START REGULAMIN KONKURSU PRACE LITERACKIE LAUREATÓW WOJEWÓDZKICH PRACE LITERACKIE LAUREATÓW POWIATOWYCH PRACE LITERACKIE
powiat działdowski (12) |
powiat nowomiejskiSzmit BartoszPrzygody Tomka na Warmii i MazurachDziało się to w 1941 roku, kiedy wojska niemieckie okupowały Warmię i Mazury, a dokładnie Giżycko. W mieści panowały głód i nędza. Wjeżdżali do niego tylko posłańcy Hitlera od jego twierdzy w Gierłoży albo furgonetki z żywnością i amunicją. Niemcy chcieli założyć obóz koncentracyjny, ale generał Michael Ballack powiedział, że nie mają pieniędzy. Dzięki jego żonie, która była kuzynką Smugi, dowódca armii nabrał się na jego kłamstwa. Bartosz Szmit był doktorem nauk matematycznych. Pochodził z rejonu leżącego na zachód od Warmii, na wschód od Kujaw, a dokładnie koło Nowego Miasta Lubawskiego. Miał dwadzieścia dwa lata. Mimo młodego wieku posiadał ogromne doświadczenie. Wykładał na uniwersytecie w Warszawie, później w Gdańsku. Teraz postanowił towarzyszyć w wyprawie pod dowództwem Smugi. Miał ciemnobrązowe włosy, oczy zaś zielone. Był smukłym, wysportowanym mężczyzną o ciemnym, bardzo opalonym ciele. Bardzo lubił piłkę nożną, psy, konie, ptaki. W szkole uczył się bardzo dobrze, zatem jest teraz doktorem matematyki. Bosman, stery szef kompani, Tomek Wilmowski, jego ojciec, matematyk rozbili obóz nad jeziorem Niegocin. Musieli się dostać na Zamek Krzyżacki, gdyż tam Ballack więził w lochach brata Nowickiego, który został skazany na śmierć za zabicie Lukasa Podolskiego. Był on najlepszym piłkarzem niemieckim, grającym w Legii Warszawa. Po meczu podszedł do niego i wbił mu nóż w plecy. Kupił go u swego brata, który bawił się takimi rzeczami na statku. Teraz także produkuje broń i amunicję, czasami prochy strzelnicze. Jest z zawodu rusznikarzem, ale podjął się pracy na statku. Chcąc uwolnić swego brata musiał podłożyć ładunki wybuchowe pod kraty więzienia. Dowiedział się tego od polskiego posłańca, który za namową Adama Nowickiego przybył do Kętrzyna, gdzie czekał na niego Bartosz Szmit, który odebrał skrypt. Nazajutrz Smuga omówił plan: -Bosman, ja, Wilmowski popłyniemy łódką na wyspę na jeziorze. Założymy tam obóz w krzakach i będziemy obserwować wieżę generała. Tomek Wilmowski i Szmit pojedziecie drogą do miasta i przedstawicie się jako Austriacy chcący dostać się za nie i obejrzeć ziemie. -Nie możemy ich oszukać, że chcemy je oglądać, gdyż dowódca Austrii i generał Ballack są w stałym kontakcie. A na dodatek byśmy musieli mieć od niego list z pieczęcią. -No tak, nie pomyślałem o tej przeszkodzie, ale tylko Pan Bóg wie, czy się uda czy też nie. Bosmanowi bardzo zależy, toteż spróbujemy. Popołudnie było upalne, ale tumany pyłu strzelniczego zasłaniały słońce. Wówczas Polacy organizowali powstania wobec oddziału Adolfa Hitlera. Jednak nigdy im się nie udało, ponieważ mieli słabszą organizację wojsk. Armia powstańcza liczyła 120 osób, a Niemcy stłumili ją liczebnością czterokrotnie większą i lepszą bronią. Wieczorem profesor historii i doktor nauk matematycznych przygotowywali się z języka niemieckiego, aby nie podpaść straży miasta. Robili także przegląd powozu przed jutrzejszym wyjazdem. Rankiem Bosman spakował zapasy żywności, między innymi: chleb, kawałek kiełbasy i termos z herbatą. Włożył również beczkę smoły, na wypadek gdyby łódka przeciekała, grube, mocne liny, koce, garnki, niezbędną broń i co najważniejsze wodę pitną. Po załadunku Smuga wypłynął z wszystkimi w kierunku wyspy. W połowie drogi zastała ich mgła. Bosman ucieszył się, bo wiedział, że nie dostrzegą ich z wieży zamku. Smuga zaraz wyjaśnił mu, że nie będą widzieli, dokąd płyną. Ojciec młodzieńca też się zmartwił, ale