powiat szczycieński

Rosenow Małgorzata

Nowe przygody Tomka

Poranek na Aligatorze był bardzo chłodny. Tomek spał w swojej kajucie ciasno owinięty w śpiwór. Jego czworonożny przyjaciel, pies Dingo, zwinął się w kłębek w nogach łóżka i także drzemał. Statek już wkrótce przybije do portu w Taranto, we Włoszech. Tam Tomek z ojcem i bosmanem mieli przesiąść się do pociągu do Warszawy. Pan Wilmowski zamierzał znów zostawić syna pod opieką wujostwa Karskich. W końcu chłopiec

nie ukończył jeszcze szkoły. Jednak, na razie, Tomek o niczym nie wiedział.

Była ósma rano. Tomka obudziło łoskotanie po twarzy. To Dingo lizał swojego pana. Aligator płynął już po Zatoce Taranto i niedługo Tomek z ojcem i bosmanem mieli przesiąść się do pociągu. Chłopiec szybko ubrał się, spakował swoje rzeczy i wyszedł na pokład statku. Tam czekał na niego pan Wilmowski.

- Tomku, muszę ci coś powiedzieć- rzekł poważnym tonem.- Wracasz z powrotem

do Warszawy, do szkoły.

- Dlaczego nie mogę zostać z tobą, tato?- Zdziwił się Tomek. Był pewien, że od teraz zamieszka z tatą.

- Ponieważ ja nie będę miał dla ciebie czasu- odpowiedział ojciec.- A u wujostwa było

ci przecież dobrze.

- Ale ja chciałem zostać tu, z tobą! – Wykrzyknął Tomek i odwrócił się od ojca.

Po kilku godzinach siedzieli już w pociągu.

Na warszawskim dworcu kolejowym pan Wilmowski pożegnał syna i powiedział:-

- Razem z bosmanem postanowiliśmy, że on zostaje z tobą.

Tomek bardzo się ucieszył i poczuł się jakby nie opuszczał ojca. Zanim pan Wilmowski wsiadł do pociągu, zamówił im taksówkę i pomógł załadować bagaże.

Wreszcie Tomek z bosmanem Nowickim dotarli do centrum Warszawy. Karscy mieszkali w starym, ale wyremontowanym pięciopiętrowym bloku. Bosman pomógł Tomkowi wyciągnąć walizki z bagażnika taksówki. Po chwili obaj przyjaciele zaczęli wspinać się po schodach (winda była zepsuta) na drugie piętro. Tutaj czekała ich przykra niespodzianka. Drzwi były zamknięte na cztery spusty. Tomek postanowił spytać sąsiada, Pana Kowalskiego, czy wujostwo gdzieś wyszło, czy może przeprowadzili się do większego mieszkania.. Kowalski oznajmił chłopcu, że Karscy wyjechali kilka tygodni temu na mazury. Mieszkają teraz gdzieś w Rozogach, podobno na ulicy Warszawskiej 6.

- Trzeba będzie do nich pojechać – powiedział bosman, kiedy Tomek przekazał

mu słowa sąsiada.

- Ale mój tata chciał żebym uczył się w Warszawie – rzekł cicho Tomek.

- Twój ojciec na pewno zdecydowałby tak samo – Nowicki poklepał chłopca

po ramieniu.- To, co może złapiemy jakąś taksówkę?

Po kilku godzinach przyjaciele znaleźli taksówkarza, który zgodził się przewieźć również Dingo. Tomek zasnął na tylnim siedzeniu, a kiedy się obudził, do Rozóg było tylko dwadzieścia kilometrów. Wreszcie taksówka zatrzymała się na ulicy Warszawskiej przed numerem szóstym. Było to duże gospodarstwo. Z przodu stał oczywiście dom- wielki i ładny, a za nim różne budynki gospodarcze. Tomek zauważył na podwórku kilka kur i usłyszał ryk krowy. Z uśmiechem zadzwonił do drzwi, a bosman przyniósł bagaże. Po chwili w domu rozległy się kroki, drzwi się otworzyły i wyszła z nich ciotka Janina.

- Witajcie!- Zawołała.

- Dzień dobry - odpowiedział Tomek z bosmanem.

- Wejdźcie do środka, zapraszam! Wujek Antoni pojechał do twojej przyszłej szkoły. Niedługo powinien wrócić – oznajmiła ciotka.

- Będę uczył się tutaj? – Zapytał Tomek.

- Tak...

- O, chyba ktoś przyjechał – poinformował bosman.

- To pewnie Antoni.

Kiedy Karski przekroczył próg domu Dingo wstał i podbiegł do niego. Po chwili wrócił

z wielkim kawałkiem mięsa ( wujostwo bardzo lubi zwierzęta, zawsze dają psu to,

co najlepsze).

Przy kolacji Tomek ponowił swoje pytanie:

- Będę uczył się tutaj?

