powiat olsztyński

Nowacka Magdalena

Tomek na Warmii i Mazurach

Dziesięć, dziewięć, osiem… Wielkie odliczanie już się zaczęło. Za parę sekund koniec roku szkolnego, a zarazem początek wakacji. Ostatnie sekundy. Siedem, sześć, pięć… Wszyscy wstrzymują oddech. Cztery, trzy, dwa, jeden i koniec! Cała szkoła wybiega z budynku i uczniowie z uśmiechem witają wakacje. Tomek jest niezwykle szczęśliwy. Od pierwszej minuty zaczyna myśleć o przygodach, które zamierza przeżyć i o zeszłorocznej wyprawie do cudownej Australii.

Było tam wspaniale oraz… gorącą. Przypominając sobie krajobrazy i klimat tamtego kraju, a zarazem i kontynentu, spojrzał w niebo. Mrużąc oczy, popatrzył na słońce. Nie zasłaniały go chmury i mocno świeciło nad głowami uczniów. Jednak nie było gorąco, ani tym bardziej upalnie. Owszem, wszyscy mieli na sobie koszulki na krótki rękaw, lecz nikt nie wyglądał na przegrzanego. Po dokładnej analizie panującej pogody, Tomek spojrzał na zegarek. Było już pięć po 14, co oznaczało, że rozmyślał tal przez ponad pół godziny. Chwycił teczkę i pędem pobiegł do domu.

Tam, ku jego zdziwieniu, nie było duszno i temperatura była umiarkowana. Tomek zdziwiony ciszą w zazwyczaj hałaśliwym domu, ostrożnie podszedł do wieszaka, zdjął czapkę i szybko przemknął do salonu. Nagle doszedł go głos matki. Bez zastanowienia wkroczył do kuchni.

- Witaj kochanie. Jak było w szkole? – jednym tchem wyrecytowała mama. Nie było dla niej problemem, ponieważ pytała dokładnie o to samo codziennie.

- Czyżbyś zapomniała mamo, że dzisiaj był koniec roku szkolnego? Dzień był wspaniały! – odpowiedział z uśmiechem Tomek.

- Ależ oczywiście, że nie zapomniałam. Razem z ojcem rozmawiamy o tym od tygodni! – powiedziała mama i powróciła do swoich zajęć.

Jej odpowiedź ucieszyła Tomka. Oznaczała, że rodzice mają już plany na wakacje.

Godzinę później do domu przyszedł tata. Wiedząc, co się święci, od razu wbiegł do salonu.

- Cześć Tomku- powiedział bez zastanowienia tata. – Koniec roku szkolnego. Czas porozmawiać o wakacjach.

Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech.

- mamy z ojcem już pewne plany na ten rok – wtrąciła mama. Tomka rozsadzała ciekawość. Było to widać nadzwyczaj wyraźnie, więc po minucie odezwał się ojciec.

- Nie będą już cię trzymał w niepewności. W tym roku pojedziesz do Polski, a dokładnie na Warmię i Mazury.

To było dziwne. Czemu do Polski? Jednak jedno było jasne – to nowa przygoda! Nigdy przedtem tam nie byłem – pomyślał Tomek zaraz zaczął się pakować, bo wyjazd został zaplanowany już na jutro.

II

Pociąg mknął szynami, mijał stacje. Kolejne i kolejne… Tomek wyciągnął książkę i zaczął czytać, lecz nie trwało to długo. Spojrzał w okno i zobaczył rozległe, polskie pola. Oglądał te piękne widoki przez półtorej godziny.

Pociąg właśnie wjechał na stację w Olsztynie – stolicy Warmii i Mazur. Tomek powoli przygotowywał się do wyjścia. Wziął walizkę i ostrożnie zszedł po schodkach. Właściwie pierwszy raz sam pojechał na wakacje. Jednak długo nie był bez opieki.

- Tomek Wilmowski? Nazywam się Adam Majer i jestem twoim przewodnikiem – zawołał jeden z ludzi stojących naprzeciw mnie.

- Za mną stoi reszta grupy. Jesteśmy w komplecie.

