powiat węgorzewski

Śmierzyńska Renata

Tomek w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich

Alaska to bardzo zimna kraina, ale Tomek Wilmowski miał bardzo ciepłe myśli. Nieskończenie wiele razy myślał o zwiedzeniu Polski, razem ze swoją żoną Sally, która także chciała odwiedzić ten piękny kraj. Niestety, obowiązki nie pozwoliły na to, aby Sally wybrała się razem z mężem w tę wspaniałą podróż. Tomek postanowił, że zwiedzi Warmię i Mazury, a w szczególności rezerwat „Siedmiu Wysp”. Zamierzał tam zrobić setki zdjęć, wprost marzył o sfotografowaniu jeziora Oświn.

Nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Podróżnik bardzo przeżywał to, że nie jedzie razem z żoną. Targały nim różne wątpliwości, smutek mieszał się z ogromną radością, ale dusza wędrowca nigdy nie pozwalała mu długo usiedzieć w jednym miejscu. Sally znała dobrze swojego męża, wiedziała, że jeśli zostanie, nie będzie w pełni szczęśliwy. Uśmiechnęła się i powiedziała, że będzie mu towarzyszyć myślami, a kiedy wróci, z radością obejrzy wszystkie utrwalone na kliszy miejsca, osoby i wysłucha interesujących opowieści, bo w to, że będą interesujące, nie wątpiła ani przez chwilę. Tomek pożegnał się czule z żoną i wyruszył w długą drogę..

Dotarł do Węgorzewa, gdzie zatrzymał się w hotelu, aby odpocząć po podróży. Nie trwało to jednak długo. Już następnego dnia rano wyruszył, aby poznać jezioro, które tak bardzo zaprzątało jego myśli. Wiele o nim słyszał i jego ciekawska natura wyciągnęła go skoro świt z ciepłego, wygodnego hotelowego łóżeczka. Nie wiedział, czy będzie mógł swobodnie poruszać się po okolicach jeziora, skoro należy ono do rezerwatu przyrody.

Postanowił dotrzeć na miejsce drogą przez Maćki, Klimki, potem Rudziszki i Pasternak. Idąc drogą przez wieś Rudziszki, usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Zatrzymał się i rozejrzał, dźwięk powtórzył się. Nagle zobaczył malutką sarenkę, która prawdopodobnie skaleczyła się w kopytko. Nie wiedział, co zrobić, więc pomyślał, że wezwie pomoc. Ruszył w stronę najbliższego budynku. Zapukał do drzwi, w drzwiach stanęła młoda dziewczyna, która była ubrana w jasne spodnie i zieloną koszulkę. Tomek powiedział podniesionym głosem:

- Mała sarenka jest ranna tu niedaleko!

Dziewczyna weszła do domu, a za chwilę wyszedł z niego starszy mężczyzna i spytał:

- Co się stało?

- Mała sarenka jest ciężko ranna – powtórzył Tomek.

- Niech się pan nie denerwuje, zaraz zadzwonię po odpowiednie służby, które się tym zajmą, ale proszę powiedzieć, gdzie dokładnie jest ta sarna.

- Jest niedaleko takiego wielkiego dębu, który rośnie obok mostu – odpowiedział szybko Tomek.

- Dobrze, niech pan poczeka chwilkę, a ja zadzwonię po pomoc.

Tomek bardzo się niepokoił o znalezione ranne zwierzątko, ale już wiedział, że będzie bezpieczne i od razu, jak o tym pomyślał, poczuł niebywałą ulgę. Chciał bliżej poznać tych dobrych ludzi, podszedł do starszego pana i powiedział:

- Nazywam się Tomasz Wilmowski.

- A ja Tadeusz Cur, a to moja żona Basia i córka Gosia.

- Bardzo mi miło państwa poznać – uśmiechnął się po raz pierwszy, odkąd tu wszedł.

- A skąd pan jest? Wcześniej jakoś pana tutaj nie widziałem.

- Mieszkam na Alasce i w porównaniu do niej tu jest bardzo gorąco – uśmiechnął się ponownie.

- Na Alasce?! Przecież to strasznie daleko – rzekła pani Basia.

- Tak, ale bardzo lubię ten kraj, lubię w nim przebywać. Moja żona, niestety, nie mogła ze mną przyjechać, a ja od dawna marzyłem, żeby zwiedzić Krainę Wielkich Jezior Mazurskich. Nie mam przewodnika, który zna te tereny i mógłby mi pokazać piękne i ciekawe miejsca, a sam pewnie niewiele zobaczę.

- Ależ już pan go ma. Moja córka zna bardzo dobrze region Wielkich Jezior Mazurskich, więc może panu towarzyszyć – powiedziała z uśmiechem pani Basia.

- Jeśli państwa córka się zgodzi, będę bardzo wdzięczny.

- Oczywiście, że mogę pana zabrać w najbardziej ciekawe miejsca w tej okolicy. Wprawdzie nie będę mogła poświecić panu zbyt wiele czasu, obowiązki - sam pan rozumie, ale jeśli dobrze zorganizuję pracę, to dwa następne dni mogę mieć wolne – powiedziała Gosia. I niech pan nie mówi do mnie „pani”, jestem Gosia – dodała, wyciągając rękę.

