2008
lipiec

  Mistrzostwo Świata

Piotr Paziński

Dublin z ‘Ulissesem’

Warszawa 2008
www.czulybarbarzynca.pl

Z wnętrza powieści do rzeczywistości
- o „Dublinie z Ulissesem” Piotra Pazińskiego

Literatura i życie to dwie różne sprawy. Tego rozdzielenia brakowało mi na początku lektury książki Piotra Pazińskiego „Dublin z Ulissesem”. Na szczęście autor w miarę posuwania się coraz głębiej w miasto unieśmiertelnione literacko przez Irlandczyka zaznacza, że o ile jego topografia niewiele odbiega od tej w Ulissesie, to nie można powiedzieć tego samego o jego bohaterach. To transformacje dublińczyków, ich zniekształcone odbicia i postaci zmyślone.

Czego Paziński nie koryguje, a utrwala błędne przypuszczenia (i to byłby mój jedyny zarzut w stosunku do jego książki), to data 16-tego czerwca 1904 roku. Dotychczas nie udało się ustalić, kiedy dokładnie James Joyce spotkał się po raz pierwszy sam na sam ze swoją przyszłą dozgonną towarzyszką życia Norą Barnacle. Na pewno stało się to w okolicach tej daty, nie zostało jednak udowodnione. Jeśli Bloomsday, dzień, w którym dzieje się akcja Ulissesa, jest rzeczywiście uświęceniem spotkania z Norą, to nawet tu nic wskazującego na to nie przytrafia się Stefanowi Dedalusowi – alter ego Joyce’a.

Pomijając powyższe, wydaje się, że nowa książka Pazińskiego jest doskonale edytorsko przemyślana. Ciemnozielona – więc symbolicznie znacząca – jest jej okładka, a zawartość starannie ułożona i piękna – współgrająca z wieloma zdjęciami. Autor konstruuje swój przewodnik po Dublinie – jak mogłoby być inaczej? – zgodnie z epizodami Ulissesa. Jest to więc osiemnaście wątków-wycieczek. Każdą z nich otwiera właściwy danemu epizodowi cytat z książki Joyce’a. Do tego dochodzą nazwa grecka rozdziału, czas i miejsce akcji, styl literacki, dyscyplina wiedzy oraz narząd ludzki – informacje te czerpie Paziński z tabeli-szkieletu, którą posługiwał się Joyce podczas pisania swojej powieści. Szczegółowe mapki ułatwiają poruszanie się po labiryncie ulic. Po takim rozbudowanym preludium następuje właściwy opis trasy.

Z humorem i znajomością najbardziej ukrytego miejskiego zakątka prowadzi nas Paziński przez Dublin – „ten sprzed wieków i ten współczesny”. Widać, że spacer ten sprawia mu ogromną frajdę; przekazuje swoją wiedzę w pozazdroszczenia godny, nietypowy sposób. Zadziwiające, że w czasach masowych wyjazdów obywateli polskich na zieloną wyspę, nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, by połączyć materialne z duchowym i oddać w ręce tych „zarobkowych pielgrzymów” taki literacki „spacerownik”.

Opowieść Pazińskiego ma w sobie coś intymnego i tajemniczego. Niby stolica Irlandii stoi otworem przed każdym, kto chciałby ją poznać, jest osiągalna promem, autokarem i samolotem, a jednak jej obraz widziany oczami Joyce’a, przefiltrowanymi ostatecznie przez oczy autora „Dublina z Ulissesem”, nabiera cech szczególnych. Nie wiemy, jaki fragment Dublina był ulubionym miejscem Joyce’a, dowiadujemy się za to, że Paziński upodobał sobie „malutką drogerię Sweny’ego przy Lincoln Place”, w której – w literackim świecie powieści – Leopold Bloom kupił onegdaj mydło cytrynowe.

Drugą część książki – po osiemnastu wycieczkach przez Dublin – stanowi słownik postaci Ulissesa (ograniczony do prawie 250 haseł). Należą do nich choćby ci, którzy w 1904 roku rzeczywiście żyli w Dublinie i którzy występują w powieści pod swymi prawdziwymi nazwiskami; ci, których cechy charakterystyczne wskazują na ich pierwowzory w rzeczywistości; oraz postaci całkowicie fikcyjne. Indeks, oprócz uporządkowania nazwisk pojawiających się w powieści, wyjaśnia także zależności, jakie panowały między nimi, przypomina, w jakim epizodzie się pojawiają i co robią, a także daje ich krótką charakterystykę.

