powiat olsztyński

Twarowska Natalia

Tomek w Wilczym Szańcu

Był początek wakacji. Siedziałam właśnie w swoim pokoju gapiąc się bezmyślnie w telewizor, gdy usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych.. Otworzyła mama. Rozmawiała z jakimś nieznajomym chłopakiem. Z fragmentów rozmowy wywnioskowałam, że ktoś pyta o zabudowanie Kowalskich. Zaciekawiło mnie to, gdyż dom państwa Kowalskich stał pusty, od kiedy pani Kowalska zmarła w zeszłym roku, a jej mąż kilka lat przed nią. Czyżby znalazł się w końcu właściciel, pomyślałam.

Na drugi dzień było bardzo upalnie. Poszłyśmy z moją koleżanką Karoliną nad jezioro, żeby się wykąpać. Kiedy, po kąpieli, opalałyśmy się na plaży, przyszedł nieznajomy chłopak, który wczoraj pytał o Kowalskich. Podszedł do nas i przedstawił się:

-Cześć! Jestem Tomek Wilmowski. Jesteście stąd?

-Tak. Nazywam się Natalka, a to moja koleżanka Karolina. Pytałeś wczoraj moją mamę o drogę. Trafiłeś?

-Oczywiście. Kiedyś już tu byłem. Państwo Kowalscy są, a raczej byli, moimi dziadkami.

Tomek opowiedział nam, że tata prosił go by przyjechał w te strony przypilnować domu, na który już oko mieli drobni, okoliczni złodziejaszkowie. Miał tu być całe wakacje i nie wiedział co robić, aby się nie nudzić. Był miły, kulturalny, więc zaprzyjaźniliśmy się. Spotykaliśmy się we trójkę prawie codziennie, nudziliśmy się okropnie i myśleliśmy co by tu w wolnym czasie robić. Pewnego dnia wpadliśmy na pomysł, to znaczy Tomek wpadł, aby zwiedzić bunkry po II wojnie światowej, które znajdowały się w Gierłoży. Mój tata tam akurat pracował jako archeolog. Niedaleko bunkrów odkryto jakieś cenne znalezisko i tata pojechał je zbadać. Wzięliśmy namioty, śpiwory, potrzebny sprzęt i pojechaliśmy na kilkudniową wycieczkę.

Po przyjeździe rozbiliśmy biwak niedaleko archeologów. Wieczorem przy ognisku tata i jego koledzy opowiedzieli nam historię bunkrów zbudowanych w 1941 roku na rozkaz Hitlera. Okazało się, że Tomek wiele wie na ten temat, gdyż przeczytał o tym w Internecie. Zafascynowani tajnym obiektem Hitlera postanowiliśmy na drugi dzień zobaczyć wszystko na własne oczy.

Wczesnym rankiem ruszyliśmy zwiedzać. Większość budynków była doszczętnie zniszczona, ale jeden bunkier był w całkiem niezłym stanie. Weszliśmy do środka. Panował tam półmrok, gdyż nie było okien, a światło docierało tylko przez wąskie szpary w ścianach. Szliśmy długim korytarzem, aż zrobiło się zupełnie ciemno. Włączyliśmy latarki. Budynek z zewnątrz wydawał się mniejszy. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że droga obniża się, a my jesteśmy pod ziemią. Nagle Tomek, który szedł przed nami, zniknął nam z oczu. Z krzykiem wpadł do jakiejś dziury.

-Tomek! Żyjesz? Gdzie jesteś? -krzyknęłam przerażona.

-Strasznie się potłukłem, ale żyję.-usłyszeliśmy słaby głos kolegi, dochodzący gdzieś z oddali. Oświetliliśmy wnętrze. Wokół stały różne skrzynie, na podłodze leżały porozrzucane rzeczy. Zauważyłam duży zwój liny. Przywiązałyśmy ją do haka w ścianie, chcąc drugi koniec spuścić w dół, aby wyciągnąć Tomka. Okazało się, że Tomek sam nie może wyjść. Musieliśmy zejść do niego. Na dole panował idealny porządek. Wszystko było pokryte kurzem, ale leżało poukładane na półkach przy ścianie.

-Chyba nikogo tu nie było przed nami-powiedziała Karolina.

-Na to wygląda. Odkryliśmy jakieś nowe pomieszczenie. Tata wczoraj mówił, że bunkry nie zostały do końca sprawdzone. Kryje się tu wiele tajemnic-odpowiedziałam.

Nagle usłyszeliśmy w oddali jakieś odgłosy, jakby ktoś wolno szedł. Zamarliśmy ze strachu. Po chwili stukot ustał.. Stwierdziliśmy, że trzeba jak najszybciej opuścić to miejsce, ale pojawił się problem. Tomek prawdopodobnie złamał rękę i nie mógł wydostać się sam, a my nie potrafiłyśmy mu pomóc.

