powiat węgorzewski

Pyniaha Katarzyna

Tomek na szlaku mazurskich legend

Wreszcie wakacje!!! Jak ja się cieszę. Ciekawe, gdzie w tym roku się wybierzemy, myślał Tomek. Byłem już na Czarnym Lądzie, w Grobowcach Faraonów, u źródeł Amazonki, w Gran Chaco, a może teraz wybierzemy się w jakieś piękne miejsce w Polsce? Nie wiem gdzie, ale najważniejsze, aby tata wrócił z wyprawy, bo bez niego te wakacje będą smutne. Rozmyślając, przeglądał zdjęcia z poprzednich wypraw. Tomek podzielił się swoją myślą z Witkiem i Zbyszkiem. Pomysł bardzo im się spodobał.

- Ja się nie zapytam! - powiedział Witek.

- Ja też! - odmówił Zbyszek.

- Nikt z was nie musi o nic pytać. Sam się zapytam, bo i tak muszę się dowiedzieć, kiedy wraca mój tata z wyprawy.

- Świetny pomysł!! - krzyknęli chórem cioteczni bracia.

Dwie godziny później, gdy wrócił wuj Antoni, Tomek podbiegł do niego i zapytał:

- Wujku, jak było w pracy?

- Dobrze, tylko strasznie jestem zmęczony. Zjem obiad i chyba się zdrzemnę.

- Czy w tym roku wyjedziemy gdzieś na wakacje?

- Zastanawialiśmy się z ciocią, ale... Niedługo wam powiemy, cierpliwości.

- Wujaszku, a wiesz może, kiedy wraca z wyprawy mój tatuś? - spytał zniecierpliwiony Tomek.

- Miał wrócić dopiero za dziesięć dni, ale przyjeżdża już w środę - odpowiedział wuj Antoni.

- Dziękuję! - odparł Tomek i pocałował wujaszka w policzek. Wujek ucieszył się i poszedł do kuchni przywitać się z żoną

Tomek umówił się z kolegą ze szkoły, Jurkiem, na wspólne spędzenie popołudnia. Poszedł więc do kuchni zapytać ciocię Janinę, kiedy będzie obiad. Ciocia właśnie kończyła go gotować. Dzieci zjadły go z wielkim apetytem. Pomogły przy zmywaniu i rozeszły się każde do swoich zajęć. Tomek wybiegł z domu i poszedł na umówione spotkanie z kolegą. Spotkali się w ogrodzie botanicznym. Rozmawiali długo, dyskutowali o zbliżających się wakacjach. Nagle Tomek o czymś sobie przypomniał:

- Słuchaj, już po siedemnastej. Muszę lecieć do domu. Cześć!

- Co?! Już minęła siedemnasta! Rodzice na pewno denerwują. Obiecałem, że wcześniej wrócę i pomogę w pakowaniu, przecież jutro wyjeżdżamy nad morze.

I pobiegł szybko do domu. Tomek, biegnąc do domu, uświadomił sobie, że przecież dziś jest wtorek, więc tata wraca jutro! Zadzwonił do drzwi, otworzyła mu Irenka i powiedziała, że ciocia czyta książkę, a wujek odpoczywa.

- Pamiętasz Tomku, że jutro jest środa? - powiedziała ciocia Janina.

- Tak ciociu.

- A co ma być w środę? – spytała Irenka.

- Przyjeżdża mój tato - odparł z uśmiechem Tomek.

- Przygotuj się na powrót taty. Posprzątaj swój pokój, a my przygotujemy uroczystą kolację.

- Dobrze ciociu.

Cała rodzina zjadła kolację i wszyscy udali się na spoczynek. Tylko Tomek nie mógł zasnąć. Ciągle myślał o ojcu, tak bardzo za nim tęsknił, tak mu go brakowało. Gdy w końcu zasnął, śniły mu się czyste piękne jeziora, błękit nieba, jakieś rozmowy i śmiechy. Nagle obudził się i zobaczył ojca.

- Tato, to ty już wróciłeś?! To niemożliwe, miałeś przyjechać wieczorem?

- A co, lepiej żebym pojechał z powrotem? – zapytał Wilmowski.

- Nie, wcale nie, tylko miałeś przyjechać wieczorem, ale zrobiłeś mi niespodziankę!

