START REGULAMIN KONKURSU PRACE LITERACKIE LAUREATÓW WOJEWÓDZKICH PRACE LITERACKIE LAUREATÓW POWIATOWYCH PRACE LITERACKIE
powiat działdowski (12) |
powiat nowomiejskiŚwiniarska AnnaTomek na Warmii i MazurachTomek w milczeniu przypatrywał się bujnie wyrośniętej florze. Z okna mógł oglądać wszystko, co znajdowało się w polu jego widzenia. Nie mógł się doczekać powrotu do ojczyzny, którą opuścił kilka lat temu. Chciał jak najszybciej przekroczyć granice Polski i ujrzeć znów znajome okolice. Jednak nie on jeden czekał w utęsknieniu na powrót do kraju. Jego ojciec – Andrzej Wilmowski i dwóch jego przyjaciół – pan Smuga i bosman Nowicki wiele lat temu musieli opuścić swoje państwo, by uniknąć zesłania do więzienia. W wagonie panowała więc bardzo natężona i nerwowa atmosfera. Pierwszy odezwał się najlepszy towarzysz Tomka bosman Nowicki: - No moi drodzy, wkrótce przekroczymy granice Rzeczpospolitej. Nie wiem jak wy, ale ja mam lekkiego cykora. Jestem ciekaw czy ktoś tam na mnie czeka. Czy rodzice jeszcze o mnie pamiętają? Drogi panie Wilmowski, gdzie udamy się najpierw i w jakim właściwie celu tu powracamy? -Wiem, że długo trzymałem was w niepewności, ale sam dokładnie nie wiedziałem, po co pan Hagenbeck nas wysłał w rodzinne strony. Otóż kilka dni temu dostałem telegram, w którym napisano, iż mamy się udać do województwa warmińsko – mazurskiego, by schwytać tam kilka okazów zwierząt. - Jakich mianowicie, Andrzeju? – dopytywał się Smuga. - Kilka okazów lisów, które występują tam licznie, bobry dziki i jelenie. - Takie zwierzęta to można złapać i w górach i na Mazowszu i w każdym regionie Polski. -zinterpretował Tomek. - Być może, ale my jedziemy na Mazury w jeszcze jednym celu. - Jakim, jakim tato? – dopytywał się podniecony Tomek. - Pan Hagenbeck, który nigdy nie był w Polsce miał zamiar przyjechać i zwiedzić ją. Bardzo zaintrygowało go zdarzenie „ Bitwy pod Grunwaldem”. Chciał wyruszyć do tegoż miasta, by obejrzeć scenę opisującą tę wojnę. Wystąpiły jednak komplikacje i jego wyjazd stał się niemożliwy. Uznał więc, że skoro jedziemy chwytać zwierzęta możemy również obejrzeć i opisać mu ją po powrocie. - To wspaniale! Wiele słyszałem o tym widowisku. Z wielką chęcią zobaczę,jak wyglądała wojna w 1410 roku. - Jeśli cię to ciekawi Tomku mogę ci uchylić rąbka tajemnicy na ten temat. Zapewne wiesz, że w „ bitwie pod Grunwaldem” walczyły wojska krzyżackie, które składały się z Niemców i nielicznych Słowian, głównie z Pomorza i Śląska. Ich przeciwnikami były armie polsko, litewsko – ruskie, a także czeskie i tatarskie. Dowódcą oddziałów polsko, litewsko – ruskich i innych walczących po ich stronie był Władysław II Jagiełło. Krzyżackich zaś Ulrich von Jungingen. Armia Jagiełły liczyła około dwadzieścia tysięcy jazdy i dziesięć tysięcy piechoty. Jungingena ok. dwadzieścia tysięcy jazdy i sześć tysięcy piechoty. Krzyżacy liczebnie byli słabsi, ale za to lepiej uzbrojeni. Walka była bardzo zacięta i pochłonęła wiele ofiar. Zwycięstwo odniosły jednak wojska polskie. - No, no mamy się czy pochwalić w świecie, w końcu nie każde państwo może się chlubić takimi pięknymi