-Bunkry są tak zbudowane, że z każdego pomieszczenia jest kilka wyjść.-powiedział Tomek. Postanowiliśmy poszukać innego. Szliśmy ok. pół godziny, gdy nagle znowu usłyszeliśmy odgłos kroków. Wyraźnie ktoś zbliżał się w naszym kierunku. Zamarliśmy z przerażenia. Był coraz bliżej, bliżej i nagle rozbłysnęło światło, a my ze strachu zaczęliśmy krzyczeć jak opętani. Nigdy tak się nie bałam jak w tym momencie, Karolina zaczęła płakać, a Tomek zbladł jak kreda. Gdy już trochę uspokoiliśmy się, rozejrzeliśmy się dookoła, okazało się, że nikogo nie ma. Byliśmy zdezorientowani. Nie wiedzieliśmy co robić. Ręka Tomka też nie wyglądała dobrze. Chociaż była usztywniona to robiła się coraz grubsza. Byliśmy załamani.

Dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że wszędzie jest widno. Rozejrzeliśmy się dookoła. Był to długi korytarz. Nic tam nie było.Z otworów w suficie dochodziło światło. Ruszyliśmy dalej. Szliśmy tak dobrą godzinę, gdy nagle korytarz skończył się. Był zawalony wielkimi kawałami betonu. Byliśmy załamani. Postanowiliśmy odpocząć i zastanowić się co dalej.

Gdy tak siedzieliśmy zgasło światło. Zapanował mrok. Nasze latarki świeciły już coraz słabiej. W pewnym momencie Karolina zobaczyła, że w górze przez małą szparę widać światło. Była to nasza nadzieja na wydostanie się z tej pułapki. Ja z Karoliną wdrapałyśmy się i zaczęłyśmy odgarniać ziemię wokół szpary. Nagle wielka gruda ziemi odpadła, a naszym oczom ukazała się wielka krata, za którą była łąka. Wyjście było tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Krata osadzona w betonowej ścianie była nie do ruszenia. Najpierw zaczęłyśmy z Karoliną krzyczeć z nadzieją, że ktoś nas usłyszy. Gdy głos odmówił posłuszeństwa zrezygnowani usiedliśmy. Nadszedł wieczór, zrobiło się ciemno. Latarki już nie świeciły. Wyczerpani i głodni zasnęliśmy.

Nagle przez sen usłyszałam głos.

-Natalka obudź się-Tomek szarpnął mnie za rękę.

-Ktoś chyba idzie-szepnęła Karolina.

Zaczęliśmy krzyczeć:

-Ratunku! Ratunku!

Przez kraty zobaczyliśmy kolegów taty, którzy nas szukali. Nagle usłyszeliśmy znajome odgłosy dochodzące z głębi korytarza, które zbliżały się do nas. I tak jak poprzednio były coraz bliżej i bliżej, a kiedy zaczęliśmy krzyczeć zapaliło się światło. Archeolodzy zaczęli nas uspokajać. Tym razem jednak odgłosy kroków nie ustały, a po chwili zobaczyliśmy tatę z dwoma kolegami jak zbliżają się do nas korytarzem. Nasze szczęście nie miało granic. Byliśmy uratowani. Na drugi dzień przyjechała ekipa historyków, którzy mieli opisać odkryty przez nas korytarz. Okazało się, że nikt nie wiedział o tym podziemiu.

Dziura w podłodze zrobiła się, ponieważ w tym miejscu było wejście zabite deskami. Drewno spróchniało i Tomek wpadł tam przypadkowo. Podziemia tego nie było w planach, gdyż powstało po tym, jak pułkownik Claus von Stauffenberg chciał zabić Hitlera. Historycy odkryli tam wiele ciekawych rzeczy, między innymi pewien rodzaj zabezpieczenia, które miało odstraszać intruzów: odgłos kroków, a następnie światło. W podłodze były czujniki, które po nadepnięciu uruchamiały agregat, z którego pochodził prąd. Wszystko zachowało się w bardzo dobrym stanie tyle lat. Naukowcy byli zachwyceni odkryciem jakiego dokonaliśmy.

Po przygodzie w Wilczym Szańcu Hitlera wróciliśmy do domu. Ręka Tomka nie była złamana i szybko się wygoiła. Po dwóch tygodniach nudów Tomek znowu wpadł na pomysł, aby wyruszyć na kilkudniową wycieczkę, tym razem zwiedzać wiadukty w Stańczykach., ale czy atrakcją Stańczyk są tylko wiadukty, czy może jakaś jaskinia, w której straszy duch księcia Prus Wschodnich? To się okaże w następnej przygodzie pt.: ,,Tomek i pruskie duchy''.

◄cofnij    ▲do góry