powiat olsztyński

Starzewski Damian

Tomek w Iławskim Parku Krajobrazowym

Kilka dni temu wróciłem z Egiptu. Przeżyłem tam wiele ciekawych przygód. Teraz postanowiłem trochę odpocząć, pozostać w kraju i odwiedzić dawno niewidziana rodzinę. Wielokrotnie obiecywałem wujowi Stefanowi, że złożę mu wizytę. Uznałem, że to doskonały moment na odwiedziny. Wujcio – bo tak go nazywałem - mieszkał na Mazurach, we wsi Siemiany. To miejscowość położona niedaleko Iławskiego Parku Krajobrazowego. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem.

Tak więc, po kilku dniach stałem, z olbrzymim plecakiem, przed domem wujcia Stefana. Ostatnio byłem tu jako dwunastoletni chłopiec. Mimo upływu lat wszystko było takie samo jak przed laty. Duży, piękny dom z niebieskimi okiennicami, drewniany ganek, na którym siedziałem w długie letnie wieczory słuchając świerszczy. Za domem wielki sad, a wokół pełno kwiatów, które uwielbiała ciocia Helenka.

Radość wuja Stefana i cioci Helenki była ogromna. Po zjedzeniu pysznego i bardzo obfitego posiłku, przyrządzonego przez ciocię, usiedliśmy jak za dawnych lat na ganku, a ja opowiadałem o swoich przygodach i podróżach po świecie. Zmęczeni, ale szczęśliwi poszliśmy spać.

Następnego dnia, obudzony pierwszymi promieniami słońca, wstałem radosny i wypoczęty. Czułem, że jestem w domu. Po śniadaniu postanowiliśmy z wujciem Stefanem, że wybierzemy się pozwiedzać okoliczny Park. Chciałem również znów zobaczyć najdłuższe jezioro w Polsce – Jeziorak. Zabierając prowiant wyruszyliśmy w drogę.

Do parku dotarliśmy około południa. Gdy przechadzaliśmy się po lesie ciągle wydawało mi się, że słyszę jakieś kroki tuż za nami, tak jakby ktoś nas śledził. Wujek też coś przeczuwał i powiedział:

- Cicho Tomek, wydaje mi się, że ktoś za nami idzie!

- Mnie też tak się zdaje – odparłem szeptem.

- Idźmy dalej, bo nie wiemy co lub kto za nami podąża.

- Dobrze – dodałem.

Gdy uszliśmy jakieś trzysta metrów wpadłem na pewien pomysł. Zaczailiśmy się z wujem za wielkim głazem, który kształtem przypominał ogromnego grzyba, czekając w ciszy i skupieniu aż nadejdzie nieznana istota. Kiedy tajemnicza postać była bardzo blisko, wyskoczyliśmy z wojennym okrzykiem zza wielkiego głazu. Przez chwilę staliśmy jak skamieniali, gdyż przed nami pojawiła się, nie kto inny, jak ciocia Helenka. Była blada i przerażona, a my zawstydzeni, że tak ją przeraziliśmy. I tak to, tajemnica śledzącej nas istoty została wyjaśniona. Ciocia, gdy się już uspokoiła, wyjaśniła nam, że chciała z nami pospacerować.

W czasie przechadzki miałem okazję zobaczyć różne gatunki chrząszczy, trzmieli, motyli, które są pod ścisłą ochroną, a także chronione gatunki płazów, np.: traszkę grzebieniastą oraz ropuchę zieloną, a nawet jaszczurki, padalce oraz żmije. Wujcio Stefan, który mieszka tu od dzieciństwa, pokazał mi lęgowiska wielu ptaków. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy zrobiło się tak późno, że postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg.

Wstaliśmy bardzo wcześnie, gdyż na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy wycieczkę nad jezioro Jeziorak. Ciocia Helenka postanowiła, że zostanie w obozie i ugotuje nam coś pysznego na kolację. Po dwóch godzinach byliśmy nad brzegiem przepięknego jeziora. Nad naszymi głowami latały wielkie stada kaczek i łysek, Były też stada perkazów, bąków oraz trzcinniczek i błotniaków stawowych. Niestety, nie widziałem pięknych łabędzi, żurawi oraz kokoszek, o których w drodze opowiadał mi wujek. Zaparło mi dech w piersiach, gdy zobaczyłem szybującego po błękitnym niebie, orła bielika.. Widok był zachwycający. Po pewnym czasie postanowiliśmy ochłodzić się w czystej wodzie Jezioraka. Ponieważ był to bardzo upalny dzień, więc woda była ciepła, a kąpiel dobrze nam zrobiła. Wujcio, powiedział mi, że od niedawna w jeziorze zaczęły pojawiać się raki, czego doświadczyłem na własnej skórze, gdy jeden ze skorupiaków uszczypnął mnie w siedzenie. Od wujka dowiedziałem się również, iż w tutejszym jeziorze żyją też: liny, szczupaki, karpie, leszcze a nawet węgorze i sumy.

Po paru minutach byliśmy na głównej plaży. Stwierdziliśmy, że skoro pozostało nam jeszcze kilka godzin do zmierzchu, możemy sobie pozwolić no wycieczkę kajakiem. Naszym celem była jedna z największych wysp śródlądowych Europy – Wielka Żuława. Wypożyczyliśmy więc kajak i ruszyliśmy w drogę. Byliśmy już prawie u brzegu wyspy, gdy nagle zerwał się silny i porywisty wiatr. W jednej chwili rozpętała się straszliwa burza. Padał siarczysty deszcz, a błyskawice rozdzierały niebo, które teraz było czarne i przeraźliwe. Musieliśmy zawracać. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Jak widać pogoda wyraźnie nam nie sprzyjała. Mokrzy, zmęczeni i bardzo głodni wróciliśmy do obozu. Tam czekała na nas ciocia Helenka z dzbankiem gorącej herbaty i kolacją.

Po burzliwej i deszczowej nocy wróciliśmy do domu wuja Stefana. To były bardzo sympatyczne dwa dni spędzone na łonie natury. W domu czekał na mnie telegram od mojej ukochanej żony Sally. Okazało się, że podczas mojej wyprawy urodził mi się syn, więc musiałem jak najszybciej wracać do Warszawy. Ciężko mi było rozstawać się z wujem Stefanem i ciocią Helenką, ale nie mogłem się doczekać, kiedy wezmę no ręce mojego synka Damianka, bo tak będzie miał na imię. Obiecałem wujowi i cioci, że gdy tylko Sally odzyska siły to przyjedziemy całą trójką na Mazury. Będę miał okazję obejrzeć pozostałe zakątki tej cudownej krainy, a kiedyś to wszystko pokarzę dla swojego syna.

◄cofnij    ▲do góry