Na koniec muszę przyznać, że autorowi udało się osiągnąć niewątpliwy sukces. W roku 2002 osiedliłem się na jakiś czas w stolicy hibernijskiej wyspy. Miałem już za sobą Triest i Zurych, dwa inne miasta mocno związane z Joyce’em. Pamiętam, że Dublin przegrał z nimi na całej linii i nie zabawiłem w nim zbyt długo: bo jak słusznie śpiewali „The Pogues” – to „brudne stare miasto”. Paziński i jego książka skłaniają mnie do powrotu...

Arkadiusz Łuba – dziennikarz, pisarz, tłumacz


Arkadiusz Łuba
  Afrodyta. Opowiadania, przepisy oraz innego rodzaju afrodyzjaki

Kazimierz Nowak

Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd

Jesień idzie, rady nie ma na to - śpiewała Małgorzata Zwierzchowska z Olkiem Grotowskim. Radą na jesień, szczególnie, gdy rozgościła się na dobre, jest książka. A jeśli jeszcze jest to książka o podróży w ciepłe miejsca, to jesień można jakoś przetrwać.

Wspaniałym antidotum na jesienną szarugę jest opowieść z wyprawy do Afryki autorstwa Kazimierza Nowaka. Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd to wciągająca relacja człowieka, który w latach 1931-1936 przebył samotnie kontynent afrykański z północy na południe i z powrotem (40 tys. km - pieszo, rowerem, konno oraz czółnem). Na tę pasjonującą relację o Afryce składają się listy i reportaże podróżnika, które publikowano między innymi na łamach Kuriera Poznańskiego. Napisana pięknym literacko językiem opowieść stanowi też niepowtarzalny opis Afryki lat trzydziestych XX wieku. Jest to świadectwo determinacji i wysiłku, podjętego w celu zrealizowania marzenia - niezwykłej wyprawy w głąb Czarnego Lądu.

Nowak podróżuje rowerem, a gdy pojazd nie nadaje się do użytku, przesiada się na konia (zabawny opis spotkania ze zwierzęciem), by potem próbować przemieszczać się czółnem, pieszo i na grzbiecie wielbłąda. Opisuje samotnie spędzone noce w miejscach gdzie zastanie go zachód słońca. Unika cywilizacji, ale wnikliwie podpatruje życie nieznanego dla niego dotąd kontynentu. Dostrzega zmiany jakie na Czarnym Lądzie poczyniła kolonizacja. Dokumentuje swoją podróż piórem i obiektywem aparatu. Ciekawość świata jest dla niego jedną z dróg do szczęścia. Wytrwałość i upór, połączony z niezwykłą dziś skromnością, a także otwartością, czynią z Nowaka postać niezwykłą i taka też jest jego opowieść. To nie tylko zapis reporterski, ale pełna zadumy nad otaczającym światem i liryzmu gawęda.

Ryszard Kapuściński, odsłaniając poświęconą Nowakowi , tablicę (kontur Afryki z naniesionym szlakiem podróży oraz tablicę z notką biograficzną - w holu poznańskiego dworca kolejowego, czyli w miejscu, w którym Kazimierz Nowak rozpoczął i zakończył swą wyprawę), powiedział:

Kazimierz Nowak był człowiekiem o ogromnej wyobraźni i ogromnej odwadze, człowiekiem nieustraszonym. Pokazał, że jeden biały człowiek, zupełnie bezbronny, nieposiadający żadnego uzbrojenia, a jedynie wiarę w drugiego człowieka, może przebyć samotnie wielki kontynent i to w czasach, gdy Europa zaczynała dopiero odkrywać Trzeci Świat. On uczył nas wtedy, w latach trzydziestych XX wieku, jak należy traktować Trzeci Świat i jego mieszkańców.Tylko ktoś, kto zna te rejony, którymi on podróżował i sposób, w jaki to zrobił, może docenić to bohaterstwo połączone z niezwykłą skromnością. On się nie chwalił, on po prostu opisywał, co widział.

Historia Kazimierza Nowaka zaraża do tego, by marzyć i nie rezygnować z marzeń. Szczególnie tych o zdobywaniu nowych miejsc. Z ciekawości, satysfakcji, chęci sprawdzenia siebie, w imię walki z własnymi słabościami a nie tylko po to, by móc zamieścić nowe zdjęcia na portalu Nasza klasa.

Ewa Cywińska - bibliotekarka, czytelniczka, rowerzystka i blogerka ;)

Ewa  Cywińska

WBP w Olsztynie