po chwili wpadł na pomysł dobicia do brzegu. Smuga poparł jego plan i tak zrobili. Gdy dobijali do lądu coś zaczepiło się o wiosło. Były to sieci zastawione przez rybaków. Ryb było wówczas mnóstwo, ponieważ na zamku są zagnieżdżone robaki. Hitlerowska straż wyrzuca je do jeziora, zatem jest dużo pokarmu dla wodnych zwierząt. Nowicki szybko rozplątał sznury i ruszyli dalej. Tymczasem dwaj nauczyciele byli już w połowie trasy, gdy za zakrętem ujrzeli przewrócone na jezdnię drzewo. Nie można było przejechać, bo droga była bardzo wąska i krzaki zarastały pobocze. Na szczęście Tomasz spakował piłę. Szybko wzięli się do cięcia, toteż sprawnie szło im usuwanie przeszkody. Po około godzinie pracy usłyszeli warkot samochodu. Schowali się w pobliskie krzewy bzu i gdy powóz się zbliżał, zrozumieli, że to miejscowa ludność miejska uciekająca z Giżycka. Z Czernego samochodu wysiadła kobieta z dzieckiem, jej mąż oraz dwaj synowie. Małe dziecko zauważyło samochód po drugiej stronie drogi. Podeszli do niego i zobaczyli, że nie ma kluczyków. Rodzina usiadła na dużym kamieniu. Żona zaczęła rozpaczać, że są zagubieni i wojsko w pościgu ich dogoni i zabije. Szmit i Wilmowski wyszli z za krzaków i przywitali się z Polakami. Tajemnicza kobieta opowiedziała swój los i zaproponowała wymianę samochodów. Dla obu stron było to korzystne. Doktor i profesor pojechali do Giżycka, zaś rodzina odjechała na południe. Po przejechaniu około sześciu kilometrów zaczęło kończyć się paliwo. Według mapy powinna zaraz być wioska. Benzyny było coraz mniej, a miejscowości nie było widać. Jednak Tomek zauważył w oddali rolnika jadącego na rowerze. Podjechali ku niemu. Zapytali, czy sprzedałby im trochę paliwa. On odpowiedział, że w leśnej chacie ma pół kanistra benzyny. Skręcili do lasu w drogę i po chwili byli na miejscu. Chata była zbudowana z drzewa klonowego, bardziej przypominająca półziemiankę, niż domek leśny. Zaprosił ich do siebie na ciepłą herbatę z ziół i przedstawił się jako Mirosław Kloze. W domu było ciepło i czysto. W rogu stał piec kaflowy, tuż pod ścianą stół i cztery krzesła. Nad nim wisiały zdobycze łowieckie z jeleni, saren, kozłów, dzików, jeden przedstawiał żubra. Okazało się, że jest leśniczym i uciekł od Michaela Balladka ze służby trzy dni temu i mieszka w lesie, gdzie jak myśli nikt go nie znajdzie. Wysłuchali także opowieści o tym, jak traktuję więźniów: od kary chłosty poprzez tortury do śmierci. Zapytali go czy żyje Adam Nowicki. Myślał przez chwilę i powiedział, że za tydzień mają wykonać na nim wyrok śmierci. Koledzy z wyprawy zmartwili się, lecz za moment rozchmurzyli się. Musieli szybko skontaktować się z drugą częścią załogi, ale nie wiadomo było gdzie ich szukać. Nowy przyjaciel rzekł, iż jeśli chcą dotrzeć do twierdzy i uwolnić kolegę, trzeba podstępem wkraść się do zamku, następnie namówić generała do wyjazdu i zająć jego miejsce. Zaoferował im pomoc. Po zatankowaniu ruszyli w trzech w kierunku miasta. Tymczasem reszta grupy zaczekała, aż mgła opadnie i wypłynęli dalej. Nie mogli iść nad brzegiem jeziora, gdyż niemieccy zwiadowcy mogliby ich rozpoznać i zabić. Zagłębiając się w las z pewnością zabłądziliby, ponieważ nie pochodzili z tych terenów. Po wypłynięciu stara łódź zaczęła powoli wypełniać się wodą, jednak bosman wyciągnął beczkę ze smołą i zalepił dziury. Pan Wilmowski wylał wodę wiadrem, lecz ciągle jej przybywało. Szybko zawrócili do brzegu i wywrócili tartanę dnem do góry. Nowicki zauważył, że na łodzi są rysy metalowych elementów, które zrobiły dziury. Po zbadaniu tej sprawy okazało się, że w wodzie są zastawione pułapki na rybaków. Oni nic nie czują, bo najczęściej pływają