Tomek zaprosił tatę do pokoju, długo rozmawiali. Pan Wilmowski opowiadał Tomkowi o wyprawie. Nie mogli się sobą nacieszyć. Wreszcie Tomek spytał:

- Tato, czy pojedziemy gdzieś na wakacje w tym roku?

- Oczywiście synku. Tylko w tym roku chciałbym spędzić z tobą wakacje w Polsce. Jak myślisz, mogą być Mazury?

- Oczywiście, że mogą – odpowiedział uradowany Tomek. Z Tobą w każdym miejscu jest ciekawie, zresztą warto poznać też bliżej swoją ojczyznę. Ciągle jeździliśmy za granicę. Trzeba wreszcie coś zmienić.

- Cieszę się, że tak myślisz i że wspólnie podjęliśmy tę decyzję … - i nie dokończył, gdyż ciocia Janina zawołała ich na śniadanie.

Wilmowski poszedł spać, ponieważ był zmęczony podróżą. Natomiast Tomek zaczął przygotowania do podróży. Wyciągnął mapę Mazur i zastanawiał się, gdzie dokładnie pojadą. Tak upłynął mu czas, aż do obiadu. Przy posiłku zdecydowali, że wyjeżdżają już jutro rano.

- Mam znajomych na Mazurach, którzy mają gospodarstwo agroturystyczne i możemy do nich pojechać – powiedział ojciec. Zależy mi na tym, by pojechać tam właśnie jutro, ponieważ chcę obejrzeć Noc Iwana Kupały. Co roku odbywa się tam ta uroczystość, chciałbym obejrzeć obrzęd tradycji ukraińskiej, puszczania wianków na jeziorze Gołdopiwo.

Nastał ranek. Była godz. 5.00. Tomek przebudził się i zobaczył, że tata już przygotowuje się do wyjazdu. Zjedli syte śniadanie, pożegnali się z rodziną i wyruszyli pełni ochoty na spotkanie nowych przygód. Jechali m. in. obrzeżem Puszczy Boreckiej.

- Patrz tato, jaki piękny ptak siedzi na drzewie - zauważył Tomek.

- To orzeł bielik –odpowiedział ojciec, jest pod ścisłą ochroną.

Po kilku godzinach jazdy samochodem zatrzymali się w pięknej miejscowości Stręgielek w gospodarstwie agroturystycznym pani Zeni i pana Marka. Gospodarze mile i serdecznie powitali ich, i zaprosili na obiad. Wilmowski w Stręgielku był bardzo dawno temu, gdy żyła mama Tomka. Prawie nic się tu nie zmieniło, tak samo pięknie, tylko turystów coraz więcej. Wyruszyli na spacer po okolicy, pochodzili po lesie. Nawet zobaczyli żmiję, ale na szczęście z daleka. Tomek skaleczył się w nogę. Nieźle jak na pierwszy dzień!

Po kolacji poszli do swojego pokoju. Uzgodnili, że od jutra zaczną zwiedzać okolice. Codziennie wyruszą w inną stronę. Od gospodarzy dowiedzieli się, że mogą powędrować trochę szlakami mazurskich legend. Zobaczą wiele ciekawe miejsca i przy okazji dokładnie obejrzą okolice. Mogą też popływać po rzece Sapinie lub po jeziorze Stręgiel.

Szlak legend mazurskich wytyczają opowieści spisane przez tutejszą, nieżyjącą już pisarkę, panią Jadwigę Tressenberg. Fascynatka mazurskich legend, mieszkała w pobliskich Kutach. Zbierała informacje od najstarszych mieszkańców. Opisała dwie legendy związane ze Stręgielkiem: „Goliat ze Stręgielka” i „O kapeluszniku, motkach i myszkach”. W 2000 r. pani Tressenberg została patronką Szkoły Podstawowej w Pozezdrzu.

- Praktycznie każda wieś ma swoją legendę i warto poznać historię tych miejsc – powiedziała pani Zenia i przyniosła im egzemplarz „Mazurskich opowieści”.

Tomek i pan Wilmowski postanowili poznać niektóre legendy związane z tym terenem.

Następnego dnia Tomek obudził się pierwszy.

- Tato, wstawaj. Długo jeszcze będziesz spał?

- Tomku! Dopiero piętnaście po piątej. Idź spać!

