powiat olsztyński

Nikoniuk Jakub

Przygoda Tomka na Mazurach

Przygoda Tomka z Warmią i Mazurami rozpoczyna się w bardzo nietypowy sposób.

Pewnego dnia Tomek usłyszał o protestach ekologów przeciwko budowie obwodnicy przez Dolinę Rospudy. Bardzo zainteresował go ten temat. Ponieważ zbliżały się wakacje, dlatego postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o tym tajemniczym miejscu. Przecież nigdy nie słyszał o tej dolinie, a wiadomości dopływające z tego miejsca mówiły o tym, iż piękna i ciekawa to okolica i na pewno warto ją będzie zobaczyć i poznać piękno, o którym tyle słyszał. Dobrze byłoby poznać historię tej okolicy zanim na dobre tam się wybiorę – pomyślał Tomek. Jak postanowił, tak zrobił. Okazało się, że Rospuda bierze początek ze strumieni wypływających ze zboczy wzniesień leżących na południe od Puszczy Romnickiej. Właściwa rzeka wypływa dopiero z Jeziora Czarnego. Rospuda płynie poprzez typowe formy rzeźby młodoglacjalnej: jeziora rynnowe, ozy i płaskie powierzchnie sandrowe. Krajobraz ten jest wynikiem działalności lądolodu skandynawskiego w okresie zlodowacenia bałtyckiego: rynna, w której płynie Rospuda, została wyrzeźbiona przez potok płynący pod lodowcem; ozy powstały z materiału akumulowanego przez płynącą wodę; a sandr to rozległy stożek napływowy, zbudowany ze żwirów i piasków osadzonych przez wody wypływające spod lodowca.

W górnym biegu, na odcinku pomiędzy jeziorami, Rospuda ma wąskie i kręte koryto, nurt szybki, a dno kamieniste, przypominające nieco górski potok. Płynie poprzez lasy i łąki, wąską doliną o wysokich, stromych brzegach, częste są zakola, przełomy i powalone drzewa.

Wąskie jeziora rynnowe ciągną się kilometrami – dwa najdłuższe, Rospuda, Filipowska i Bolesty, mają 5,8 km długości przy szerokości zaledwie 0,4 – 0,8km. Ich brzegi są wysokie i czasem zalesione, a czasem porośnięte łąką i poprzecinane wąwozami. Ta ciekawa rzeźba terenu to efekt erozji pod wpływem spływających wód deszczowych. W dolnym biegu rzeka wpływając w Puszczę Augustowską, zmienia charakter na typowo nizinny. Meandruje w podmokłej dolince nadrzecznej pośród trzcinowisk. Przepływa przez puszczańskie uroczyska – Święte Miejsce i Młyńsko. Koryto rzeki rozszerza się tam, tworząc zabagnioną nieckę zajętą przez torfowiska tzw. Dolinę Rospudy.

Dolina Rospudy to jeden z najciekawszych obszarów torfowiskowych o naturalnych, nienaruszonych stosunkach wodnych. W uproszczeniu, torfowisko to utrzymuje stały poziom wody, w związku z czym nie zarasta drzewami i krzewami. Różni się tym od obszarów bagiennych naruszonych ingerencją człowieka takich ja na przykład Bagna Biebrzańskie, które dla obrony przed zarastaniem wymagają wykoszenia.

To bardzo ciekawe i cenne informacje – pomyślał Tomek, ale nie mogę się wybrać w tak ciekawe miejsce bez wiedzy o roślinachi zwierzętach które żyją w tym niezwykłym miejscu. Tomek przypomniał sobie, że poznał kiedyś bardzo ciekawego kolegę Wojtka, który był studentem ochrony środowiska. Na pewno Wojtek pomoże przygotować się do tej wyprawy. Oczywiście zanim dotrę na miejsce docelowe, chcę jeszcze odwiedzić krainę Wielkich Jezior Mazurskich, których nie można pominąć w mojej kolejnej wyprawie. Tak jak postanowił, tak zrobił. Odnalazł adres i napisał list, do Wojtka, w którym zaprosił go, aby towarzyszył mu w tym przedsięwzięciu. W oczekiwaniu na odpowiedź Tomek postanowił, że nie będzie siedział bezczynnie i zbierze informacje o miejscu do którego zamierzał się wybrać. Okazało się że Dolina Rospudy objęta jest ochroną ze względu na występowanie rzadkich gatunków roślin i zwierząt. Rośnie tam między innymi 19 przedstawicieli rodziny storczykowatych. W Dolinie i przylegających do niej lasach gniazdują chronione gatunki ptaków, takie jak jarząbek, głuszec, derkacz, żuraw, bielik, orlik krzykliwy i wiele innych bardzo znanych ptaków. Dla dużych ssaków, np. wilki i jelenie, Dolina Rospudy stanowi korytarz migrujący – tędy przemieszczają się one z Puszczy Augustowskiej i Biebrzańskiego Parku

