powiat olsztyński

Wołoszyn Magda

Tomek w Krainie Tysiąca Jezior

Dzwonek telefonu ukrytego gdzieś pod pokładem jachtu zakłócił ciszę mazurskiego jeziora. Trzech mężczyzn siedzących tuż obok steru spojrzało na siebie wymownie. Jeden z nich, młody i wysportowany, z poważną miną zniknął w kajucie. Po chwili znów się pojawił, pogrążony w rozmowie.

-... a zatem, drogi przyjacielu, spotkamy się niebawem i spędzimy tu cały dzień. Właśnie wypłynęliśmy z portu w Mikołajkach i mkniemy jeziorem Tałty do tego niezwykłego miejsca, o którym tak wiele mi opowiadałeś, Karolu.- Wzrok mężczyzny powędrował gdzieś w mazurskie knieje. Im dłużej patrzył na soczystą zieleń roztaczającą się dookoła, cieszył uszy muzyką wiatru i świergotem ptactwa, tym bardziej jego twarz nabierała wyrazu wielkiej radości. Oddychał pełną piersią, tak jak zawsze, gdy czuł zbliżającą się wielką przygodę. Mówił szybko i cicho, jakby obawiał się, że zbyt głośnym słowem mógłby zniszczyć urok tej krainy. - ... Tak, Karolu, są ze mną pan Smuga i bosman Nowicki. We trzech szybko uporamy się z silnymi podmuchami północnego wiatru. Spodziewaj się nas za dwie godziny. Do zobaczenia!- Mężczyzna wyłączył telefon i spojrzał na przelatującego nad łodzią kormorana czarnego. Majestatyczny lot ptaka wzbudził w nim zachwyt.

Od strony sitowia ku jachtowi płynęły dwie kaczki- krzyżówki, dzikie ptaki o lśniącym, metalicznie połyskującym zielonkawo - brązowym upierzeniu. Ich mozolne próby nurkowania po pokarm rozbawiły siedzących.

Tymczasem żagiel poddawał się podmuchom wiatru. Jacht przecinał lustrzaną taflę jeziora, mknąc wytrwale do Rynu.

- Tomku, od czego zaczniemy naszą wizytę? Kim są ludzie, z którymi mamy się spotkać?- bosman spojrzał na mężczyznę, który odłożył telefon.

- To Niemiec i Polak, urodzeni na tej ziemi. Burzliwe czasy wojny sprawiły, że ich rodziny bardzo się od siebie oddaliły. Obaj, jako przedstawiciele młodego pokolenia, postanowili to zmienić. Są tu także po to, by porozmawiać z nami o naszych poprzednich wyprawach. - Tomek zamyślił się i milczał przez chwilę. Patrzył na roztańczone w wodzie płotki i okonie. Zachwycony przyrodą, zdawał się nie zwracać uwagi na swych towarzyszy.

- Wpływamy na Jezioro Ryńskie. - oznajmił bosman.

Oczom siedzących ukazał się cudowny widok.

- Ciekawe skąd wzięła się nazwa tego jeziora?- Zastanawiał się Smuga. – Ma ono kształt rynny, może dlatego tak się nazywa...

-Masz rację - dodał Nowicki.- Chociaż niektórzy twierdzą, że nazwa ta pochodzi od rzeki Ren. Ci, którzy budowali zamek, zapewne pochodzili z okolic Renu, a to jezioro przypominało im rodzinne strony.

-Spójrzcie zbliżamy się do Gołej Zośki!– zauważył Smuga.- Miejscowi nazwali ją tak, bo nie ma na niej drzew, jak sądzę. Ta wyspa to także miejsce lęgu mewy śmieszki, raj dla ptactwa. Gdy rodzą się młode, żaden człowiek nie wejdzie na Gołą Zośkę...chyba, że chciałby zostać zadziobany.– Po tych słowach wszyscy zwrócili wzrok na ową wyspę i nastała krótka cisza. Przerwał ją bosman stwierdzając że za chwilę powinni zwinąć żagle.

Niebawem zeszli na ląd gdzie czekał na nich pan Karol z pewnymi ludźmi.