- Tak. Dyrektor szkoły nie miał nic przeciwko temu żebyś uczył się tutaj – powiedział wujek. - Od poniedziałku zaczynasz szkołę.

- A przybory, książki? – Zapytał Tomek.

- Nie martw się, wszystko jest tutaj. Możesz iść i to zobaczyć, twój pokój jest po lewej stronie korytarza na górze, a pana Nowickiego po prawej. Jeśli potrzebujesz łazienki, to jest ona prosto na końcu korytarza – oznajmiła ciotka Janina.

- Dziękuję ciociu! Myślę, że znajdę tu jakichś nowych przyjaciół – z zadowoleniem powiedział Tomek.

- A propos przyjaciół, pojutrze przyjedzie tu twój daleki kuzyn, nie wiem czy ojciec

ci o nim wspominał. Ma na imię Wojtek i jest w twoim wieku. Myślę, że się polubicie.

Tomek wraz z bosmanem poszli zobaczyć swoje pokoje.

Pokój Tadeusza był piękny. Z prawej strony stało duże łóżko, z lewej lustrzana szafa. Ale Nowickiemu najbardziej podobało się drewniane biurko i dywan, który wyglądał jak fala morska. Kiedy Tomek wszedł do swojego pokoju poczuł się jakby był w lesie. Ściany i sufit były pokryte boazerią, a narzuta na łóżku, szafa i biurko miały zielony kolor. Na dodatek na środku pokoju leżał dywan ze wzorem w liście. W rogu pokoju stał wiklinowy koszyk dla Dingo oraz miska z wodą i jedzeniem.

Nazajutrz, przy śniadaniu, Tomek chciał porozmawiać z wujkiem o tych okolicach.

- Wujku, czy jesteśmy teraz na Warmii, czy Mazurach?- wujek odłożył gazetę, którą właśnie czytał i powiedział:

- Tak naprawdę, to jesteśmy jeszcze na Mazurach. Warmia jest w okolicach Olsztyna, a Mazury tam, gdzie największe jeziora. Tutaj, w Rozogach, mieszka też dużo Kurpi.

- A tak, tata coś mi o tym mówił. A skąd nazwa Kurpie?

- Kurpie wywodzą się od nazw noszonych przez nich butów – kurpsi. Wyrabiano je z lipowego łyka. Początkowo była przezwiskiem nadanym przez okoliczną ludność. Sami Kurpie nazywali się Puszczakami.

- Nosili buty z kory?- Zdziwił się Tomek.

- Tak. I owijali stopy materiałem- odpowiedział wujek.

- Ci Kurpie to byli bardzo dziwni ludzie- stwierdził chłopiec, podziękował i odszedł

od stołu, żeby nakarmić Dingo.

Po południu ciotka Janina spytała Tomka, czy nie zechciałby pomóc jej przy zwierzętach.

- Tak, bardzo chętnie- odrzekł chłopiec.

Karscy hodowali krowy, konie i kury. Oprócz tych zwierzaków, wuj Antoni opiekował się też gołębiami pocztowymi. Było to jego nowe hobby.

Ciotka zaprowadziła Tomka do małej obory. Jak na oborę było bardzo czysto. Stało w niej osiem krów.

- Pomożesz mi przy dojeniu?- Spytała ciotka.

Tomek bardzo się zdziwił.

- Nie martw się, nauczę cię.

Po chwili Tomek doił już krowę, którą ciotka nazywała Milka. Piętnaście minut później miał prawie całe wiadro mleka i ciotka powiedziała, że to wystarczy. Tomek był bardzo zadowolony, że nauczył się czegoś nowego.

Następnego dnia, po obiedzie bosman usłyszał odgłos nadjeżdżającego samochodu. Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Ciotka Janina wstała z fotela i poszła zobaczyć, kto to.

Był to Wojtek.

- Dzień dobry ciociu- grzecznie przywitał się Wojtek

- Witaj. Wejdź, Tomek już przyjechał.

Ciotka zamknęła drzwi i do pokoju wszedł wysoki chłopiec. Miał zielone oczy i brązową czuprynę, a na nosie okulary.

Tomek wstał i przywitał się. Chłopcy poszli na górę. Po godzinie zeszli i powiedzieli bosmanowi cos na ucho. Nowicki kiwnął głową. Kiedy Antoni wrócił z pracy, Wojtek powiedział:

- Dzień dobry wujku.

- Witaj!- Odpowiedział wujek.

- Razem z Tomkiem postanowiliśmy pojechać do mojej mamy i kuzynów do domku leśniczego nad jezioro Wałpusz niedaleko Szczytna- oznajmił Wojtek.

- A szkoła?- Zapytał zdziwiony wujek.

- Do końca wakacji został jeszcze tydzień- powiedział przekonująco chłopiec. Uprzedzając następne pytanie wuja chłopiec powiedział:

- Pan Nowicki się zgodził.