Tomkowi spieszno było do nowych wrażeń i przygód, ale pozwolił ojcu jeszcze trochę pospać. Wstali około siódmej, zjedli śniadanie i Tomek wyszedł na podwórko porozglądać się po okolicy i pooddychać świeżym powietrzem. Chłopcu bardzo się tu podobało. Urzekał go spokój, urok okalających pól i łąk, widok lasu i jeziora Stręgiel w oddali.

- Rozmawiałem z gospodarzami - powiedział Wilmowski.

- W związku z tym, że dzisiaj taka piękna pogoda, możemy popływać kajakiem po rzece Sapinie. Tomku, co o tym myślisz?

- Wspaniały pomysł!

Ubrali się i spakowali potrzebne rzeczy. Gospodarz podwiózł ich nad rzekę, wypożyczyli kajak i popłynęli. Płynęli przez las, podziwiali piękno okolicy, spotkali wycieczkę rowerową, jadącą wzdłuż brzegu. Nagle zobaczyli przed sobą zwalone drzewo na rzece, to bobry je podcięły. Na szczęście Wilmowski miał ze sobą telefon, zgłosił sprawę leśniczemu i po około godzinie drzewo zostało usunięte. Bobry były na pewno niepocieszone, że zostało zniszczone ich dzieło. Płynęli dalej, ujrzeli rozległe jezioro Stręgiel. Podpłynęli do jednego z brzegów jeziora. Na jednej z plaż zobaczyli dziwną rzeźbę. Od kąpiących się w okolicy dzieci, dowiedzieli się, że to jedna z rzeźb szlaku legend mazurskich. Ta rzeźba obrazuje Goliata ze Stręgielka – bardzo nieszczęśliwego chłopca. Popłynęli dalej w stronę wsi Ogonki. Było bardzo przyjemnie, pogoda dopisywała. Zmęczeni i bardzo głodni, ale szczęśliwi dopłynęli ostatkiem sił do wsi. Tam poszli do pobliskiego baru coś zjeść. Spotkali w nim starszego pana, który był rodowitym mieszkańcem Mazur. Dużo opowiadał o dawnych czasach. Mówił gwarą mazurską. Osobiście znał panią Tressenberg. Dowiedzieli się od niego dużo na temat historii tutejszego regionu. Wysłuchali opowieści o historii wsi Ogonki oraz legendy o kłótliwej babie Konopkowej, która źle skończyła na wspólnych interesach z diabłem. Pokazał im, gdzie leży ta góra, dawne miejsce wieszania straceńców. W niedaleko położonym Węgorzewię zachęcał do obejrzenia Kościoła pw. św. Piotra i Pawła, a także zamku krzyżackiego z XIV wieku. Powiedział także o ceglanym słupie w Kalu, postawionym ku przestrodze dla rozpustników.

Po posiłku podziękowali pięknie za rozmowę i zabrali się w drogę powrotną. Dość mieli wrażeń na dzisiejszy dzień.

Następnego dnia ich gospodarz - pan Marek, polecił im wyprawę do wsi Jakunówki. Chciał, aby obejrzeli kamień, na którym jak głosi legenda, diabeł zostawił odcisk swej łapy. Przed drogą przeczytali legendę z tym związaną i dowiedzieli się, że diabeł dlatego odcisnął swą łapę, ponieważ przegrał, grając z gospodarzem w karty.

Zajechali też do Kut, stąd pochodził Mateusz Myślęta, tam urodził się jego syn Celestyn, sławny teolog, orientalista. Właśnie w Kutach pracował też Michał Pogorzelski, sławny organista mazurski.

Wieczorem wybrali się do Kruklanek na widowisko muzyczne Noc Iwana Kupały. Bardzo podobały im się występy zespołów ludowych, piękna muzyka i kolorowe niepowtarzalne stroje.

Po powrocie do domu zjedli ze smakiem przygotowaną przez panią Zenię kolację - paszteciki z barszczem czerwonym. Błogo nasyceni, poszli spać.