Narodowego na zachód. Ponadto żyją tu bobry, wydry, lisy i inne zwierzęta. Wszystkie te wiadomości tylko zmotywowały Tomka do szybkiego spakowania swojego plecaka.

Otrzymał również odpowiedź od kolegi Wojtka, który jak się okazało jest zagorzałym ekologiem i bierze udział manifestacjach i protestach, które są za uratowaniem Doliny Rospudy, Tomkowi bardzo to zaimponowało i postanowił zaprosić Wojtka w podróż, która może okazać się bardzo ciekawą ekspedycją.

Umówili się, na spotkanie w Giżycku. Ponieważ Tomek nie lubił siedzieć bezczynnie w domu, postanowił, że wybierze się trochę wcześniej, zwiedzi okolicę i zaplanuje dalszą podróż.

Nigdy nie był na Mazurach i był bardzo ciekawy tych okolic. Mazury kojarzą się wszystkim z latem, żeglarstwem, pięknymi pejzażami oraz błękitną tonią jezior usnutą plamami białych żagli. Z ciągnącymi się lasami, pełnymi zwierzyny i grzybów. Jednym słowem kojarzą się nam z przyrodą nieskażoną cywilizacją. Symbolem Mazur są ptaki i jeziora. Turystów przyciąga letni gwar przystani w Giżycku, Mikołajkach czy w Węgorzewie. Dla żeglarzy to mekka i cel wielu wypraw. Mazury warto poznać bo ta piękna kraina oferuje niezapomniane wspomnienia i zapada w duszy każdego podróżnika.

A Mazury oferują bardzo wiele: żeglarzom – szerokie wodne przestrzenie i przyjazne wiatry, miłośnikom natury – odludne puszczańskie zakątki pełne dzikiego zwierza, tropicielom historycznych śladów – wieloletnią przeszłość zaklętą w budowlach i legendach, a miłośnikom gwaru i dyskotek – barwny tłum i klimat zabawy w największych miastach i przystaniach. Wielkie Jeziora Mazurskie stanowią największy w Polsce zespół połączonych kanałami jezior i zajmują około 20% powierzchni Krainy Wielkich Jezior. Bogactwo jezior sprawia, że krajobraz tego regionu wyróżnia się na tle innych regionów przyrodniczych Polski.

W uproszczeniu można powiedzieć, że kraina ta ciągnie się od Puszczy Piskiej na południu, przez Śniardwy, Bełdany, Mikołajki, Niegocin, Giżycko, Mamry i Węgorzewo na północy. Południe Wielkich Jezior to Puszcza Piska, gdzie króluje cisza, spokój i przyroda. Idealny teren na wycieczki piesze, rowerowe ale także dla żeglarzy, kajakarzy czy wędkarzy.

Wyruszając do Giżycka, Tomek nie zauważył, że pakując plecak zapomniał o portfelu. Gdy dotarł na dworzec żeby kupić bilet, zorientował się, że nie ma pieniędzy. Wierząc w przesądy, postanowił jechać autostopem. Wyszedł na drogę prowadzącą do Giżycka i maszerując próbował zatrzymać jakiś samochód, którym miałby dotrzeć do celu.

Kiedy tak maszerował, zastanawiał się co zrobi kiedy dotrze na miejsce. Nie miał przecież żadnych środków na zatrzymanie się w jakimś miejscu. Postanowił więc, że gdy dotrze do Giżycka będzie musiał rozejrzeć się za jakąś tymczasową pracą. Idąc drogą zatrzymał samochód, który rozwoził przetwory rybne. Kierowca w trakcie rozmowy powiedział, że pracuje w firmie zajmującą się połowem i przetworem ryb. Tomek dowiedział się również, że może tam otrzymać pracę, gdyż potrzebują tam rąk do pracy. O mieszkanie, też się nie musiał się martwić bo kierowca okazał się bardzo miłym człowiekiem i zaproponował Tomkowi mieszkanie u siebie. Tak się składało, że miał duży dom, w którym mieszkał sam po śmierci rodziców. Podróż na miejsce upłynęła im w bardzo miłej atmosferze. Tomek podziwiał krajobrazy i nawet się nie spostrzegł, gdy późną nocą dotarli do celu.

