powiat olsztyński

Raksimowicz Natalia

Tomek w lasach warmińsko-mazurskich

Wysoki blondyn przeszedł kilka kroków, bacznie się przy tym rozglądając.

- Więc to jest obecna Polska? – rzekł chłopiec.

- No, muszę stwierdzić, że zmieniła się od mojego ostatniego pobytu w tym miejscu – odpowiedział mu ojciec.

- A czemu się dziwić, skoro nasze państwo nie jest już pod rządami rosyjskimi? Ta zmiana bardzo uszczęśliwia- powiedział Smuga.

Dingo zaszczekał radośnie, jakby na potwierdzenie tych słów.

- Patrzcie! – powiedział Tomek, wskazując na chłopca z laptopem na kolanach. – Co to jest? Nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim!

- Jeśli moje podejrzenia są słuszne, to jest to przenośny komputer, zwany laptopem. Nie powiesz mi, że nigdy o czymś takim nie słyszałeś – wypowiedział się na ten temat bosman Nowicki.

- Ach, owszem. Ale w buszu, ani na szczytach gór nie znajdziesz laptopa. Jak ci na imię? – zapytał Tomek chłopca z komputerem.

- Kamil, a ty jak się nazywasz?

- Tomek Wilmowski.

- Wystarczy Tomek. Skąd jesteś?

- Z Polski – powiedział Tomek.

- No, tak, ale z jakiego miasta?

- Aaa, z Warszawy. Fajnie tu. Duży jest ten park?

- Nie, a co robisz tak daleko od Warszawy?

- Podróżuję. Patrz, tam stoi mój tata, i przyjaciele, i pies. Może chcesz się wybrać z nami?

- A dokąd? Do sklepu?

- Hahaha! – uśmiał się Tomek. – Zabawny jesteś! A wybieramy się na Warmię i Mazury.

- Przecież właśnie tu jesteśmy! – powiedział, dziwiąc się przy tym, Kamil.

- Ale my chcemy zwiedzić całe województwo. Bo tak naprawdę, to nawet nie znam własnego państwa.

- Jeśli mi mama pozwoli, to pójdę z wami, a jak!

- To pędź się zapytać, bo my chcemy już iść.

Chłopiec rzucił krótkie „dobrze!” i pobiegł z laptopem do domu.

Podczas nieobecności Kamila, Tomek powiedział, co nieco o nim swoim przyjaciołom. Rzekł też, iż zaprosił go na wspólną wyprawę po Warmii i Mazurach. Stwierdził, iż byłby dobrym przewodnikiem, w razie potrzeby.

Po dwudziestu minutach przybiegł Kamil, cały zgrzany, zziajany i z plecakiem na grzbiecie.

- Mogę! – krzyknął.

Wszyscy się pouśmiechali i poszli na przystanek autobusowy. Tam zaczekali na najbliższy pojazd wyjeżdżający z miasta.

Kiedy do niego wsiedli, skasowali bilety i po dziesięciu minutach jazdy wysiedli w środku lasu, na całkowitym pustkowiu.

- I co teraz? – zapytał z lekkim niepokojem nowo poznany kolego.

- Idziemy! W świat! Tam, gdzie nas nogi zaprowadzą! – odrzekł na to Smuga.

Weszli w las. Przedzierali się przez zarośla, krzewy, wspinali się na drzewa, aby określić swoje położenie. Wędrówka trwała do momentu, aż zapadła noc. Wtedy też doszli do szosy.

- Według tej mapy jesteśmy jakieś 70 km od Olsztyna – powiedział spokojnie chłopiec, a zaraz potem wytrzeszczając oczy na liczbę, która odczytał.

- No, to spory kawałek Warmii żeśmy przeszli. Jednak sądzę, że jest to zwykły teren krajobrazowy i na Mazurach będzie ciekawiej – rzekł na to bosman Nowicki.

- Co? Ciekawiej? Nie rozumiem – odpowiedział mu Smuga.

- Tu miało się działo, no może poza spływem Dingo w dół rzeki – mężczyzna popatrzył na psa przyjaźnie, a ten zamerdał ogonem. – A na Mazurach powinno być więcej…atrakcji.

