powiat węgorzewski

Pruszyński Kamil

Tomek Wilmowski na Mazurach

Tomek Wilmowski po licznych podróżach, prowadzących przez wszystkie kontynenty świata, postanowił zwiedzić Mazury. Słyszał tyle ciekawych rzeczy o tym regionie. Postanowił zobaczyć go na własne oczy.

W podróż wybrał się oczywiście żaglówką. Wszak Mazury to Kraina Tysiąca Jezior. Południowe wiatry zawiodły go na jezioro Dargin. Zobaczę Sztynort – postanowił. Koniecznie muszę się dowiedzieć, dlaczego biskup Ignacy Krasicki, który był częstym gościem w pałacu należącym do rody Lehndorff, powiedział: „Kto ma Sztynort, ten posiada Mazury”. Gdy zbliżał się do kanału łączącego jezioro Dargin ze Sztynorckim, szybko przekonał się, skąd wzięto nazwę miejscowości. Omal nie rozbił łodzi o ukryte pod powierzchną wody kamienie. Dzisiejsza nazwa Sztynort wywodzi się z niemieckiego Steinort, co oznacza w wolnym tłumaczeniu kamienny róg, a wzięła się od znanej żeglarzom kamienistej mielizny na jeziorze Dargin, obecnie zwanej Kamieniami Sztynorckimi.

Wpływając w kanał łączący Dargin z jeziorem Sztynorckim, zobaczył niezwykły budynek ukryty wśród drzew na półwyspie. Przycumował łódź i ruszył w kierunku wzniesienia, na którym stała budowla. Okazało się, że jest to kaplica rodowa Lehndorffów, wybudowana w tysiąc osiemset pięćdziesiątym ósmym roku. W podziemnej części spoczywały trumny ze szczątkami zmarłych członków rodu. Poczuł się niepewnie, gdyż wydawało mu się, że wieko jednej z trumien zaczyna się lekko podnosić. Bał się jednak sprawdzić, czy to złudzenie, czy rzeczywiście zakłócił spokój któregoś z członków rodu, i czym prędzej opuścił to miejsce.

Zbliżał się już wieczór i Tomek, zmęczony całodziennym żeglowaniem, postanowił przenocować w pałacu. Nieczęsto zdarza się taka okazja, więc nie mogę z niej nie skorzystać – pomyślał. Pałac, rezydencja rodowa Lehndorffów wybudowana w szesnastym wieku, nie wyglądał najlepiej. Czas zrobił swoje. Odrapane ściany i zapadający się dach nie zachęcały do wizyty. Tomkowi udało się jednak przekonać siedzącego na ławce strażnika, do zorganizowania noclegu. Zmęczony położył się w pustej, wielkiej komnacie i natychmiast zasnął. Sen nie trwał jednak długo. Tomka zbudziło dziwne skrzypienie. Ktoś tu jest – pomyślał. Przecież strażnik zapewniał, że pałac jest pusty, więc skąd te odgłosy? I wtedy przypomniał sobie legendę o Czarnej damie. To na pewno ona. Tomek nie bał się duchów, więc tylko przewrócił się na drugi bok i postanowił zasnąć. Hałas nasilał się jednak i o śnie nie mogło być mowy. Może ją zobaczę – pomyślał i z latarką w ręku opuścił swoją komnatę. Duch jednak rozpłynął się w powietrzu i mimo nawoływań, nie chciał ukazać się Tomkowi. Resztę nocy spędzę jednak na swojej łódce – postanowił i opuścił niegościnny pałac. W drodze na łódkę słyszał pohukiwania puszczyków, mieszkańców rozległego, pobliskiego parku. Tomek dotarł bez przeszkód do swojej łodzi i wreszcie mógł się wyspać.

Rano zbudziły go żerujące komary. Wstał, zjadł śniadanie i ruszył w dalszą podróż. Celem były tym razem Mamry Północne i wrak statku Arabella. Statek zatopiony został na głębokości trzydziestu trzech metrów, a jego odnalezienie nie było łatwe, mimo tego, że miał długość czternastu metrów i szerokość ponad trzech metrów. Przy pomocy echosondy, po długich poszukiwaniach, wrak został zlokalizowany. Tomek przebrał się w strój płetwonurka i zanurkował. Widok był niezwykły, bowiem pokład zamieszkują liczne ryby – wśród nich węgorze. Wijące się „węże wodne” mogą wystraszyć niejednego nurka, gdy niespodziewanie pojawią się w świetle latarki. Wejście do kabiny było zablokowane i statek można było podziwiać tylko z zewnątrz. Pora się wynurzać, bo zaraz skończy mi się powietrze w butli – pomyślał Tomek.

Już na pokładzie żaglówki zdecydował, że obierze kurs na Mamerki nad Kanałem Mazurskim. Tam w czasie drugiej wojny światowej mieściła się Kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych „Mauerwald”. Została wybudowana w lesie, w odległości osiemnastu kilometrów na wschód od kwatery Hitlera. Liczne, doskonale zachowane schrony, są prawie niewidoczne, gdyż okryte zostały specjalnym tynkiem maskującym, składającym się z trawy morskiej i betonu, co imitowało mech oraz korę drzew.