Jak się okazało, ojciec kierowcy, z którym przyjechał Tomek do Giżycka był kiedyś zapalonym żeglarzem i w domu było mnóstwo różnych pamiątek, zdjęć i gadżetów, które przywoził z ciekawych miejsc w których bywał. Kierowca nazywał się Ryszard i tak kazał na siebie mówić. Dom miał piękny, stary ale bardzo zadbany. Położony był nad jeziorem. Ryszard powiedział Tomkowi, że jego ojciec założył kiedyś firmę, w której teraz on jest szefem. Zaproponował, że pokaże Tomkowi okolicę, a gdy będzie miał wolny czas, zabierze Tomka na rejs po jeziorze. Tomek kilka dni spędził w pracy. Pomagał rybakom, gdy wracali z połowów. Sortował ryby i poznawał tajniki pracy przetwórni. I tak zbliżył się do dnia, w którym miał popłynąć w rejs.

Dzień zapowiadał się pięknie. Słonko przygrzewało. Na niebie nie był ani jednej chmurki. Lekka bryza sprzyjała żeglowaniu. Po obfitym śniadaniu Tomek spakował rzeczy do torby i

samochodem pojechali do portu jachtowego gdzie zacumowane stały różne jachty. Jedne były małe i niepozorne. Inne piękne, dostojnie wyciągały maszty w górę, ku słońcu. Były też zwykłe żaglówki, które przeważały. Kręciło się przy nich dużo młodzieży, ponieważ niedaleko portu znajdowała się szkółka żeglarska, w której uczyli się podstaw żeglowania młodzi adepci, zdobywając kolejne stopnie żeglarskie. Tomek zdziwił się, jak małe dzieci uczą się tego sportu. Byli tam również dorośli. Grupy młodych ludzi, całe rodziny. Jednym słowem różnorodność bez żadnych ograniczeń ani w jedną ani w drugą stronę.

Tomek, pracując w przetwórni, widział z daleka piękne żagle, które niczym białe łabędzie przesuwały się po wodzie, w tę i w drugą stronę. Widok, który sprawił, że człowiek przystawał na chwilę i patrząc, nie myślał o żadnych ważnych sprawach. Tylko woda i żagle. Ciche fale stukające o brzeg i śpiew rybitw i mew.

Rejs mieli zaplanowany na całe dwa dni. Postanowili, że będą dniem pływać a nocą odwiedzą jakąś tawernę w Mikołajkach, zjedzą coś dobrego i nad ranem wrócą na jacht, gdzie po kilku godzinach snu będą dalej zwiedzać piękne zakątki Mazur.

Wyruszyli z wielkiego jeziora Niegocin, które jest piękne i ciągnie się przez kilka godzin wolnego żeglowania. Tomek podziwiał krajobrazy, oglądał ryby pluskające w wodzie, gdyż woda była bardzo czysta. Machał do żeglarzy, którzy mijali ich, pływając tak jak oni. Jedni płynąc w ich stronę, drudzy w przeciwną. Trasa wiodła w stronę Mikołajek, a Tomek wiedział że stamtąd jest już bardzo blisko do Mazurskiego Parku Krajobrazowego, gdzie płynie rzeka Krutynia i znane są na całą Polskę spływy kajakowe po Krutyni. Tomek nic o nich więcej nie wiedział, więc zapytał swojego towarzysza wyprawy, czy zna tę okolicę i czy coś ciekawego może o niej opowiedzieć. Oczywiście Rysiek, znał dobrze tamtą okolicę, gdyż wielokrotnie pływał Krutynią i opowiedział Tomkowi o tym pięknym miejscu.

Szlak Krutynią to najciekawszy nizinny szlak krajobrazowy Europy – tak powie każdy, kto go pokonał, mówił Rysiek. Krutynia, zwana w swym górnym biegu Sobiepanką, Babięcką Strugą lub Spychowską Strugą jest rzeką o wielu nazwach i różnych, zaskakujących obliczach. Niekiedy bywa płytka, z wartkim prądem i licznymi przeszkodami, to znów leniwie meandruje pośród lasów, szuwarów i łąk.