zwycięstwami – powiedział z dumą bosman Nowicki. - To prawda, jednak w historii Rzeczpospolitej były nie tylko zwycięstwa – rzekł zadumany Wilkowski. Na chwilę wszyscy umilkli. Dopiero Tomek przerwał ciszę. - Bardzo cieszę się z wyjazdu na Mazury, martwi mnie tylko jedna myśl czy odwiedzimy wujostwo………………., za którymi bardzo Się już stęskniłem. - Wiedziałem, że prędzej czy później o to zapytasz. Bardzo chciałbym udzieli innej odpowiedzi, ale niestety nie starczy nam czasu by odwiedzić Warszawę – odpowiedział ze smutkiem Wilmowski. - Wszyscy spojrzeli z wyrzutem i żalem na ojca Tomka, ten ze zrozumieniem przemówił przyciszonym głosem: - Wiem, że to miasto jest bardzo ważne dla nas wszystkich, ale pan Hagenbeck ściśle opisał trasę podróży i proszę nie wińcie mnie za tę niesprawiedliwość. Oburzenie powoli zmalało, ale każdy czuł rozczarowanie myśląc, że mając okazję, nie może zobaczyć rodzinnego miasta. Tymczasem pociąg coraz bardziej zbliżał się do granicy Polski. Mężczyźni byli coraz bliżej kraju, za którym tęsknili całe lata. Po niedługim czasie ujrzeli szlabany graniczne. W chwilę później pokazywali celnikowi swoje paszporty. Po dwóch godzinach wysiadali z pociągu na stacji kolejowej w Toruniu. Czekał tam na nich przewodnik zatrudniony przez Wilmowskiego. Mężczyzna przedstawił się jako Jakub Rafalski. Był wysoki i opalony, około trzydziestu pięciu lat. Kilka następnych dni upłynęło im na zwiedzaniu miasta i okolicy. Odpoczywali po długiej podróży i uzupełniali zapasy żywnościowe na dalszą wędrówkę. Osiem dni po przybyciu do Torunia mężczyźni wyruszyli w dalszą drogę. Mimo iż byli rodowitymi Polakami żaden z nich nie znał dobrze tego województwa, toteż wszyscy z zaciekawieniem słuchali opowieści i tłumaczeń Jakuba. Kilka dni później w okolicach Brodnicy schwytali dwie pary jeleni. Złapanie ich było łatwe, gdyż Rafalski znał świetnie miejsca ich żeru. Polowanie na lisy okazało się jeszcze łatwiejsze. Wystarczyło tylko założyć pułapki u wyjścia z nory, a zwierzęta same w nie wchodziły. - W Polsce wszystko łatwiej przychodzi niż w buszu. Nawet polowania na zwierzynę są dziecinnie proste. – powiedział pewnego razu bosman Nowicki. - Tak, to prawda, ale z jednej strony przemierzanie dzikiej puszczy i niebezpieczne zasadzki są bardziej satysfakcjonujące i ciekawsze od tego – uznał z żalem w głosie Tomek. - Już wkrótce udamy się do Grunwaldu, stamtąd do Malborka, gdzie złapiemy pozostałe zwierzęta i jeśli starczy nam czasu, pozwiedzamy tutejsze okolice – rzekł Smuga. - Na pozór Warmia i Mazury to spokojny teren. Ma on jednak swoje ukryte, fascynujące sekrety – powiedział tajemniczo Jakub. - Jakie na przykład? – zapytał Tomek. Mężczyzna nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo w tej chwili rozległ się tętent koni i do obozu zajechało kilku ludzi. Po ich minach można było wywnioskować, że nie przyjechali poznać nowych znajomych. Przy bokach mieli przyczepione pasy z rewolwerami, a kilku dodatkowo noże. - Dobry wieczór, czy możemy w czymś pomóc? – zagadnął Wilmowski. - Jesteśmy ludźmi pana Igora Mielnikowa. To jego ziemia, a pan Mielnikow nie