powiat elbląski

Szafran Katarzyna

Wycieczka po okolicy jeziora Druzno

12 kwietnia 2007r.

Nazywam się Tomasz Wilmowski, mam 14 lat i mówią, że jestem bardzo żywym

i ciekawym świata chłopcem. Muszę spożytkować mój nadmiar energii. Tydzień temu ciotka, stwierdziła, że koniecznie mam wynaleźć sobie zajęcie na kilka najbliższych dni, bo oni wyjeżdżają i zostanę pod opieką sąsiadki.

Zaplanowałem sobie wycieczkę rowerową. Czekałem tylko na ładną pogodę. Dziś na szczęście słonko przygrzewało z samego rana. Spakowałem do plecaka aparat fotograficzny, lornetkę i kanapki. Wyruszyłem zadowolony. Oczywiście wcześniej poinformowałem sąsiadkę, o której będę w domu.

Postanowiłem pojechać najpierw wzdłuż Balewski przez Krzewsk i Żółwiniec. Rok temu tata pokazał mi przecudowne miejsce – rezerwat ptactwa wodnego. Aby tam dotrzeć, musiałem iść przez las brzegiem Balewki. Prowadziłem rower, który zapadał się w podmokły teren tak samo jak moje buty. Po chwili oczom mym ukazała się drewniana wieża widokowa.

Próbowałem wdrapać się na nią po drewnianych balach, ale buty były oklejone błotem i ślizgały mi się. Wszedłem, więc po schodach na sam szczyt. To, co zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach. Wyjąłem lornetkę, aby dokładnie przyjrzeć się cudom. Woda otoczona szuwarami, trzcinami oraz olsami. Na falach rozrosły się zielone wysepki.

Była to masa, istny raj dla skrzydlatych osobników. Zewsząd dobiegał ich krzyk i trzepot skrzydeł. Jedne nurkowały po pokarm, inne szybowały nad trzcinami lub wysiadywały jajka

w dobrych kryjówkach.

Spojrzałem za siebie i ujrzałem majestatycznie pływające łabędzie. Ich spokój i duma wzbudziły we mnie zachwyt. Nagle nad moją głową przeleciały myszołowy, były zwinne

i sprytne. Udało mi się zrobić kilka zdjęć.

Dzień udał się doskonale. Jutro wyruszę w stronę Węgli. Znajduje się tam pomost dla wędkarzy. Będę podziwiał jezioro Druzno z drugiej strony.

13 kwietnia 2007r.

Wstał słoneczny poranek. W domu panowała głęboka cisza. Szybko zjadłem śniadanie, spakowałem prowiant i wyruszyłem. Szkoda marnować dnia.

Bez przeszkód dojechałem do Druzno, uśmiechałem się do siebie na widok spokojnie poruszających się fal. Wdychałem całą piersią urzekający zapach wody. Podoba mi się to miejsce. Usiadłem na mostku i wyjąłem mały przewodnik. Wyczytałem, że Druzno jest największym zbiornikiem wód na naszych Żuławach.

Nagle poczułem, że ktoś stoi za mną. Obejrzałem się, był to mój przyjaciel Jurek Tymowski. Zaproponowałem, aby towarzyszył mi w dalszej wycieczce. Jurek z chęcią się zgodził, gdyż nie miał żadnych planów na resztę dnia. Schowałem książeczkę i ruszyliśmy dalej. Zewsząd dobiegały nas głosy niezwykłej fauny. Fascynował nas niepowtarzalny krajobraz. Mieliśmy wrażenie, jakby czas stanął. Wiosna powoli budzi przyrodę do życia.

Dobrze nam tu było, ale musieliśmy wracać do domu.

14 kwietnia 2007r.

Ostatni dzień mojej wyprawy. Trochę popsuła się pogoda, ale to w niczym nie przeszkadza. Dziś wybieram się do serca Żuław Elbląskich – wsi Jezioro. Znajduje się tam stary, zniszczony przez czas i ludzi kościół mennonicki. Dowiedziałem się, że to właśnie Menonitom Jezioro zawdzięcza swe powstanie, gdyż to oni wydarli wodzie te ziemie.

Kościół zbudowany z cegieł jest duży. Koniec dachu wieńczą dwie wieżyczki z krzyżem pośrodku. Okna wyglądają jak ostre łuki połączone u góry. Wszystko to precyzyjnie wykonane, mimo, że czas zrobił z tym miejscem swoje. Drzwi wejściowe są dziś zrobione z drewna, wyglądają jak wrota stodoły. Od strony północnej i południowej znajduje się sześć okien.

Obszedłem kościół dookoła. Nagle moim oczom pokazały się resztki nagrobków.

To był pewnie przykościelny cmentarz. Majestatyczne krzyże nakazywały zachować powagę i szacunek dla tak szczególnego miejsca.

Powoli wszedłem między poprzewracane nagrobki, nie potrafiłem odczytać napisów.

Nagle głośny huk dobiegał zza moich pleców. Gwałtownie się obejrzałem, ścisnęło mnie

w gardle. Na szczęście okazało się, że to tylko wiatr zwalił nadłamaną gałąź na nagrobną płytę.

Szybko opuściłem to miejsce. Zajrzałem do kościoła, wszedłem do środka, był bardzo zniszczony i wysoki. Ptactwo latało pod dachem i krzyczało. Dziwne miejsce - pomyślałem.

W zadumie wracałem do domu. Gałęzie drzew szumiały tajemniczo, jakby chciały powiedzieć, że trzeba dbać o takie miejsca, aby ci, którzy przyjadą po nas, mogli poznać historię własnych siedlisk.

◄cofnij    ▲do góry