy los zetknął ją z profesorem Eugeniuszem Rosenblumem. Pracowała wówczas jako projektantka wnętrz w Moskwie, w eksperymentalnym studio profesora. Do tego momentu Anastazja nie zdawała sobie sprawy ze swojego powołania. Nie zachęcana przez wielkiego ojca, który długo nie dostrzegał jej talentu, stale szukała swojej drogi życiowej. W końcu zaczęła malować na płótnie. Jej malarstwo, ze względu na wcześniej wykonywany zawód projektanta wnętrz, oscyluje między architekturą a portretem, który był ulubioną i perfekcyjną formą twórczości ojca.
Artystka, wierząc w swoją moc twórczą, szukała swojego miejsca na ziemi. Myślę, ze je znalazła. Związała swoje losy z Polską, ulubionym krajem, w którym czuje się dobrze, w którym ma wielu przyjaciół, o którym zawsze opowiada z sentymentem. W jej żyłach płynie również polska krew.
Małgorzata Gąsiewska - z katalogu wystawy w BWA w Olsztynie (2004)
Anastazja Fietisowa nie po raz pierwszy maluje Olsztyn. Równie dobrze można by powiedzieć, że pisze Olsztyn, bo jej malarstwo zawiera prostotę i urok ikon. Nie pomyli się i ten, kto powie, że pani Anastazja komponuje Olsztyn. Gdyby zgodnie z jednym ze swoich zawodów dyrygowała naszym miastem, z pewnością byłoby bardziej nam przyjazne, pogodne, magiczne i pełne harmonijnej muzyki. Fietisowa nie jest zwyczajnym turystą. Przybyła z bliskiej nam Białorusi, by stawiać u nas ślady swojej wschodniej wrażliwości. Ludzie z zachodu dostrzegają u nas cuda natury, dziewiczość, ale i dzikość krajobrazu, ją fascynują miasta, a precyzyjniej ich centra, zabudowane do ostatniego metra. Widać też w jej malarstwie ciągłe zdziwienie miastem, próbę dotarcia pędzlem do jego wnętrza, by pokazać, że coś w nim pulsuje, że jest jak człowiek, ma swój krwiobieg, swoje nerwy i swoje zmysły. Oczy malarki są specyficznym odbiorca przestrzeni. Tam gdzie my widzimy szarość, ona widzi srebro, gdzie my widzimy brud, ona dostrzega złoto, tak jakby Olsztyn leżał gdzieś w Toskanii, a nie na dalekiej północy. Tym razem pani Anastazja każe nam nie tylko patrzeć na jej Olsztyn, ale chce nam zagrać jego melodię w tonacji A dur i F(is) dur. To jej inicjały i to jej gama muzyczna. Wykracza w ten sposób poza samą panoramę miasta i swoją batutą wskazuje nam jego formę foniczną. Chce byśmy weszli do miasta, tak jak ona, wszystkimi zmysłami, byśmy uchwycili nie tylko jego portret, ale przede wszystkim klimat. Ale nie zapominajmy, że artystka ma przygotowanie muzyczne. Nie chce, by zagłuszyła nas kakofonia miejskiej muzyki, od warkotu aut po gwar ludzki, od wycia syren karetek po hałas budów, od trzasku drzwi po łoskot pociągów. Na obrazach Fietisowej są samochody, bo ona maluje Olsztyn współczesny, ale one są tylko dekoracją. Gdyby to od niej zależało w mieście słyszelibyśmy tylko świergot ptaków, szum Łyny, dźwięk kościelnych dzwonów, może odgłos kroków, a w zimie chrupot śniegu i jeszcze tylko dźwięk ratuszowej trąbki i starorynkowej katarynki. Nierealne? Bo to malarstwo jest na granicy snu, jest poszukiwaniem tajemnicy. Dźwięki, w które malarka opatruje swoje obrazy ożywiają przestrzeń, pomagają nam zrozumieć miejsca, sprzyjają odpoczynkowi. I nie odstraszają niecodziennych przybyszów, a wręcz przeciwnie przyciągają anioły, przezroczyste i kruche jak szyby okienne oraz kolorowe duchy, zaopatrzone przeważnie w instrumenty. Fietisowa oswaja dla nas Olsztyn, stępia naszą czujność, każe zapomnieć o czyhających w naszym mieście niebezpieczeństwach. Te wszystkie karetki, straże ogniowe, policję teraz zastąpią jej anioły, a jej dobre duchy zagłuszą swoją muzyką miejski hałas. Dzięki temu głosy ulic staną się mniej dokuczliwe, kto wie może nawet nas ukoją. To nic, że cała powierzchnia obrazu jest szczelnie zabudowana, bo muzyka sprawia, że stają się ogrodami dźwięku. Jej stłoczone pod ścianą kolorowe domy czekają tylko, by ktoś zaprosił je do tańca. Pastelowo-akrylowy Olsztyn pani Anastazji jest szczęśliwy. Nuty, które płyną spod jej pędzla nie zakłócają harmonii, ani równowagi, tylko ożywiają nasz skrawek Ziemi.
Jerzy Szczudlik Łupstych, 18.03.2011
Współorganizator: Pracownia Wydawnicza „Elset”
|
|