- Jeżeli bosman się zgodził, to ja też się zgadzam. Dingo niech jedzie z Wami. Będzie was pilnował – oznajmił Karski.

Następnego dnia bosman z Antonim odwieźli chłopaków. Leśniczówka Wykno była dużym, drewnianym domem z brązowymi okiennicami. Na środku podwórka stał kamień z wyrytym napisem:

„TYM, KTÓRZY

ŚWIĘTEMU HUBERTOWI

SŁUŻYLI,

SŁUŻĄ

I SŁUŻYĆ BĘDĄ.”

W domku czekała już mama Wojtka. Po obiedzie ciocia Lidka (tak nazywała się mama Wojtka) zaproponowała wycieczkę nad jezioro. Okazało się, że ta leśniczówka tylko się nazywa „nad jeziorem”. Tak naprawdę jezioro jest 3,5 km od domku.

Nikt nie wiedział, że kąpielisko znajduje się tak daleko, więc szli patrząc na szlak oznaczony paskami na drzewach. Kuzyni Wojtka byli mali, tylko jeden był od niego starszy. Nazywał

się Marcin. Najmłodszego Adasia mama wiozła w wózku. Szli, szli

a jeziora dalej nie było widać. Po pewnym czasie spotkali pana, który jechał koparką. Tomek zatrzymał go i powiedział:

- Dzień dobry. Czy tą drogą dojdziemy do jeziora?

- Tak, ale nie chciałbym was straszyć, bo to jeszcze 1,5km.

- Mógłby Pan nam powiedzieć którędy mamy iść? – Zapytał Wojtek

- Oczywiście. Na pierwszym skrzyżowaniu musicie skręcić w prawo, na następnym

w lewo. Później ciągle prosto. Kiedy zobaczycie, po prawej stronie dom to naprzeciwko będzie wąska dróżka. Trzeba nią iść. Obok jeziora jest obóz harcerski- tłumaczył pan z koparki.

Połowę drogi mieli za sobą. Zdecydowali jednak, że wytrzymają i pójdą dalej. Żeby nie było tak nudno liczyli wiewiórki napotkane po drodze. Było ich siedem. Dingo biegając wesoło między dziećmi sprawiał, że zapominali o bolących już nogach.

Po długiej wędrówce wreszcie dotarli na plażę. Dzieci od razu weszły do wody i zaczęły się pluskać. Tomek z Wojtkiem rozmawiali:

- Umiesz pływać? – Zapytał Tomek

- Tak.

- To fajnie, razem popływamy – zaproponował.

Tylko najstarszy kuzyn siedział smutno na kocu, pod drzewem. Kiedy Tomek to zobaczył szybko podpłynął do brzegu i zapytał:

- Czemu nie wchodzisz do wody?

- Nie umiem pływać – odpowiedział Marcin.

- I dlatego jesteś taki smutny? Mam pomysł – powiedział Tomek i wyjął ze swojego plecaka zmięty worek. Kiedy Tomek napompował go okazało się że to materac. Marcin zrozumiał, o co chodzi, więc rozebrał się i wszedł do wody. Leżąc na materacu, mógł pływać razem z chłopcami. Pies też się dobrze bawił, kiedy mały Adaś rzucał patyki a on przynosił je na brzeg.

Po długiej kąpieli do cioci Lidki zadzwonił telefon. Był to leśniczy Pan Władysław (jest on również najważniejszym myśliwym w kole „Jeleń”). Mówił, że potrzebne mu kluczyki od domu, bo musi zabrać namiot, który tam zostawił. Ciocia wytłumaczyła, że są daleko nad jeziorem i żeby przyjechał. Wszyscy się przebrali i poszli w stronę drogi. Tam czekał już leśniczy..

- Masz klucze? – Zapytał Marcina, który pierwszy był przy samochodzie.

- Mam, ale chyba nie damy rady znów iść prawie 4 km.....

- Dobrze- domyślił się leśniczy. - dzieci mogą jechać w bagażniku a reszta z tyłu, pies też może się zmieści.

W samochodzie było bardzo ciasno. Kiedy dojechali do domku, podziękowali i oddali Panu Władysławowi namiot.

- Następnym razem,- powiedział Wojtek- pojedziemy swoim samochodem, bo możemy nie mieć już takiego szczęścia. Więcej nikt może po nas nie przyjechać.- Wszyscy roześmieli się kiwając głowami.

- Rano Tomek, Wojtek i pies Dingo wrócili do Rozóg, do wujostwa Karskich. Wszyscy bardzo się cieszyli. Chłopcy całe popołudnie opowiadali, co się wydarzyło w leśniczówce. Dingo, śpiąc cicho stękał, jakby chciał powiedzieć- Mówią prawdę, tak było...

Po kolacji położyli się spać. Tomek długo nie mógł zasnąć myśląc, co ciekawego wydarzy się jutro...

◄cofnij    ▲do góry