życzy sobie intruzów. - Jesteśmy łowcami zwierząt. Przenocujemy tu tylko noc, a jutro wyruszamy w dalszą podróż – odpowiedział łagodnie Wilmowski. - Powiedziałem, że nie chcemy tu intruzów – ppowtórzył z naciskiem obcy. - Jest środek nocy, a my jesteśmy bardzo zmęczeni i musimy odpocząć – odrzekł ciągle spokojny Wilmowski. - Jeżeli się stąd natychmiast nie wyniesiecie, to was przegonimy siłą – rzekł grożąco mężczyzna. - Zapewniam pana, iż nie jesteśmy bezbronni i nie damy się łatwo zastraszyć – wtrącił bosman Nowicki, łapiąc za swój sztucer. W jednej sekundzie przybysz wyciągnął broń i byłby zabił bosmana, gdyby nie refleks Smugi, który w mig przewidział do czego prowadzi rozmowa. Jeździec spadł z konia postrzelony w ramię, jego towarzysze natychmiast rzucili się na wrogów. Dwóch z nich padło na ziemię odstraszonych strzałami w górę. Pozostali trzej szybko skryli się za skałami, domyślając się przegranej walki. Przez moment panowała cisza. Po chwili przywołali swoje konie znajdujące się około dziesięć metrów od nich i odjechali w ciemności. - A to „cwaniaczki”, schronili się za kamieniami. Mieli szczęście, że jest noc, bo powystrzelałbym ich jak muchy – powiedział ponury bosman. - Ten postrzelony w ramię i reszta uciekli korzystając z zamieszania – zauważył Smuga. - Niech to licho, teraz mamy na karku jakiegoś Mielnikowa, który pewnie będzie chciał się zemścić – rzekł rozzłoszczony bosman Nowicki. - Wy idźcie się teraz przespać, a ja będę czuwać do rana – zaproponował Wilmowski. Jednak do wyruszenia w dalszą drogę nikt już nie zmrużył oka. Resztę nocy spędzili na rozmowie. Nazajutrz o świcie wyruszyli do Grunwaldu, gdzie musieli obejrzeć widowisko bitwy pod Grunwaldem rozegranej w 1410 roku. Tomek od pamiętnej nocy czuł się jakoś nieswojo. Ciągle miał wrażenie, iż ktoś go obserwuje. Nigdzie nie potrafił czuć się swobodnie. Jego rozterki dostrzegali wierni przyjaciele i ojciec, na których zawsze mógł liczyć. Wkrótce jednak owe myśli poszły w niepamięć, bo oto dotarli do Grunwaldu. Wszystkie troski zostały odrzucone na bok, bo czym one były w porównaniu z bitwą, jaka rozegrała się na owym polu setki lat temu. Widowisko miało się odbyć za cztery dni. Wilmowski zarządził, że rozbiją obóz w pobliżu pola bitwy. Pewnego wieczoru siedzieli przy ognisku rozmawiając i popijając jamajkę, której sowity zapas bosman zabierał na każdą wyprawę. - Podoba mi się to województwo. Może nie jest tak oryginalne jak Australia i inne obszary tropikalne, ale czuję się tu jakoś swojo. Nie muszę się martwić, że mnie coś napadnie w pierwszym lepszym gąszczu – rzekł bosman. - To prawda. Warmia i Mazury to tereny bardzo dobre do zamieszkania. Powierzchnia tego województwa wynosi 24 203 km kwadratowe, mieszka tu około 1,5 miliona ludzi. Są tu dwa powiaty grodzkie, siedemnaście powiatów ziemskich oraz sto szesnaście gmin – wyrecytował Tomek. - Ten jak zwykle wykuł się na pamięć wszystkich możliwych wiadomości związanych z naszą podróżą – powiedział trochę nachmurzony bosman. - Cóż, lubię mieć odpowiedni zasób informacji – odpowiedział chłopak. W tym momencie rozmowę przerwał Dingo, który