powiat szczycieński

Murawska Oktawia Anna

Tomek na Mazurach

Pewnego letniego dnia Tomek siedział w fotelu i rozmyślał o następnej podróży, w którą niebawem miał zamiar wyruszyć. Jego zdaniem, grzechem byłoby, siedzieć, w tak piękną pogodę w domu. Przeglądał wiele map, ale mimo to miał pustkę w głowie i nie mógł się na niczym skupić. W pewnej chwili, w rogu szuflady znalazł wielką mapę Polski. Rozłożył ją na podłodze i po kolei zaczął oglądać regiony naszego kraju. Chwilę później, zauważył dwie małe książeczki, na których było napisane: „Mazury- kraina lasów i jezior”.

Z uwagą przeczytał pierwsze cztery strony i w tym momencie do pokoju wszedł ojciec Tomka. Spojrzał na niego i spytał:

- Synu, po co czytasz te książki?

- Myślałem o następnej podróży i nagle wpadłem na pomysł, by zwiedzić nasz kraj.

Tyle słyszałem o naszych Mazurach … i pomyślałem….- Nie dokończył młodzieniec.

- Tak, synu!… To wspaniałe miejsce! „Właśnie tam można odnaleźć pełnię życia”! To czyste powietrze! Wspaniałe krajobrazy!… Aaaach. Jeśli chcesz, to pokażę ci kilka wyjątkowych miejsc.

Ojciec schylił się do szuflady, by wyjąć fotografie.

Nagle poczuł silny, przeszywający ból w plecach i upadł. Leżał zaledwie chwilę, a wydawało mu się, że całą wieczność. Myślał, że już nie wstanie.

Tomek zerwał się na równe nogi. Nie wiedział, co ma robić. Czy pomóc ojcu, czy dzwonić po pogotowie? Podbiegł do taty sprawdził czy jest przytomny, potem zadzwonił po lekarza.

Czas oczekiwania na przyjazd karetki bardzo się dłużył. Tomek był przerażony, zbliżył się do taty i spytał:

- Ojcze dobrze się czujesz?

- Synu… sam nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nic nie czuję.

- A może podłożyć ci pod głowę poduszkę i przynieść coś do picia?

- Nie, dziękuję.

I w tej chwili ujrzeli w oknie pogotowie ratunkowe. Chłopak wybiegł przed dom i zawołał:

- Co tak długo? Umierałem ze strachu! Mój ojciec jest bardzo chory! Błagam, pośpieszcie się!

- I tak jechaliśmy najszybciej jak mogliśmy! – Odpowiedział ratownik.

Wszyscy weszli do domu.

Lekarz zbadał pacjenta i powiedział:

- Zabieramy go do szpitala na obserwację.

- Czy to coś poważnego? Zapytał z lękiem chłopak.

- Trudno powiedzieć, ale myślę, że jest to nerwoból spowodowany przemęczeniem.

Lekarz na izbie przyjęć zalecił pobyt w szpitalu.

Tomek przez cały czas siedział przy łóżku swojego ukochanego taty i czekał aż wróci do zdrowia.

- Tato, lepiej się czujesz?

- Tak, lepiej,… lepiej, zaraz podadzą mi leki przeciwbólowe.

- Wiesz,… chyba odłożę ten mój wyjazd na Mazury. Powinienem zostać i zaopiekować się tobą.

- Synu, ja naprawdę nie chcę, abyś przeze mnie popsuł sobie wakacje. Musisz jechać. Odpoczniesz, ja sobie poradzę.

- Ależ tato!...

- Nie ma żadnego, ale! Pojedziesz i koniec.

To przekomarzanie trwałoby jeszcze jakiś czas, gdyby do sali nie wszedł lekarz z przygotowaną diagnozą. Wyszło na to, że pacjent nie był poważnie chory. Za pięć - sześć dni mógł wrócić do domu. Dodał jeszcze, że przydałby mu się solidny wypoczynek, niekoniecznie daleko, ale tam, gdzie mógłby „poczuć pełnię życia.”

Wtedy Tomkowi do głowy przyszedł pomysł: „A może pojechałbym z tatą na Mazury, przecież sam mówił, że właśnie tam naprawdę można odpocząć”.

Tomek przedstawił swój plan ojcu, który po długim namyśle w końcu się zgodził.

Po tygodniowym pobycie w szpitalu pan Wilmowski powrócił do domu i powiedział:

- Ooo… Jak dobrze być u siebie.

- Z pewnością mój drogi, ale zaraz się pakujemy i wyjeżdżamy- powiedział Tomek.

- Aaa tak zapomniałem.

- Na co czekasz pakuj się!