- Witam! Poznajcie pana Johanna i Roberta. Obaj kochają tę ziemię i chcą lepiej ją poznać. Podobnie jak wy, wiele czytali o tym miejscu. Teraz przyszedł czas na spotkanie z Rynem oko w oko. Ja, jako Rynianin, chętnie wam w tym pomogę. - Wzrok Karola powędrował od ruin starego młyna poprzez dom kultury aż do wybudowanego jeszcze w czternastym wieku zamku krzyżackiego.

- A zatem, nie traćmy czasu, kochani!- Nowicki zarzucił na plecy swój stary, podróżniczy plecak. - Hmmm, słyszałem, że w podziemiach zamczyska po dziś dzień kryje się wiele tajemnic. – Dodał, wodząc wzrokiem po południowo- zachodnim skrzydle zamku.

- Niedługo nasze zamczysko zamieni się w luksusowy hotel...- wyszeptał Karol.– To będzie niewątpliwie bardzo dobre dla Rynu przedsięwzięcie, ale właśnie dlatego też musimy wykorzystać każdą chwilę, póki zamek nie został przeszukany przez ekipy budowlane.- Pomyślcie tylko, panowie, ileż historii i ludzkich dramatów kryje ta góra czerwonych, wypalanych jeszcze w średniowieczu cegieł! To właśnie ta budowla, na którą teraz patrzycie, w 1393 roku stała się siedzibą komturów krzyżackich, a Ryn- głównym ośrodkiem władz zakonu. Wszystkie ziemie na wschód od Łyny i na południe od Pregoły podlegały tutejszym władzom.

- Skoro tak, to dlaczego zamek tak bardzo podupadł? Jak to możliwe?- Johann nie krył zdziwienia.

- To długa historia...- westchnął Karol. Z wyrazu jego twarzy wyraźnie przebijała miłość do tego miasta i jego przeszłości.- Nie wiecie zapewne, że warownia zakonu powstała na ruinach osady Galindów, plemienia, które niegdyś mieszkało na tych ziemiach.- Już Galindowie potrafili wykorzystać bogactwa naturalne tej ziemi. Krzyżacy przejęli po nich te bogactwa.

W 1420 w piwnicach zamku były wielkie zapasy miodu, którym zaopatrzano nawet inne miasta Prus. Mieliśmy flotyllę rybacką i hutę żelaza w latach 1412-1420! A spójrzcie na ruiny młyna... - Karol wskazał palcem ruiny tuż obok Ryńskiego Centrum Kultury.- Była to budowla równie stara jak zamek, zasilana wodą z Jeziora Ołów, która do dziś przepływa pod miastem podziemnym, murowanym kanałem.

Tomek był zachwycony opowieścią przyjaciela.

- Jak doszło więc do tego, że warownia podupadła?- zapytał.

- Po pierwsze, najazd Tatarów, po drugie, przez epidemię dżumy z lat 1709- 1711. Te wydarzenia, jak również licytacje zamku bardzo źle wpłynęły na jego losy. Sprzedawany za grosze, zamek stał się też więzieniem... Idziemy do sal tortur.

Przyjaciele Ruszyli ulicą Hanki Sawickiej ku bramie zamku.

-No to jak, wchodzimy?- Johann spojrzał niecierpliwie na Tomka.

-Nareszcie będę miał okazję pozwiedzać tą starą i interesującą budowlę.- Powiedział Robert patrząc na wykonane w połowie z kamienia skrzydło.

Po tych słowach wszyscy skierowali kroki do muzeum.

-Jak tu przyjemnie chłodno.- Stwierdził Tomek, gdyż na dworze panował trzydziestostopniowy upał.

Johann spojrzał na średniowieczną zbroję, która wyglądała na bardzo ciężką. Jak silni musieli być owi rycerze - pomyślał.