nagle zaczął groźnie warczeć. Po chwili do obozu wjechała para jeźdźców. Byli to mężczyźni. - Dobry wieczór panom, nazywam się Sasza. Przybywam tu z mym towarzyszem w sprawie widowiska, które ma się tu odbyć. Otóż jeden z mężczyzn, który miał w nim grać nieoczekiwanie musiał wyjechać. Ma bardzo ważną rolę, więc musimy znaleźć zastępcę. - Czego pan wobec tego od nas oczekuje? – zapytał Smuga. - Widziałem wczoraj tego chłopca jeżdżącego na koniu. Ma bardzo podobną sylwetkę do nieobecnego aktora. Chciałbym więc poprosić tego oto młodego mężczyznę czy mógłby go zastąpić w przedstawieniu? – zapytał spoglądając na Tomka. - Ja… Ja nie wiem… - wydusił zaskoczony chłopak. - Wynagrodzimy ci to oczywiście sowicie. Jeszcze tego wieczora pokazałbym ci, co miałbyś robić. Oczywiście jeśli nie chcesz,nie będę cię zmuszał, ale taka okazja może się w twoim życiu nie powtórzyć. Więc czy się zgodzisz? – ponowił pytanie. - Gdyby moi towarzysze wyrazili zgodę bardzo chciałbym spróbować roli aktora – wyraził swoją chęć Tomek. - Jeżeli naprawdę tego pragniesz, nie mam nic przeciwko temu – oświadczył Wilmowski. - Ja również chcę dobra Tomka, wydaje mi się jednak dziwne, że akurat na niego spośród tylu aktorów odgrywających bitwę pasuje to przebranie – wątpiąco rzekł Smuga. - Zapewniam, że pana obawy są bezpodstawne. Czego miałbym chcieć od tego chłopca? – zapytał Sasza. - Jeśli to panom nie przeszkadza zabrałbym teraz młodego artystę na próbę. - Dobrze, tylko weź ze sobą brachu strzelbę. Tak na wszelki wypadek – powiedział bosman Nowicki, spoglądając na Saszę. Pięć minut później Tomek wyjechał wraz z dwoma mężczyznami. Chłopak myślał, że z ich obozu do miejsca ćwiczeń aktorów jest niedaleko. Zdziwił się więc, gdy jechali na koniach już dwadzieścia minut, a nigdzie nie było widać obozowiska. Od chwili wyjazdu towarzysze nie odezwali się ani słowem. Radość i zapał zaczęły go powoli opuszczać. - Czy daleko jeszcze? – zapytał w końcu. - To już blisko- odpowiedział Sasza. Jechali jeszcze piętnaście minut nim oczom Tomka ukazał się żar ognia. Poczuł ogromną ulgę, myśląc, że dotarli nareszcie do obozu aktorów. Zdziwił się jednak widząc, że przy ognisku siedzi tylko pięciu mężczyzn. - Gdzie jest reszta ekipy? Przecież w walce bierze udział dużo więcej osób? – spytał niespokojnie. - Masz rację chłopcze – odparł chłodno Sasza. - Więc gdzie mnie zaprowadziliście?! – krzyknął pytająco sięgając jednocześnie po rewolwer. Nie usłyszał jednak odpowiedzi, bo stracił przytomność uderzony w tył głowy. Tomek powoli otwierał oczy. Miał związane ręce i nogi. Był w namiocie. Gdy się poruszył poczuł ogromny ból w całej głowie. Wiedział na pewno, ze został porwany, ale przez kogo i dlaczego? To teraz nieważne, musi się jakoś uwolnić. Lecz jak? Jest skrępowany, a każdym ruchem sprawia sobie ogromny ból. Nie, w takim stanie nie ucieknie. Musi odpocząć. W końcu ktoś do niego przyjdzie. Leżał tak bez ruchu około dwóch godzin. Bezskutecznie próbował jakoś rozwiązać węzły. W pewnej chwili do namiotu, w którym leżał, wszedł mężczyzna, którego Tomek od razu poznał. Z przerażeniem stwierdził, że to