powiat węgorzewski

Pieniak Katarzyna

Weekend na Mazurach!

Piękny i rześki poranek był zapowiedzią cudownego dnia. Promienie słońca "przebijały" się przez szybę do pokoju Tomka.

- Tomek wstawaj! Już 9.00, za godzinę mamy pociąg! - krzyknął tato z kuchni.

- Już wstaję - odpowiedział zaspany Tomek.

Wilmowscy wybierali się na weekend do cioci Janiny i wujka Antoniego na Mazury. Przy okazji chcieli odwiedzić przyjaciela taty pana Jana Smugę.

Gdy dojechali na miejsce, był już wieczór.

- Dobry wieczór kochani! - przywitała ich radośnie ciocia Janina. Siadajcie, na pewno jesteście głodni, zrobiłam naleśniki z truskawkami.

- Mniam, mniam, moje ulubione – powiedział radośnie Tomek.

- Wiem Tomaszku, twoja mama też je lubiła.

Goście zjedli kolację i położyli się spać. Bo musieli jutro wcześnie wstać, ponieważ wybierali się na wycieczkę kajakiem.

- Tomek, śpiochu - wstawaj! Ty to chyba lubisz sobie pospać. No, ale dzisiaj to ci się nie uda, bo zaraz wyruszamy - powiedział radośnie wujek Antoni. Ciocia przygotowała nam na drogę cały kosz pyszności.

Rodzina wyruszyła z Kruklanek jeziorem Gołdopiwo. Woda była spokojna. Wiał lekki, przyjemny wiaterek i świeciło słoneczko.

Zatrzymali się dopiero na śluzie w Przerwankach.

- Do stu tysięcy huraganów, jak tu pięknie - powiedział tata.

- Mi też się tu bardzo podoba! - wykrzyknął Tomek.

- Patrzcie, tam są nasi mazurscy harcerze, Czuwaj! - krzyknął wujek Antoni do przechodzących obok chłopców.

- Czuwaj! – odpowiedzieli zgodnym chórem.

- No dość już tych zachwytów, płyniemy dalej – powiedział wujek. Teraz rzeką Sapiną przez jezioro Wilkus, Brząs na jezioro Pozezdrze.

Płynęli dość długo, spokojną, malowniczą rzeką. Z zaciekawieniem rozglądali się dokoła i wsłuchiwali w „głuchą” ciszę. Zatrzymali się dopiero w Pozezdrzu. Tam poszli do stadniny i wypożyczyli trzy konie. Pojechali konno przez las, zwiedzić bunkry Himmlera.

- Tato, mogę wejść do środka? - zapytał Tomek.

- Nie synku, tam jest niebezpiecznie.

- Pozwól mu. To nie jest niebezpieczne. Zresztą pójdę z nim, a ty zostań i popilnuj koni - powiedział wujek Antoni.

- Dobrze, idźcie - zgodził się ojciec Tomka.

Tomek z wujkiem Antonim weszli do wnętrza bunkra, w którym panował chłód i wilgoć. Nic dziwnego, skoro ściany były grubości prawie 2 m. Gdy pooglądali już bunkier z każdej strony, postanowili wrócić do czekającego na nich Wilmowskiego. Byli zmęczeni, więc zrobili sobie piknik.

- Patrz jak tam szybko biegnie wiewiórka, a tam siedzi dzięcioł pstry - powiedział wujek Antoni.

- W górę patrzę, a od dołu mrówki mnie jedzą – zaśmiał się Tomek.

Po odpoczynku, szybko się zebrali i pojechali oddać konie. Potem kajakami popłynęli

z powrotem do Kruklanek. Gdy dopłynęli na miejsce, było już późno.

- Nareszcie jesteście - powiedziała ciocia Janina. Przygotowałam wam pyszną kolację, bo wydaje mi się, że mocno zgłodnieliście.

Byli tak zmęczeni, że nie mieli siły opowiadać o wycieczce. Po sytym posiłku, kąpieli, szybko poszli spać.

Następnego ranka tata z Tomkiem pojechali do Pozezdrza odwiedzić - pana Jana Smugę.

- Cześć, co u Ciebie słychać, jak zdrówko? - pytał tato od progu.

- A wszystko dobrze, po staremu - odpowiedział przyjaciel.

Usiedli i długo rozmawiali przy herbacie i ciastkach. Była niedziela, więc poszli też do kościoła na Mszę Świętą.

- Jaki piękny kościół - powiedział Tomek.

- Zbudowano go około 1891 roku. Na przełomie 1914/15 roku został zniszczony, potem parafianie w 1923 roku odbudowali go. Szczęśliwie przetrwał II wojnę światową - powiedział pan Jan.

Po Mszy pojechali do Spytkowa zwiedzić wioskę Indiańską, o której wcześniej opowiadał pan Jan. A potem zajechali jeszcze do Kruklanek. Pożegnali się z ciocią Janiną i wujkiem Antonim, i ruszyli w drogę powrotną do Warszawy. Byli smutni, że tak szybko minął im weekend.

◄cofnij    ▲do góry