barkami. Niemieccy oficerowie tak robią, chcąc się ich pozbyć. Postanowili nie wypływać, ale iść nad brzegiem. Zabrali ekwipunek z łódki i poszli nierównym krokiem, ponieważ Smuga miał dużo siły, bosman zaś żałował, że nie będzie mógł popisać się swoimi umiejętnościami, Wilmowski niósł najwięcej, zatem szedł wolniej. Zbliżała się noc. Po przejściu około czterech kilometrów ujrzeli dzika. Wybiegł z lasu i zaczął ich gonić. Był gruby, ciężki i miał ciemnobrązową sierść. Las szpilkowy z domieszką klonu, dębu i brzozy był posadzony bardzo gęsto. Bardziej przypominał amazońską puszczę niż bór na Mazurach. Dzik doganiał ich. Bosman wyciągnął z kieszeni nóż i rzucił w niego. Lecący sztylet ominął go o zaledwie kilka centymetrów. Wtem Smuga zdjął z pleców strzelbę i załadował ją. Po chwili wycelował w dzika. Zwierzę dostało kulę w szyję. Chwilę jeszcze oddychało, ale Wilmowski uderzył go kolbą od broni i ogłuszył. Po tym zdarzeniu rozbili malutki obóz i rozpalili ognisko. Nowicki zawrócił się w poszukiwaniu swego bagnetu. Po jego przyjściu dzik był już prawie upieczony. Położyli się spać. Tylko bosman rozmyślał o swoim bracie. Bardzo się o niego martwił, gdyż po jego śmierci zostałby sam, matka nie żyła ojciec również. Tymczasem grupa jadąca samochodem z nowym przyjacielem chciała skontaktować się z resztą. Nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Musieli przekazać nową wersję planu, gdyż tamten by się nie udał. Szmit jechał szybko, ale ostrożnie i tajemniczo. Bał się bardzo Niemców, gdyż był Polakiem. Mogliby go zabić tak jak Żydów, czy też mieszkańców Giżycka. W czasie jazdy Niemiec komentował stary plan jako bezmyślny i głupi, a nawet zagrażający życiu. Po krótkiej, ale wyczerpującej podróży autem rozbili obóz tuz pod miastem. Musieli wymyślić nowy podstęp. Usiedli w namiocie w lesie i zaczęli rozwiać. Szmit szepnął: -Może powiemy, że przybywamy do Michaela Balladka i chcemy się z nim widzieć. -To byłoby głupie i by nas nie wpuścili. -A jak byśmy zabili strażników i uwolnili Nowickiego? -Już wiem. Mirosław skombinuje ubiór straży, a jak będzie zmiana wart to my się ustawimy i powiemy, że generał kazał za karę stać nam cały dzień. Później wejdziemy do środka i grożąc strażnikowi więziennemu nakażemy wypuszczenia Adama. -Bardzo dobry pomysł Tomku. Po opracowaniu podstępu Kloze wsiadł do wozu i pojechał po mundury strażników. Minęło niemal pół godziny i leśniczy był z powrotem z trzema ciemnobrązowymi płaszczami, czarnymi butami ze skóry oraz niebieskimi spodniami. Każdy strażnik musi mieć kolczugę i miecz, o których tez nie zapomniał. Po dopasowaniu ubrań zaczęli się szkolić z języka niemieckiego. Następnie położyli się spać. Do egzekucji Adama Nowickiego zostało tylko pięć dni. Rankiem wstali ze śpiworów i spakowali się. Wilmowski nie mógł znaleźć swoich spodni, ale Bartek dał mu mundurek. Wsiedli do samochodu i pojechali do Giżycka. Na drodze zastali więźniów robiących drogę. W mieści podjechali pod budynek sąsiadujący z Zamkiem Krzyżackim. Zdenerwowanie w powozie było ogromne. Jeśli jakiś wartownik zauważyłby ich, to nie wiadomo było, co się z nimi stanie. Podczas obserwowania Szmit szybo zobaczył, że jedni już schodzą z wart. Przebrani w obowiązkowy ubiór szybko pobiegli pod drzwi twierdzy. Po około pięciu minutach przyszła zdziwiona straż i zapytała się ich, dlaczego stoją tak długo. Oni nie wiedzieli, że to podstęp, więc myśleli, że to jeszcze poranna warta. Kloze odpowiedział im, że muszą stać cały dzień. Ucieszeni strażnicy poszli z powrotem do swoich domów. Podróżnicy cieszyli się z pierwszego zwycięstwa, lecz obawiali się realizacji następnej części planu. Pałac Michaela