2009
listopad

  Wściekły pies

Wojciech Tochman

Wściekły pies

Wyd. Znak – 2007

Jedno trzeba powiedzieć jasno na samym początku: kto podejmie się pojedynku z „Wściekłym psem” Wojciecha Tochmana nie będzie miał lekkiej przeprawy – nie jest to bowiem lektura łatwa i przyjemna, którą konsumuje się przy relaksującej muzyce, między łykiem kawy a kęsem waniliowego ciasteczka. Czytelnik powinien wziąć głęboki oddech i przygotować się na to, że jego wrażliwość, dobre samopoczucie i przekonanie o istnieniu sensownej odpowiedzi na każde pytanie zostaną wystawione na próbę.

Gatunek reportażu z założenia ma zaczynać się tam, gdzie kolorowe bulwarówki kończą swoją misję. Opisując wydarzenia, postaci – znane i nieznane – dobry reporter da swemu czytelnikowi ich pełny, pogłębiony i wielowarstwowy obraz skłaniający do pytań, do których nie pchnie czytelnika coraz bardziej powierzchowna kultura medialnych doniesień. Reportaże Tochmana przewrotnie sięgają do historii, które łatwo utorowałyby sobie drogę na okładki tabloidów: tragiczny wypadek białostockich maturzystów jadących na pielgrzymkę do Częstochowy, ksiądz-homoseksualista będący nosicielem HIV i regularnym gościem gejowskich klubów w zachodniej Europie, kobieta napiętnowana i poniżana przez wiejską społeczność, ponieważ odważyła się oskarżyć proboszcza katolickiej parafii o pedofilię... Nie należy jednak dać się zwieść pierwszemu wrażeniu. W każdej ze swych opowieści Tochman, ujawniając ogromny talent i wrażliwość, nakreślił sylwetki ludzi uwikłanych w cierpienie omijając przy tym z wyczuciem mielizny ckliwości, kiczu i jednoznaczności. Operując słowem oszczędnie, lecz precyzyjnie reporter potrafi wygenerować u czytelnika silne emocje; prowokuje do przemyśleń nie popychając jednak ku łatwym odpowiedziom i pochopnym osądom. Dla każdego ze swych bohaterów żąda tego, czym sam ich obdarzył: empatii i szacunku.

Czytelnik, który odwiesił na kołek swój ciepły i bezpieczny „święty spokój” powinien na koniec wiedzieć jeszcze jedno: może mu się przydarzyć, że w którymś momencie swojej konfrontacji z lekturą osunie się do parteru i tam na klęczkach będzie szukał ukrytych wśród kartek, skąpo rozsianych ziarenek nadziei. Może szukać długo i mozolnie. Mimo tego pojedynek z “Wściekłym psem” nie skończy się dla niego przegraną. Ja się zmierzyłam i mogę to potwierdzić. Straciłam wprawdzie święty spokój, ale zyskałam coś znacznie wartościowszego.

Joanna Demko – germanistka, bibliotekarka WBP w Olsztynie

 

Joanna Demko

WBP w Olsztynie