Trasa spływu rozpoczyna się najczęściej w Sorkwitach, a kończy zwykle nad jeziorem Bełdany, do którego Krutynia wpada. Często jednak kajakarze zapuszczają się dalej na jeziora mazurskie, w stronę Mikołajek lub Rucianego – Nidy. Szlak Krutyni biegnie przez czternaście jezior i rezerwaty przyrody. Najciekawsze to rezerwat Zakręt z pływającymi wyspami oraz Królewską Sosną. Po drodze warto wstąpić do klasztoru starowierców w Wojnowie.

W okolicach miejscowości Krutyń dno rzeki pokrywają czerwone kamienie. Ich niezwykła barwa to efekt żyjącego tylko w czystych wodach niezwykłego czerwonego glonu, kronorostu. Porośnięte plechami kamienie są pod ochroną i nie wolno ich dotykać, co bardzo często robią turyści. Dotyczy to także występującej na tym odcinku gąbki słodkowodnej. Na trasie można spotkać rzadkie gatunki ptaków, w tym orła bielika lub orła przedniego.

Tyle ciekawych miejsc, jest tu w zasięgu ręki – pomyślał Tomek, kiedy Rysiek zakończył opowieść o szlaku Krutyni. Muszę konicznie tam popłynąć. Jest jeszcze przecież trochę czasu do spotkania z moim kolegą, z którym wyruszymy do Doliny Rospudy. Poproszę Ryśka, abyśmy zmienili trochę plany i skierowali się do Krutyni. A tymczasem dzień chylił się ku zachodowi i Tomek bardzo żałował, że tak szybko się kończy.

Lecz zachód słońca nad jeziorem jest równie piękny jak zachód słońca nad morzem. Duża świetlista, czerwono – żółta kula rozgrzanego słońca stapia się z taflą jeziora i gaśnie powoli jakby topiąc się w jego ciemnej niezgłębionej toni.

Ponieważ płynęli wolniej niż wcześniej zamierzali, nie zdążyli dopłynąć do Mikołajek i byli zmuszeni do zacumowania jachtu gdzieś po drodze. Okoliczne wysepki, które mijali tylko zachęcały do tego, aby gdzieś podpłynąć i zarzucić kotwicę. Tomek z Ryśkiem byli już bardzo zmęczeni i długo nie czekając znaleźli małą wysepkę z niewielką zatoczką i wpłynęli tam swoim jachtem. Byli głodni, ale wymyślili, że nie będą jedli tego co zabrali ze sobą lecz złowią trochę ryb i upieką je nad ogniskiem. Rysiek wyciągnął wędki, których miał zawsze kilka na pokładzie, a Tomek postanowił nazbierać drewna na ognisko. Wybrał się w głąb wyspy i jak się okazało się nie oni pierwsi byli zdobywcami tej wyspy. Na środku stał wybudowany szałas z gałęzi. Obok znajdowało się miejsce na ognisko i z boku paleniska leżała wielka sterta śmieci, które musieli zostawić przed nimi turyści koczujący na wyspie tak jak oni. Oczywiście Tomek nie pozostał obojętny na tak pozostawione śmieci. Wykopał najpierw duży dół, do którego wsypał wszystkie rzeczy, ulegające rozkładowi w ziemi. Następnie część śmieci takich jak butelki, torby i woreczki foliowe opakowania po chipsach i innych artykułach spożywczych pozostawionych na pastwę losu zapakował do worka na śmieci i zaniósł na jacht. Postanowił że wyrzuci je w Mikołajkach do śmietnika. Gdy już wszystko było uporządkowane i czyste, Tomek ułożył drewno, rozpalił ogień i przyniósł z jachtu śpiwory. Noc była piękna, gwieździsta i ciepła, więc mogli spokojnie spać w szałasie bez obawy, że zmarzną. Rysiek okazał się doświadczonym wędkarzem, gdyż złowił pokaźną ilość ryb. Po oczyszczeniu i wypatroszeniu nabili ryby na wystrugane kije i upiekli je nad ogniskiem. Tomkowi najbardziej smakował szczupak i zjadł prawie całego.