jeden z ludzi Mielnikowa, na którego ziemi spędzili noc. Człowiek, który wszedł do namiotu został postrzelony przez pana Smugę. Z triumfalnym uśmiechem usiadł przy skrępowanym Tomku. - Znów się spotykamy. Ty i twoi towarzysze sprzeciwiliście się memu panu, a mnie raniliście. Nie myśleliście chyba, że puszczę wam to płazem, co synu? - Nie jestem pana synem, a poza tym to wy na nas napadliście. Broniliśmy się. - Teraz za późno na tłumaczenia. Jesteś w naszych rękach, a my się zemścimy. - Co chcecie ze mną zrobić? -Twoi przyjaciele oddaliby za ciebie życie. Zabijając ciebie, pozbawimy ich największego skarbu. - Moi towarzysze wytropią was i mnie uwolnią. Nie wie pan ile razem przeszliśmy. - Nie łudź się mój drogi, dobrze zatuszowaliśmy ślady. Nigdy cię nie znajdą. Będą cię szukać, ale odnajdą tylko martwego – zaśmiał się szyderczo, po czym opuścił namiot. - On ma rację – myślał Tomek – nie mam szans na ucieczkę. Po chwili z wyczerpania zasnął. Jego sen był jednak niespokojny i chłopak co chwilę otwierał oczy, by sprawdzić czy to prawda, czy tylko zły sen i gdy otworzy oczy będzie znów w swoim obozie wśród przyjaciół. Niestety, za każdym razem widział tylko ściany namiotu, w którym był więziony. Ból głowy wzmagał się coraz bardziej. Zasnął. Gdy się obudził czuł się już trochę lepiej. Uświadomił sobie, że nie może się tak po prostu poddać. Co pomyśleliby sobie przyjaciele, dowiedziawszy się, że bez walki poddał się wrogowi. Więzy na rękach były mocne, ale te na nogach nie. Może dałby radę wyplątać nogi. Tak! Udało się! Teraz mógł chodzić. Poszedł do wyjścia z namiotu. Wszędzie stali strażnicy. Gdyby tylko przeciąć więzy na rękach. Nagle usłyszał, że ktoś idzie. Szybko położył się na ziemi. Do środka wszedł nieznany mężczyzna. Niósł tacę z zupą. Dopiero teraz Tomek poczuł, że jest głodny. Mimo to nie chciał brać jedzenia od porywaczy. - Jedz, jesteś osłabiony – przemówił w końcu obcy. - Nie jestem głodny – odburknął niechętnie chłopak. - Jeśli nie będziesz jadł, zmuszę cię do tego siłą. Tomek wtopił w mężczyznę oczy, jakby chciał go zabić wzrokiem, ale przyjął posiłek. Gdy mężczyzna odszedł, rzucił się łapczywie na jedzenie. Kiedy skończył jeść, zaczął szukać na ziemi kawałka szkła lub ostrego kamienia, by przeciąć więzy. Na szczęście udało mu się znaleźć rozbitą butelkę, którą z trudem ale przeciął sznur. Następnie wyciął niewielki otwór w tylnej ścianie namiotu, w którym mógł widzieć, co działo się wokoło niego. Obserwował straże i obliczył, że zmieniają się co godzinę. Spostrzegł, iż między zmianą warty jest kilka minut przerwy i wówczas nie ma nikogo. To dawało mu szansę wymknięcia się z pomieszczenia niepostrzeżenie. Na dworze było już ciemno. Mógłby umknąć nawet tej nocy. Potrzebowałby jednak konia i jakiejś broni. Jego rewolwer zabrano w czasie napadu. Zobaczył swoją klacz przywiązaną do drzewa na uboczu obozu. Znajdował się niestety zbyt daleko od niej i z pewnością zostałby spostrzeżony i schwytany, chcąc do niej dojść. W nocy z pewnością wszyscy będą spać. Tak więc musi jeszcze trochę poczekać. Jego plan był już gotowy: gdy wszyscy zasną, między