- Nawet jeśli, to przyda nam się porządny odpoczynek – powiedział ojciec Tomka. – Idę spać, tu na trawie, dobranoc wszystkim – po czym ułożył się jakieś 5 m od szosy i zasnął.

Reszta poszła w jego ślady i po chwili powietrze nabrzmiewało od chrapania chrapania bosmana.

Noc była ciepła, jak na lato przystało. Niebo było bezchmurne, a gwiazdy świeciły mocnym blaskiem. Zwierzęta powychodziły z lasów na pola.

Podczas tych zjawisk obudził się Tomek. Było mu dobrze, jednak cos go dręczyło. „Wiem, że powinienem być wierny swojej ojczyźnie, ale…tu nic się nie dzieje. W szkole to może jeszcze, ale teraz, podczas wakacji, to zupełnie co innego być w polskich lasach, niż w australijskich dżunglach. Wydawało mi się, że będzie trochę…ciekawiej. Tak jak to ujął bosman Nowicki. Ach, gdybym mógł użyć swojej strzelby! Ale po co zabijać bezbronne zwierzęta? Gdyby tak jutro coś się wydarzyło…”. Po tych myślach zasnął.

- No chłopaki, pora wstawać! – krzyknął ktoś nad uchem młodzieńca.

- Tatusiu, czy nie mógłbyś się nad nami zlitować? W nocy spać nie mogłem, to daj teraz odpocząć człowiekowi…- zaczął narzekać Tomek.

- Niestety, nie mogę. Byłem dzisiaj na porannej wędrówce, dosyć daleko… Ale znalazłem ludzkie ślady, które prowadziły w głąb „buszu”. Ale skoro ciebie to nie interesuje…

- Co? Ślady? Gdzie?! Zaprowadź nas tam ojcze! Prędko! Może ktoś potrzebuje pomocy? Prędko! – Tomek wstał na równe nogi i zaczął skakać z podniecenia.

- Kamil, wstawaj, budź się, przygoda wzywa!

Kolega nie stawiał oporu, bo, jak powiedział, śnił mu się sen, że dzik go napadł. Był więc bardzo wdzięczny za zbudzenie swojej osoby.

Pan Wilmowski prowadził cała grupę. Spoglądał, co jakiś czas w lewo, a może i w prawo. Stwierdził, że droga wydaje się być dłuższa niż wcześniej. Bał się, że zabłądził. Jednak tak nie było. Jak się okazało, przeszli około 20 km. Po tym odcinku drogi znaleźli las i ślady. Zatrzymali się na samym skraju boru i zjedli śniadanie. Po jakichś dwunastu, piętnastu minutach ruszyli dalej.

Nikt z nich nie wiedział, jak daleko mogła zajść osoba, której śladami kroczyli. W pewnym momencie, kiedy byli już jakieś 20 km od Giżycka, czyli dotarli na Mazury, postanowili się rozdzielić, ponieważ ślad się urwał. Tomek, jako że pokazał już w czasie wyprawy do Australii, co i kiedy umie zrobić poszedł sam. Jego tata był w grupie z bosmanem Nowickim, a Smuga wziął ze sobą Dingo.

Tomek szedł powoli, ostrożnie. Patrzył dookoła w poszukiwaniu śladów. Ziemia, po której stąpał była wilgotna i błotnista. Przy każdym kroku chłopiec chlapał niemiłosiernie wodą. Buty miał już całkowicie przemoczone, ale nie obchodziło go to. Chciał znaleźć zaginioną lub zaginionego, ktokolwiek to był.

Po dziesięciu minutach szukania postanowił odpocząć. Jednak, kiedy starał się zrobić krok w stronę małej, trawiastej polanki cos mu to uniemożliwiło. Spojrzał w dół – stał w bagnie, które zaczęło go powoli wciągać. – Nie ruszaj się, pomogę ci! – krzyknął ktoś za nim.