Nazajutrz, po dusznej i burzowej nocy, postanowili wraz z gospodarzami wybrać się na żaglówkę. Do Węgorzowa pojechali samochodem, a potem wynajętą z przystani „Tawerna”, żaglówką „Jaś” - wypłynęli z portu na Mazurskie Jeziora. Niestety zaskoczyła ich burza. Skoczyli co sił do żagli, bo łódź zakołysała się pod ostrym szkwałem. Udało im się jednak dopłynąć do Kietlic. Zmęczeni i przemoknięci znaleźli schronienie u właściciela pensjonatu. Zjedli pyszny obiad, przebrali się w suche ubrania i znów powrócił im humor. Najważniejsze, że burza na dobre się skończyła, zza chmur wyszło nawet piękne słoneczko. Pan Zbyszek, właściciel pensjonatu, zaczął opowiadać swoim gościom dawne dzieje tych ziem. Opowiadał im o Puszczy Sztynorckiej, o pięknym pałacu w Sztynorcie, o losie jego właścicieli, którzy zostali wymordowani przez Niemców. Mieszkająca tam rodzina Lehndorffów, brała udział w nieudanym zamachu na życie Hitlera, i za to poniosła srogą karę. Dowiedzieli się, że można tam spotkać mazurskiego diabła Smętka, który snuje się po pałacu i okolicznych lasach.

Kolejna opowieść dotyczyła wsi Wopławki, gdzie zachował się piękny dwór, a okoliczni mieszkańcy opowiadają legendę o szlachcicu Eryku, który popełnił okropną zbrodnię. Stojąc w grabowym lesie, ciągle można usłyszeć kwilenie małego dziecka. Dowiedzieli się, że we wsi Tarławki, znajduje się grodzisko z XIX wieku zwane Górą Dziewic. Dawni mieszkańcy tych ziem spotykali się tam podczas palinocek, czyli nocy świętojańskich. Niektórzy twierdzą, że jeszcze teraz można ujrzeć na wzgórzu trzy dziewice ubrane na biało.

Popatrzyli w niebo i stwierdzili, że burza już na pewno nie wróci. Podziękowali za schronienie i gościnę, i wypłynęli w drogę powrotną. Tomkowi nagle zawirowało przed oczyma i zasnął sobie smacznie po tak dużej dawce wrażeń i opowieści. Śnił mu się Smętek, który goni go po lesie, potem kłótliwa Konopkowa i diabeł odciskający łapę w kamieniu.

Obudził się, gdy dopływali do portu w Węgorzewie.

Następnego dnia pojechali z gospodarzami obejrzeć piramidę w Rapie, grobowiec rodziny Faranheidów, który zbudowano na wzór piramid w Egipcie. Jak opowiedział im pan Marek, który bardzo interesował się tą piramidą, budowla stoi na linii promieniowania geomantycznego. Pochowano tam 3-letnią córkę rodu Faranheidów o imieniu Ninette, a później innych członków rodziny. „Coś niesamowitego. Grobowce na Mazurach?” – pomyślał Tomek.

Zwiedzili też Zakałcze, grobowiec rodziny Steinerów, piękny dworek, cmentarz. Od miejscowego rolnika usłyszeliśmy legendę o miłości kowala do tutejszej dziewczyny.

Ile to legend, tajemnic i ludzkich przeżyć kryją te okolice. Wrócili drogą przez Piłaki, podziwiając piękno krajobrazu, oglądając tutejsze wzniesienia, stare budynki, głazy i roślinność.

- Dosłownie każda tutejsza wieś ma swoją legendę lub kryje jakąś niezwykłą tajemnicę – powiedział Tomek.

- Tak, to prawda – przytaknęła mu pani Zenia.

Pan Marek słusznie zauważył, że mieszają się tu różne kultury: mazurska, polska, ukraińska i kresowa.

Niestety, nie mogli dłużej zostać na Mazurach, ponieważ ojciec Tomka, musiał wracać do swoich obowiązków. Wyjeżdżając do Warszawy, Tomek powiedział, że na pewno kiedyś tu wróci, bo nie zdążył zobaczyć jeszcze wielu rzeczy, o których tak dużo słyszał. To naprawdę ciekawe strony, jeżeli ktoś chce bliżej poznać tajemnice tych ziem, to musi wybrać się tutaj na dłużej.

- A może kiedyś tu zamieszkamy? – spytał cicho Tomek.

- Może – odpowiedział ojciec, przecież w życiu człowiek niczego nie może być pewien.

◄cofnij    ▲do góry