III

Tomek razem z reszta grupy i panem Majerem stał przed dużym zamkiem olsztyńskim.

- No, dobrze. Wszyscy w komplecie. Stoimy właśnie przed zamkiem Kapituły Warmińskiej zbudowanym w XIV wieku w stylu gotyckim i… - powiedział pan Majer, ale nie zdążył dokończyć, ponieważ przerwał mu pan Krasny, turysta podróżujący z ta samą wycieczką co Tomek.

- Panie Majer, panie Majer! Przepraszam, że przerywam, ale moja żona wciąż dopytuje, kiedy będzie obiad. Ona jest na diecie i zresztą oboje się odchudzamy. Gdyby pan wiedział, ile trzeba się namęczyć, by wytrzymać cały dzień na sałacie! I jeszcze raz chciałbym przeprosić. Gdzie jest łazienka? – zapytał pan Krasny.

Trzeba wspomnieć, że jest to człowiek puszysty, zresztą tak samo jak jego żona, pani Krasny.

- panie Krasny, proszę mi nie przerywać. Jesteśmy tu dopiero 5 minut, a pan już upomina się o obiad. Łazienka jest w zamku. Niech pan wytrzyma jeszcze 25 minut – zakończył pan Majer.

Jednak pan Krasny nie dał się namówić i zaczął negocjować z panem Majerem. A ponieważ cała ta dyskusja trwała 30 minut, pan Majer się poddał i wszyscy weszliśmy na ganek zamku. Okazało się, że całej wycieczce pilnie potrzebna była toaleta, więc wykład przełożono na piętnaście minut później. Nagle zadzwonił telefon. Przez okno wychylił się starszy pan i zaczął wołać pana Majera. Po paru minutach nasz przewodnik wrócił.

- Mam złą i dobra wiadomość – powiedział. – Zła jest taka, że ośrodek, w którym mieliśmy nocować, jest chwilowo zamknięty z powodu pękniętej rury. A dobra, że możemy nocować tu w zamku.

Zanosiło się na przygodę roku. Tomek uważnie wysłuchał całego wykładu, następnie wszyscy udali się na obiad. Wieczorem w Sali Głównej pan Majer zamierzał dokończyć swoje wystąpienie i za wszelką cenę opowiedzieć o historii tego majestatycznego zamku. Jednak, jak zawsze zresztą, odezwał się pan Krasny i zaczął opowiadać straszne historie. Tomek przysłuchiwał się im uważnie. Lubił dreszczyk emocji i, co najważniejsze, wcale się takich historyjek nie bał.

O 22:00 wszyscy udali się na spoczynek. Tomek miał pokój nr 7, który był oddalony o dwa pokoje od słynnego pokoju samego Kopernika. Wszystkie te fakty zapowiadały ciekawą noc.

Wybiła 23:00. widać nie było tak późno, bo zza drzwi dobiegał głos pana Krasnego. Tomek znów powrócił do czytania lektury.

Już dochodzi 24:00. Na korytarzu rozległy się głośne dzwony zegara. Tomek aż nie mógł usiedzieć spokojnie. Czuł, że po prostu musi wyjrzeć na korytarz. W końcu nie wytrzymał. Cichutko uchylił drzwi pokoju. W holu było niezwykle cicho, nic nie było słychać. Nagle Tomek usłyszał pukanie. Dochodziło z pewnością z pokoju Kopernika. To wszystko było bardzo dziwne i zarazem straszne. Tomkowi dawno już nie waliło tak serce. Szybko zamknął drzwi i wskoczył do łóżka. Wciąż przestraszony, zasłonił kołdra oczy i próbował zasnąć. Okazało się to nadzwyczaj łatwe. Dziesięć minut głębokiego oddychania spowodowało, że Tomek spał jak kamień.

IV

Rano obudził się z dziwnym uczuciem ożywienia. Umył się, ubrał i ku swemu zdziwieniu… spóźnił się na śniadanie. Szybko zbiegł po schodach. Cała wycieczka siedział już przy stole.

- Spóźniłeś się – powiedział pan Majer. – Śniadanie jest punktualnie o 8:00.