Pośpiesznie i nerwowo spakowali swoje bagaże. Wsiedli do samochodu i ruszyli. Tomek upierał się, że chce prowadzić, ale ojciec mu nie pozwolił, ponieważ miał tylko 16 lat i nie posiadał jeszcze prawo jazdy. Chociaż poruszanie się różnymi środkami lokomocji poczynając od słonia i konia wychodziło mu bardzo dobrze.

Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli krajobrazy Mazur rzeczywiście poczuli się bardzo wyjątkowo.

Ojciec zapytał:

- A gdzie my się zatrzymamy? Czy coś zaplanowałeś?

- Słyszałem, że w miejscowości Rozogi, (przez, którą przepływa malownicza rzeka Szkwa) znajduję się „Zajazd Tusinek”. W nim można się zatrzymać.

- To jedziemy!

Po drodze zobaczyli wiele ciekawych miejsc, które można było zwiedzić.

Gdy już byli na miejscu obydwaj krzyknęli z zachwytem:

- Ale tu pięknie!!!

Weszli do środka. W zajeździe przyjęto ich bardzo gościnnie (tak jak to Kurpie potrafią), zjedli pyszne regionalne dania. I wreszcie bardzo zmęczeni udali się do pokoju, które wcześniej wynajęli.

O poranku wyruszyli w dalszą podróż.

Dotarli do Spychowa, ponieważ dowiedzieli się, że właśnie tam mieszkał Jurand ze swoją piękną córką Danusią. Zatrzymali się nad „Cichym Jeziorkiem” (nazwanym tak od ciszy, która panuje w okolicy). Woda stoi tam w bezruchu otoczona pięknym lasem, zatrzymującym największe powiewy wiatru. Podziwiali trzy wielkie dęby o rozłożystych konarach, które ustanowiono pomnikiem przyrody.

Wypatrzyli w głębi lasu ścieżkę, która zaprowadziła ich do budynku „Centrum Ochrony Przyrody w Spychowie”. Tam obejrzeli różne gatunki zwierząt i roślin. Niektóre z nich Tomek już widział w czasie swoich poprzednich podróży. W ich obecności nie czuł się już tak nieswojo jak dawniej, mimo że odwagi nigdy mu nie brakowało.

Postanowili pojechać do Krutynii i przepłynąć rzekę Krutyń kajakiem. Wypożyczyli niezbędny sprzęt i popłynęli z prądem w dół rzeki, co nie wymagało dużego wysiłku. Dzięki temu mogli poświęcić więcej uwagi na to, co działo się dookoła nich. A było, co podziwiać. Do kajaku podpływały małe kolorowe rybki, łabędzie i kaczki.

Słychać było tylko cichutki śpiew ptaków i piękną grę świerszczy. Czas mijał tak szybko, że nie zauważyli, kiedy dopłynęli do Ukty - miejscowości położonej obok Krutynii.

Tomek chciał płynąć dalej, ale ojciec powiedział, że czuje się już zmęczony. Ze względu na jego złe samopoczucie powrócili do Rozóg.

Nazajutrz wybrali się na spacer po okolicy. Przy rzece przepływającej przez Rozogi odkryli mały amfiteatr. Maleńkie drzewka i krzaczki śmiało przebijały się przez świeżo wykoszony trawnik. Ojciec Tomka usiadł na ławeczce i postanowił chwilę odpocząć. Tomek poszedł dalej. Spostrzegł siedzącą samotnie na schodach amfiteatru piękną dziewczynę, podszedł do niej i przedstawił się:

- Nazywam się Tomasz Wilmowski. A ty?

- Ja jestem Ania Kwiatkowska. – Odpowiedziała.

- Mieszkasz tu?

- Tak mieszkam, tu niedaleko. A ty skąd jesteś?

- Jestem tu przejazdem.

Rozmawiali przez dłuższy czas o tym, co ich interesuje, co robią w wolnym czasie, jak lubią się bawić. Tomek wiele opowiadał o swoich licznych zagranicznych podróżach, a dziewczyna opowiedziała mu o miejscowych zwyczajach. Między innymi o tym, że w Niedzielę Palmową odbywa się Konkurs Palm Wielkanocnych.

Niestety zrobiło się późno i musieli się rozstać. Jednak przedtem obiecał Ani, że przyjedzie tu za rok.

Wyjeżdżając z Rozóg Tomek i jego tata, podziękowali wszystkim za gościnność i okazaną serdeczność.

Mimo, iż zwiedził wiele najdalszych zakątków świata stwierdził, że to, co najbliższe jest tak naprawdę najdroższe i czasem warte głębszego poznania. Długo jeszcze nie mogli zapomnieć o tej podróży. A ojciec Tomka poczuł się znacznie lepiej.

◄cofnij    ▲do góry