- A ja jestem Tomek – odrzekł, ściskając już rękę dziewczyny.

- W takim razie jutro ruszamy w drogę, powiedz tylko, co chcesz zobaczyć najpierw.

- Najbardziej chciałbym zobaczyć jezioro Oświn w rezerwacie „Siedmiu Wysp”.

- Nie ma sprawy. Jesteśmy umówieni.

- Bardzo się cieszę. Będę jutro ok. godziny 9:00. Może być? – zapytał Tomek.

- Oczywiście. Do zobaczenia.

Tomek był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wrócił do hotelu i położył się spać.

Nazajutrz wstał dosyć wcześnie. Zgodnie z umową, z aparatem na szyi przed 9:00 był w Rudziszkach i poszedł po Gosię. Była już gotowa, wcześniej skontaktowała się ze strażnikiem i uprzedziła o swoim przyjeździe, więc nie czekając na nic, wyruszyli do rezerwatu. Na szczęście ostatnio nie padało. Po deszczu droga między Pasternakiem a Zielonym Ostrowiem jest bardzo błotnista, wówczas dojazd samochodem osobowym nie byłby możliwy. Na miejscu przywitał ich strażnik i wyraził zgodę na spacer po rezerwacie. Tomka urzekła niesamowita cisza i spokój tam panujący. Fascynująca i intrygująca ta dzikość, pomyślał Tomek i czym prędzej wydobył z plecaka aparat fotograficzny. Chciał zrobić jak najwięcej zdjęć roślin i zwierząt, aby potem móc pokazać je żonie. Mógłby godzinami patrzeć na spokojnie i beztrosko żyją tu koniki polskie, pośród których można swobodnie się poruszać, bo tak są zaprzyjaźnione z ludźmi. W szczególności zafascynowały go żyjące tu ptaki. Nie rozpoznawał jeszcze dobrze wszystkich gatunków, ale wiedział, że żyje tu: ślepowron, bocian czarny, czapla siwa, łabędź niemy, orzeł bielik, żuraw, orlik krzykliwy, wąsatka, perkoz dwuczuby, gęś gęgawa, krakwa, płaskonos, wodnik, czernica itd. Basia powiedziała mu, że stwierdzono tu występowanie ponad 110 gatunków ptaków lęgowych, więc wiedział, że nie ma szans, aby wszystkie sfotografować, ale już mu serce biło żywiej, kiedy pomyślał, jak razem z Sally będzie oglądał zdjęcia, opowiadał i rozpoznawał, którym to ptakom udało mu się zrobić zdjęcie. Dawno nie przeżył takiego wzruszenia. Dzień się niestety kończył i musieli wracać. W drodze powrotnej umówili się, że następny dzień spędzą w Świętej Lipce, tym razem była to propozycja Gosi.

Nazajutrz wstał wcześniej niż poprzedniego dnia. Pojechał po Gosię i razem wyruszyli do Świętej Lipki. Zwiedzili tam kościół w stylu barokowym. W kościele Tomkowi spodobały się bogato zdobione organy. Wysłuchali koncertu, podczas którego zdobiące organy figurki, poruszały się. Wszystko było przepiękne. Nie rozumiał tylko, dlaczego kościół jest postawiony na takim odludziu, stoi w dole, zamiast na pięknym wzgórzu, które jest nieopodal. Na to pytanie odpowiedziała mu mama Gosi, kiedy wrócili z wycieczki

- Jak głosi legenda, kiedyś w Kętrzynie skazanemu na śmierć, objawiła się Matka Boska i poprosiła o wyrzeźbienie Jej postaci z Dzieciątkiem. Mając przed oczyma obraz pięknej Pani, w oczekiwaniu na egzekucję, skazany w ciągu nocy wyrzeźbił śliczną figurkę w kawałku drewna. Rankiem strażnicy znaleźli przy skazańcu rzeźbę. Była tak piękna, że doszli do wniosku, iż jest to znak Bożego ułaskawienia i zwrócili skazanemu wolność. Dziękując matce Boskiej za uratowanie życia, ucieszony człowiek, idąc w kierunku Reszla, szukał po drodze dorodnej lipy, na której mógłby postawić rzeźbę, jak poleciła mu piękna Pani w widzeniu. Właśnie tutaj, gdzie stoi obecna bazylika, znalazł najpiękniejszą lipę.

Tomek był bardzo zdumiony opowieścią pani Cur. Dowiedział się, że z wieloma miejscami na terenie Warmii i Mazur wiążą się różne ciekawe legendy. Postanowił obejrzeć jeszcze więcej zachwycających zakątków tego regionu. Gosia niestety nie mogła mu już towarzyszyć, ale podpowiedziała, co i gdzie powinien zobaczyć, by później mieć co wspominać po powrocie do domu. Zwiedził wszystkie miejsca, które polecili państwo Curowie. Dzień przed odjazdem pojechał się z nimi pożegnać i jeszcze raz podziękować za pomoc. Nazajutrz opuścił Krainę Wielkich Jezior Mazurskich i wyruszył w drogę powrotną na Alaskę.

◄cofnij    ▲do góry