Balladka zbudowany przez Krzyżaków był bardzo wysoki i długi. Na oko miał ponad pięćdziesiąt metrów wysokości i siedemdziesiąt metrów długości. Szerokość była równa dwudziestu kilku metrom. A ponadto miał trzy wejścia, jedno od zachodu, drugie zaś od południa, trzecie mieściło się pod ziemią od strony północnej. Gdy otworzyli drzwi, ujrzeli podłogę wyłożoną marmurowymi płytkami. Na wprost były drzwi, za którymi wznosiły się schody. Na lewo można było pójść do komnat zarządców i służby, zaś po przeciwnej stronie do więzienia. Oto chodziło bohaterom, zatem tam poszli. Przy wejściu stał strażnik więźniów. Podeszli do niego i powiedzieli, że na rozkaz generała Balladka muszą się zobaczyć z jednym niewolnikiem i mają przyprowadzić go do niego. Wpuścił ich, ale pod warunkiem, że będą tylko pięć minut. Skazanych było ponad dwustu. Połowa musiała robić drogi, zaś druga część pracowała przy mieleniu ziarna na mąkę. Szybko odnaleźli Adama Nowickiego, ponieważ był podobny do swego brata. Podeszli do niego i kazali strażnikowi wypuścić go. Myślał, że idzie na karę śmierci, ale do egzekucji zostało jeszcze trzy dni. Po chwili zauważył znajomą twarz uśmiechającą się do niego. Gdzieś już ja widział. Za moment, gdy byli już sami, przedstawili mu się: Tomek Wilmowski, jego kolega Bartosz Szmit i leśniczy, dawny strażnik celi Mirosław Kloze. Skuli go w kajdany i poszli przez środkowe drzwi. Były ochroniarz miał labirynt zamku w małym paluszku. Teraz on kierował całą brygadą. Okazało się, że Adam był jego kolegą z celi, który go szanował, a on dawał mu najwięcej jedzenia. Tak, więc dużo ze sobą rozmawiali, ale szeptem. Michaela nie było, bo pojechał na spotkanie z Hitlerem. Zostawił on zastępcę- Bastiana Schweinsteigera. Był on dwa razy surowszy i trzy razy więcej spostrzegawczy. Nie lubił Słowian, Żydów, Murzynów i Arabów. Jak by mógł, zabiłby wszystkich więźniów w pałacu swego kolegi. Miał blond włosy, czerwone policzki, krzywy nos i krepą budowę ciała, a na dodatek posiadał cechy prawdziwego detektywa, więc odgrywał ważna rolę wśród służby. Łowcy przygód oszukując straż poszli w kierunku piwnic, skąd mogli uciec podziemnym przejściem. Za środkowymi drzwiami było wejście na schody i na lewo pod ziemię. Poszli tam niezauważeni i na dole znowu było rozwidlenie drogi. Mirosław pokierował prawo i po chwili byli już przed bramą prowadzącą do sal w ziemi. Tomek wyjął z kieszeni wytrychy i zaczął dopasowywać. Ostatni okazał się dobry. Po drodze minęli kilka komnat, a na końcu były schody na górę. Z trudem przedostali się na powierzchnię przez małą dziurę w ziemi pokrytą krzakami. Jak najszybciej pobiegli do samochodu, lecz nie zostawili go tam, gdzie był zaparkowany, więc ukradli komuś z Giżycka motor i dwa rowery. Pojechali na wschód do Grajewa, skąd planowo miał pojawić się Smuga z bosmanem i panem Wilmowskim. Po pół godzinie byli na miejscu. Zapytali miejscowych czy nie widzieli polaków. Oni nic nie zauważyli. Uciekinierzy rozłożyli obóz w pobliskim lesie i zasnęli. Rankiem jakiś chłop obudził Szmita. Powiedział, że trzech poszukiwaczy czeka na nich we wiosce. Wszyscy wstali uradowani i spakowali się. Wzięli środki transportu i pojechali do wsi. Adam jechał najszybciej na rowerze. Bosman siedział na drzewie i wypatrywał przez lornetkę reszty bohaterów. Po chwili wszyscy doczekali się spotkania. Bosman objął swego brata i cieszył się z udanej misji. Wilmowski, jako ojciec był szczęśliwy, że jego synowi się nic nie stało. Smuga z szacunkiem dziękował profesorowi i leśniczemu. Cała brygada odjechała do Grajewa. Kloze zamieszkał w Toruniu. Szmit wrócił do domu, a reszta pojechała na następną wyprawę do Australii. |