Po sytej kolacji, porozmawiali jeszcze trochę i postanowili położyć się spać. Ognisko paliło się jeszcze, więc podłożyli drewna aby było im cieplej i zasnęli smacznie w szałasie. Szałas był dosyć obszerny więc miejsca było dużo, nawet jeszcze jedna dorosła osoba by się tam zmieściła. Gdy tak spali, obudził ich szum wiatru i kapnięcia na nos wody. Okazało się, że nadciąga burza i zerwał się silny porywisty wiatr.

Obydwaj zerwali się na równe nogi, ponieważ gdzieś niedaleko rozlegał się odgłos pioruna i jasna błyskawica przeszyła ciemne od chmur niebo. Rysiek zaniepokojony o jacht zacumowany przy brzegu, pobiegł szybko w stronę wody. Tomek podążał za nim. Jak się okazało, zbyt słabo przycumowali go do brzegu i jacht odpłynął dość daleko. No to klops – pomyślał Tomek. Jesteśmy uwięzieni na nieznanej wyspie, bez jachtu i znikąd żadnej pomocy. Lecz nie załamując rąk, postanowili naradzić się co dalej. Jacht odpłynął zbyt daleko aby popłynąć po niego wpław. Burza rozszalała się na dobre, więc i tak nie mieli innego wyjścia jak wrócić do szałasu. Zawsze to jakiś dach nad głową choć może trochę mało szczelny ale zawsze coś. Siedzieli rozmyślając jak wydostać się z wyspy. Powoli niebo zaczynało się przecierać, wiatr ucichł i przestał padać deszcz. Zmęczeni i mokrzy próbowali rozpalić ognisko, chociaż drewno przemokło i trudno było je rozpalić. Po wielu próbach jednak udało się i mogli wysuszyć swoje ubrania. Tak minęła noc.

Gdy słońce wstało po nocnym odpoczynku, rozświetliło całą wyspę; nasi żeglarze postanowili zorientować się, co stało się z jachtem. Dostali się na brzeg wyspy i zaczęli szukać wzrokiem jachtu. Wyspa okazała się mało dostępna dla gości, gdyż tylko mała zatoczka miała łagodny brzeg, i można było z niego dostać się na wyspę i odwrotnie. Tomek z Ryśkiem nie mogli iść więc dookoła brzegu, tylko musieli cofnąć się w głąb i spróbować z drugiej strony. Na szczęście wyspa nie była taka duża i szybko przemierzyli ląd. Z drugiej strony zobaczyli, że ich jacht stoi spokojnie około 150 – 200 metrów od brzegu. Widocznie burza nie wyrządziła zbyt dużych zniszczeń i jacht zatrzymał się z drugiej strony wyspy.

Co teraz robić – pomyśleli? Był trochę za daleko, aby popłynąć po niego wpław, więc musieli znaleźć sposób, aby jakoś dostać się na pokład. Zobaczyli, że obok nich płynie jakaś łódź. Na pewno byli to rybacy, którzy wypłynęli na poranne połowy. Zaczęli wołać, a wiatr im sprzyjał gdyż niósł w stronę rybaków. Panowie na łodzi zobaczyli wołających z wyspy i podpłynęli szybko do nich. Tomek i Rysiek poprosili aby pomogli im dostać się na jacht. Rysiek obejrzał cały jacht i okazało się, że ma niewielkie uszkodzenie masztu. Widocznie wiatr podczas burzy uszkodził go nieznacznie. Dlatego postanowił, że nie mogą płynąć dalej do Mikołajek, tylko muszą wrócić do Giżycka. Zacumowali jeszcze po rzeczy, które zostały na wyspie. Zrobili porządek zabrali wszystkie śmieci i wyruszyli w drogę powrotną do domu. Płynęli bardzo wolno, gdyż uszkodzony maszt nie pozwalał płynąć szybciej. Gdy dobili do portu w Giżycku, zbliżał się już wieczór, przepakowali się do samochodu i wrócili do domu. W domu czekała na Tomka wiadomość, nagrana na automatyczną sekretarkę. To Wojtek dzwonił i oznajmił, że przyjedzie z grupą zaprzyjaźnionych ekologów i wyruszą do Doliny Rospudy. Tomek bardzo się ucieszył, gdyż nie wiedział, że tam też można pływać kajakami i tak postanowił, że w ten sposób zwiedzi całą okolicę i pozna piękny kawałek naszego kraju. A może w drodze powrotnej uda się zahaczyć o Mazurski Park Krajobrazowy i popłynąć Krutynią.

◄cofnij    ▲do góry