Tomek postanowił wejść do środka. Wielkie wrażenie zrobiły na nim podwójne żelbetonowe ściany o grubości sześciu metrów. Zwiedzanie okazało się jednak niemożliwe, gdyż wszystkie schrony zalane zostały wodą. Jakie kryją tajemnice? – zastanawiał się Tomek. Może użyć stroju do nurkowania i odkryć niedostępne pomieszczenia? To będzie jednak zbyt niebezpieczne. Wrócę tu, ale muszę się jednak lepiej przygotować. Przekonał się, że jest tu co odkrywać i zwiedzać. Na terenie dwustu pięćdziesięciu hektarów wybudowano ponad dwieście różnego rodzaju obiektów, w tym trzydzieści cztery obiekty żelbetonowe, dwa ciężkie schrony przeciwlotnicze oraz wiele murowanych i drewnianych. Prace budowlane kwatery wykonane zostały przez organizację Todt, pod przykrywką firmy Chemische Werke. W latach 1940-41 w lesie między jeziorem Mamry, a linią kolejową Węgorzewo – Kętrzyn, pracowało tu około dwóch tysięcy robotników.

Teraz do Węgorzewa – postanowił Tomek i obrał kurs na wlot kanału. Żeglugę zakończył w centrum miasta, w pobliżu krzyżackiego zamku z czternastego wieku. Zamek zamknięty na cztery spusty okazał się twierdzą nie do zdobycia. Zresztą na pierwszy rzut oka widać było, że odbudowany stosunkowo niedawno, nie może kryć żadnych tajemnic. Co innego piramida w Rapie. To miejsce niezwykłe i tajemnicze. Szkoda tylko, że nie można tam dopłynąć. Szlak żeglarski kończy się, a niektórzy mówią, że zaczyna właśnie w Węgorzewie.

Teraz nastąpiła zmiana środka lokomocji. Tomek przesiadł się na rower i z odpowiednio wyposażonym plecakiem wyruszył do miejscowości Rapa. Tam znajduje się budowla, którą Tomek wcześniej widział w Egipcie. To piramida służąca jako grobowiec rodziny Farenheit. Rapa znajduje się niedaleko Bań Mazurskich, tuż przy granicy z Rosją. Podróż przebiegała bez żadnych nieprzewidzianych zdarzeń, może poza tym, że wypożyczony rower parę razy odmówił posłuszeństwa.

Tomkowi w czasie podróży towarzyszyły myśli o motywach postępowania Farenheitów. W pierwszej połowie osiemnastego wieku wykupili oni wieś Angerapp, od Christopha von Rap i zbudowali w pobliżu neoklasycystyczny pałac w Bejnunach. Właściciele majątku należeli do ludzi wykształconych, którzy dużo podróżowali po Europie i wprowadzili wiele nowych rozwiązań w swojej posiadłości. Ich również, jak starożytnych, przyciągała magia wiecznego „życia po życiu”. W związku z tym chcieli zbudować grobowiec wzorując się na piramidach egipskich. Na początku dziewiętnastego wieku, w odległości pięciu kilometrów od pałacu, wzniesiono piramidę według projektu Bertela Thorwaldsena. W grobowcu w tysiąc osiemset jedenastym roku, jako pierwsza została pochowana trzyletnia córeczka Farenheita, być może z myślą zapewnienia jej nieśmiertelności. Następnie pochowano tam kilku członków rodu budowniczego piramidy Friedricha Heinricha. Celem budowy grobowca – piramidy było stworzenia warunków sprzyjających mumifikacji ciała.

Im bliżej do Rapy, tym bardziej rosła ciekawość Tomka. Wręcz nie mógł się doczekać, kiedy ujrzy tę tajemniczą budowlę. Gdy wreszcie przybył na miejsce, przekonał się, że warto było. Piramida nie była zbyt okazała. Miała podstawę kwadratową o wymiarach dziesięć i pół metra na dziesięć i pół metra oraz wysokość prawie szesnaście metrów. Zbudowana została zgodnie z wyliczeniami starożytnych budowniczych. Kąt pochylenia ścian wewnętrznych wynosił dokładnie pięćdziesiąt jeden stopni i pięćdziesiąt dwie minuty. Wybór miejsca także nie był przypadkowy, ponieważ posiadało ono wielką moc koncentracji pozytywnego promieniowania energii Ziemi i Kosmosu.

Tomek ze zdziwieniem stwierdził, że nawet komary i muchy trzymają się tu od niego z daleka, a przecież tak mu dokuczały w czasie jazdy rowerem. Gdy przymknął oczy, ukazał mu się widok pustyni. Po chwili pojawiły się doskonale znane mu piramidy egipskie. Czyżby jakaś tajemna siła przeniosła mnie do Egiptu? Otworzył oczy i okazało się, że widzi piramidę, ale mazurską, bo nadal jest w Rapie.

Tomek, pełen niesamowitych wrażeń, wracał do Węgorzewa. W głowie rodziły się plany na dalszą część wyprawy na Mazury. Jest tu przecież jeszcze tyle niezwykłych miejsc.

Może kiedyś o nich napiszę.

◄cofnij    ▲do góry