zmianą warty wyjdzie z namiotu, schowa się w pobliskich krzakach, a po chwili podkradnie się do jednego ze śpiących i zabierze mu broń. Dostanie się do konia będzie już drobnostką. Jak pomyślał,tak zrobił. - Nadeszła ta chwila. – pomyślał chłopak i wychylił głowę z namiotu. Wszystko się zgadzało. Na straży nie było nikogo. Szybko pobiegł do najbliższego krzewu dzikiej róży i czekał aż przybędą strażnicy. Po chwili jego oczom ukazali się dwaj mężczyźni. Stali na przedzie namiotu, plecami do Tomka, więc w żadnym razie nie mogli go spostrzec. W tej chwili bezszelestnie poszedł do śpiących ludzi i delikatnie wyjął jednemu z nich rewolwer. Już zmierzał do konia stojącego kilka metrów od ogniska, gdy nagle za plecami usłyszał szelest. - Nie ruszaj się parszywy psie! – krzyknął intruz, mierząc do Tomka ze sztucera. Był to ów mężczyzna postrzelony przez Smugę. Na jego głos rozbudzeni towarzysze porwali swoje pistolety i wszyscy celowali do chłopaka. Tomek nie chciał się poddać. Wolał zginąć w walce niż ulec wrogowi. Wszak w jego żyłach płynie polska krew, której nie chciał splamić swym tchórzostwem. Nie zastanawiając się wiele strzelił do napastnika, celnie trafiając w serce. Rozwścieczeni mężczyźni rzucili się na chłopaka, który bronił się dzielnie. Wystrzelił jeszcze do trzech napastników, gdy został trafiony w prawe ramię. Myślał, że to już koniec, wrogowie nacierali ze wszystkich stron. Nagle usłyszał znajome szczekanie. Czyżby był uratowany? Tak, to Dingo! Znaczy to, że jego przyjaciele są blisko. Wtem kilku wrogów padło na ziemię. Reszta rozejrzała się przerażona. - Poddajcie się, jesteście otoczeni! Zostawcie Tomka, oddajcie mu broń i podnieście ręce do góry! Jeśli tego nie zrobicie, otworzymy ogień – wykrzyknął głośno pan Wilmowski. Napastnicy natychmiast spełnili żądania. Z lasu wyłonili się ojciec Tomka, pan Smuga, bosman Nowicki, Jakub oraz kilkunastu policjantów. Na przedzie dumnie kroczył Dingo. Tomek poczuł, że jego serce przepełnia ogromna radość. Jest uratowany! Po chwili był już w objęciach ojca, który omal nie rozpłakał się ze szczęścia. Przywitał się po kolei z wszystkimi przyjaciółmi po czym wyruszyli do obozu, gdzie został opatrzony i wypoczął. Następnego dnia udali się w powrotną drogę. Bitwy pod Grunwaldem niestety nie obejrzeli, ale wszyscy stwierdzili, że przeżyli już wystarczająco dużo wrażeń. W drodze powrotnej złapali brakujące okazy dzików i bobrów. Tomek nie brał udziału w wielu polowaniach, gdyż był jeszcze osłabiony i ojciec nie pozwolił narażać go na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. W tydzień później byli na stacji kolejowej w Toruniu. Zapłacili Jakubowi i wsiedli do pociągu. Uważali, że mimo wszystko wyprawa na Mazury okazała się wspaniała. Nie żałowali powrotu w rodzinne strony. Każdy z mężczyzn miał nadzieję, że powróci do ojczyzny w przyszłości. - Polowanie się zakończyło, ale jakoś nie chce mi się wyjeżdżać z Polski. Jestem teraz naprawdę u siebie. – powiedział z żalem Tomek. - Myślę, że wszyscy tu kiedyś wrócimy – pocieszał przyjaciół Wilmowski. Może szybciej niż wam się zdaje – dodał tajemniczo. |