- Tylko silni mogli przetrwać w tej surowej krainie- pani kustosz zdawała się czytać w jego myślach.- Były chwile wojny, gdy potrzebowano hełmów i mieczy, które widzicie. Ale proszę spojrzeć na przedmioty codziennego użytku, jak żelazka, które nagrzewano węglem czy na warsztat tkacki... Pomyślcie, panowie, jak niełatwo się tu żyło. Gdy codziennie rano otwieram salę i patrzę na ten skromny zbiorek, jaki jest w muzeum, czuję podziw wobec przodków. Czuję też lęk...Zapewne zginęło w tym miejscu wielu ludzi, bo znajdowała się tu sala tortur. Metody zabijania były bardzo okrutne.

- W takim razie gdzie grzebano więźniów? – Zastanawiał się Robert.

- Skazańców wrzucano do jeziora Ołów.– Kobieta tajemniczo się uśmiechnęła.

Po wyjściu z muzeum grupa przyjaciół zwiedziła jeszcze poddasze, gdzie był słynny wiszący dach, oparty o słupy.

Na Placu Wolności, pod jedną ze dziewiętnastowiecznych kamieniczek, czekał na nich w samochodzie leśniczy, kolega Karola.

- Przepraszam panowie, że nic wam nie powiedziałem, to miała być niespodzianka. Zabieramy was z panem leśniczym na wycieczkę nad zatoczkę Skanal.

Po chwili auto mknęło już ulicą Świerczewskiego. Tomek był pod wrażeniem, gdy jego oczom ukazało się jezioro Ryńskie z górującą nad nim wyspą. Myślał, że to piękny sen, który miał się za chwilę skończyć. Patrzył na łąki i pola, aż wreszcie wjechali do lasu. Nagle coś mignęło mu przed oczami.

- Zatrzymajcie się!- Powiedział i po chwili wyszedł z samochodu. Wbiegł do lasu i zatrzymał się na polanie. Zobaczył jelenia patrzącego wprost na niego. Smuga, który wybiegł za Tomkiem, krzyknął, by ten uważał. Po tych słowach jeleń zniknął w świerkowym gąszczu, a Smuga razem z Tomkiem wrócili do samochodu.

- Już w porządku? Ruszajmy.- Powiedział leśniczy.

Gdy już dojechali, poszli całą grupą na spacer do lasu.

- Jak tu cicho i przyjemnie - zachwycał się Tomek.- Tylko śpiew ptaków i szum wiatru...

- Mnie podoba się śpiew słowika. – powiedział leśniczy.

-A ta roślina, o ile dobrze myślę, to kozłek lekarski.- Spytał Karol.

-Tak, ale kiedyś był on nazywany bielrzanem, dryjawnikiem, kozią brodą. Miał także parę innych nazw, tylko że już nie pamiętam, Karolu.- Powiedział, śmiejąc się, leśniczy. Najcenniejszym surowcem zielarskim jest korzeń kozłka.

- Zawsze myślałem, że te małe białe kwiaty osadzone na wysokiej łodydze są najcenniejsze.- Powiedział Robert.

-Pozory mylą. Korzenie w roślinach też są lecznicze. My, tutejsi mieszkańcy mamy ogromny szacunek do przyrody. Ona daje nam lecznicze zioła, wczesnym latem smaczne poziomki, jesienią - grzybki, a na zimę drewno na opał. Na tej ziemi się rodzimy i tu umieramy...

Spacerowali po lesie do zmroku. Nadeszła pora pożegnania. Wszyscy wsiedli do auta i dziesięć minut później byli już na miejscu.

- Szkoda, że czas tak szybko leci.- Powiedział ze smutkiem w głosie Tomek.- Do zobaczenia! Miło było was poznać!- parę chwil później jacht odbił od brzegów Rynu.

Kiedy przygoda na Mazurach się skończyła, Tomek zrozumiał, że właśnie w tym zakątku świata odzyskał spokój ducha i zawsze będzie wracał do tego wspaniałego miejsca.Był w wielu krainach, przemierzył Syberię, odkrywał źródła Amazonki, mieszkał wśród Indian i poznał afrykański busz, lecz jego serce odzyskało swój spokój właśnie na tej przedziwnej ziemi, w Krainie Tysiąca Jezior.

◄cofnij    ▲do góry