Tomek cicho przeprosił i usiadł przy stole. Prawdę mówiąc nie był bardzo głodny. Zjadł kromkę chleba, popijając mlekiem.

Dzień minął w miłej atmosferze. Tomek zwiedzał Stare Miasto Olsztyna, przysłuchując się dyskusji pana Majera i pana Krasnego na temat faktów podawanych przez przewodnika i tego, co wyczytał pan Krasny w przewodniku.

Nadeszła kolejna noc na zamku. Tomek cierpliwie czekał na te godzinę. Przed sekundą wybiła 24:00, tak zwana godzina 0. Równo 24 godziny temu Tomek usłyszał dziwne pukanie dobiegające z pokoju Kopernika. Tak samo jak wtedy uchylił drzwi i zaczął nasłuchiwać. Długo nie musiał czekać. To samo pukanie dochodziło zza drzwi pokoju nr 4. jednak tym razem Tomek postanowił posunąć się dalej. Na palcach podszedł do pokoju i odpowiedział tym samym pukaniem. Nastała cisza. Chłopiec nie mógł się oprzeć i… nacisnął na starą, złotą klamkę. Drzwi uchyliły się. Tomek spodziewał się siedzącego na fotelu ducha Kopernika we własnej osobie, lecz to nie był on. Jednak nie rozczarował się. Na środku Sali stał starszy mężczyzna z siwą brodą sięgającą do torsu. Był niewysoki, a nawet lekko karłowaty. Na pierwszy rzut oka wyglądał na jednego z tych podstępnych włamywaczy, jednak przy dłuższym przyjrzeniu się można było zauważyć, że jest to poczciwy człowiek. Koło jego nogi siedział równie siwy pies. Wyglądał na głodnego.

Obaj patrzyli sobie teraz w oczy. Zapewne zastanawiali się nad tym samym. Kim on właściwie jest? Wreszcie Tomek odważył się odezwać:

- nazywam się Tomek Wilmowski. Jestem tu z wycieczką. Jeżeli to pana pokój, bardzo przepraszam. Po prostu usłyszałem hałas i przestraszyłem się.

- Nie, to nie mój pokój. Ja nawet tu nie mieszkam – odezwał się nieznajomy. – a te hałasy to drapanie Molly – powiedział spoglądając na psa. – To poczciwa psina, tylko jest głodna. Nie jadła nic od 3 dni, tak samo jak ja.

Tomkowi zrobiło się ich żal. Teraz już wszystko rozumiał. Dziwny człowiek to włóczęga, który w zimne olsztyńskie noce szuka schronienia. Wynika z tego, że znalazł je w zamku. Zabrał go potajemnie do kuchni i dał mu jedzenie. Nie za dużo, żeby kucharze nie zauważyli. Pożegnał się z gościem i poprosił, by przyszedł tu jutro ponownie. Włóczęga niezwykle się ucieszył.

Rano Tomek był szczęśliwy. W nocy wszystko się wyjaśniło. Następnego dnia Dymek (okazało się, że tak ma na imię włóczęga) znowu przyszedł do zamku. Tomek znów dał mu jedzenie. I tak było przez kolejne dwa tygodnie, aż nadszedł dzień wyjazdu. Chłopak w trosce o nowego przyjaciela namalował mu mapę do kuchni i miejsca przechowywania żywności. Nie było na to zbyt wiele czasu, więc narysował ją szybko długopisem. Godzinę później był już w pociągu.

V

Tomek niezwykle się ucieszył, gdy znów zobaczył rodziców. Ostatniego dnia wakacji dostał kartkę pocztową od Dymka:

Drogi Przyjacielu!

Mam dla ciebie złą wiadomość. Przyłapano mnie na kradzieży jedzenia. Kucharz widział, jak przygotowuję kanapki. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zaproponował mi pracę na pół etatu. Już awansowałem i zarabiam krocie! Nie poznałbyś mnie teraz.

Dymek

Tomek od razu pokazał to kolegom z klasy i opowiedział całą historię. Mimo strachu, który ciążył na nim przez te wakacje, wszystko dobrze się skończyło. Dymek miał rację. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

◄cofnij    ▲do góry