Tomek wyraźnie rozpoznał damski głos. Automatycznie spojrzał w górę. Na jedne z gałęzi siedział dziewczyna, machała do niego. Zeszła trochę niżej i wyciągnęła do niego rękę.

- Złap moją dłoń! – powiedziała.

Chłopiec trochę się wahał – pierwszy raz od dłuższego czasu potrzebował czyjejś pomocy, bo sam nie umiał sobie poradzić. Ale z drugiej strony nie chciał zostać wciągnięty przez bagno.

- Szybko! – ponaglała go dziewczyna.

W końcu Tomek zdecydował się pozwolić obcej piękności uratować się.

Chłopiec wyciągnął do niej rękę, jednak była za wysoko. Dziewczyna pochyliła się – to był błąd. Nieznajoma zachwiała się i sama wpadła do bagna. Na szczęście zdążyła wstać, za nim bagno zaczęło ją wciągać.

- Pięknie. Teraz zostaniemy wciągnięci przez to coś. Cudowna śmierć – powiedziała z ironią. – Przynajmniej nie zginę sama. Jak masz na imię? I nad czym tak dumałeś? Trzeba było szybciej chwycić moją dłoń.

- Jestem Tomek, a ty? – resztę chłopiec przemilczał.

- Natasza. Skoro jesteś taki mądry, to wyciągnij nas stąd.

Młodzieniec zaczął się rozglądać za czymś długim. Wzrokiem odnalazł kij, który wziął i przewiesił przez najniższa gałąź, jaka nad nim rosła. Spróbował się na niej podciągnąć.

- tak! – wymsknęło się Tomkowi, kiedy wspiął się na gałąź.

Lekko się wychylił, podał jeden koniec kija Nataszy i zaczął ją wciągać. Było to o wiele trudniejsze zadanie, niż wydostać się samemu. Jednak, kiedy Tomek zobaczył, że dziewczyna ma już zanurzone w bagnie prawie całe nogi, podciągnął mocno kij i uwolnił koleżankę.

- Dzięki ci! – powiedziała i uwiesiła się na szyi chłopaka.

Tomkowi ta sytuacja wydała się trochę niezręczna, jednak Natasza szybko go puściła.

- To ty zostawiłaś te ślady ciągnące się od krańca lasu aż do jego środka, niedaleko stąd?

- Tak. Chciałam się wyrwać z domu i puścić na łono natury, ale potem zabłądziłam i nie umiałam stąd wyjść. Może i w tym mi pomożesz? – zapytała z nadzieją.

- Tak, pewnie. Skoro ty zostawiłaś ślady, to my…

- Zaraz, jacy „my”?

- No, ja, bosman Nowicki, Smuga i, rzecz jasna , dingo. Chodź, zaraz ich znajdziemy.

Oboje zeszli z drzewa i wrócili drogą, którą przyszedł Tomek.

Kiedy doszli do miejsca, w którym piątka (razem z psem) śmiałków rozdzieliła się, znaleźli tam siedzących na dużym kamieniu tatą Tomka i bosmana Nowickiego.

- No, wreszcie! – krzyknął bosman. – Myślałem, że …- przerwał, kiedy zobaczył Nataszę.

- Jestem Natasza. Tomek znalazł mnie w tym „buszu”. I to ja zostawiłam tamte ślady – powiedziała szybko dziewczyna, wyprzedzając jakiekolwiek pytania.

- Ach, miło nam poznać! – powiedział tata chłopca. – Ale nie ma jeszcze Smugi i Dingo. Może im się co…- nie dokończył, ponieważ zza krzaków wybiegli zziajani…zaginieni bohaterowie!

- No, najwyższa pora. Właśnie na was czekaliśmy – powiedział tym razem Tomek, nie bosman.

Wszyscy tylko się roześmieli i zaczęli wracać.

Jak się okazało, Natasza była z Giżycka, do którego zmierzali, aby zdążyć na pociąg do Warszawy. Na szczęście przyszli w sam raz, wcześniej odprowadzając koleżankę do domu. W podziękowaniu dostali od niej i jej rodziny pieniądze na nowe ubrania. Tomkowi od razu się to spodobało.

◄cofnij    ▲do góry