powiat olsztyński

Mikołajczyk Natalia

W poszukiwaniu rajskiego kwiatu

Na przedmieściach Anglii w mieście Torbay w małym domku odbywało się przyjęcie z okazji zdania testu, którego inicjatorem był nie kto inny tylko Tomek Wilmowski, student II roku geografii i jego żona Sally studentka archeologii. Zabawa była cudowna, ale około północy ktoś nagle zapukał do drzwi, wszystko momentalnie ucichło. Czyżby to sąsiedzi - zastanawiał się Tomek i otworzył drzwi. I ujrzał w nich kapitana Tadeusza Nowickiego. Tomek był tak zaskoczony niespodziewanymi odwiedzinami, że stanął jak wryty, więc kapitan korzystając z okazji, bowiem rzadko się zdarzało żeby Tomek nie wiedział co powiedzieć, więc zażartował –Już mnie nie poznajesz czy języka buzi nie masz? Młody Wilmowski uśmiechnął się. Tak brakowało mu starego druha, ale co go do niego sprowadza?. Zaprosił więc kapitana do środka i zaczął się z nim witać. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za swym przyjacielem. Nowicki przywitał się z Sally. Ta przedstawiła go wszystkim zebranym. Zabawa trwała jeszcze tylko chwilę. Po czym goście zaczęli się rozchodzić. Po wyjściu ostatniego z zaproszonych, Tomek wreszcie mógł otwarcie porozmawiać z kapitanem:

-Co cię do mnie sprowadza przyjacielu- od razu zapytał się Tomek

-Szykuje się nowa wyprawa, w której mam nadzieje i ty i Sally weźmiecie udział. Od razu uprzedzam, że wyprawa nie będzie prosta, ale znając was oboje wiem, że doskonale dacie sobie radę.

Tomek był coraz bardziej zaciekawiony - Dokąd ma się odbyć wyprawa?

-To długa opowieść – stwierdził Nowicki- jakieś 3 tygodnie temu twój szanowny ojciec dostał list od twojego dziadka, który obecnie mieszka w Prusach, iż jest na łożu śmierci, a cały swój dobytek zapisuje swojemu jedynemu synowi czyli twojemu ojcu. Zapisał mu dom i złoto ,które przywiózł z wyprawy do Tybetu. Będziemy mogli przy okazji sprawdzić opowieść o rajskim kwiecie, który jeśli wierzyć legendzie, idealnie 23 czerwca o północy spełnia jedno życzenie tego, który go zerwie, gdy będzie w trakcie kwitnienia.

-Gdzie rośnie ten kwiat? – zapytał Tomek

-W tym problem, że rośnie na samym środku jeziora Śniardwy i kwitnie tylko przez 60 sekund

-Czemu ojciec nigdy nie wspominał o dziadku?

-Ojczulek już dawno myślał, że twój dziadek nie żyje.

Kapitan przerwał na chwilę opowieść pociągnął łyk swojego ulubionego trunku jamajki i ciągnął dalej opowieść: wyprawa jest też atrakcyjna z jednego powodu, będziemy mogli odwiedzić Warszawę. Tu obaj uśmiechnęli się , bowiem byli oni niemal zakochani w Warszawie.

-Czy aby przejechać do Mikołajek będziemy musieli przejeżdżać przez Rosję?

-Tak, ale nie martw się, nieoceniony pan Smuga załatwił nam lipne dowody, jak podczas wyprawy ratunkowej dla twojego kuzyna. Podczas wyprawy złapiemy kilka zwierząt takich jak: koniki polskie, łabędzie nieme czy zaskrońce, co będzie stanowiło nasze alibi. Tomek jako wytrawny łowca zwierząt wiedział, że okazy te występują jedynie na półwyspie Popielno z jednej strony oblanego wodami jeziora Śniardwy.

-Tommy, daj odpocząć panu Tadkowi, bo zamęczysz go ciągłymi pytaniami, a kapitan jest na pewno zmęczony po podróży.

-Masz rację Sally –odparł Tomek.

Po godzinie wszyscy udali się spać, ale młody Wilmowski długo nie mógł zasnąć. Czy warto tak ryzykować? Kiedy ratowali jego kuzyna chodziło o czyjeś życie, a teraz, nie mają nawet potwierdzenia, czy jego dziadek jeszcze żyje. Wtedy Tomek zawstydził się swoich myśli: przecież dziadek może na nich czekać. Podjąwszy decyzje, że weźmie udział w wyprawie, zasnął uspokojony.

Tomek wstał ostatni, szybko umył się, ubrał i poszedł do kuchni gdzie czekali na niego kapitan i Sally. Nowicki z uśmiechem stwierdził

-rozpuściła cię mała Sikoreczka, z rannego ptaszka stałeś się największym śpiochem.

- Masz rację Tadku, ale zmieńmy temat gdzie mamy spotkać się z tatą i panem Smugą i jak do nich dotrzemy?

-Z portu Plymouth codziennie około południa wypływa prom do Szczecina. Tam będzie na nas czekał twój ojciec. Później pojedziemy do Warszawy najprawdopodobniej gdzie będzie czekał na nas pan Smuga, który nie mógł czekać w Szczecinie, gdyż musiał załatwić jakieś formalności odwiedzimy również twoje wujostwo. Stamtąd wszyscy razem pojedziemy do Mikołajek, w których mieszka twój dziadek.

-Kiedy jest planowany termin naszego wyjazdu?- zapytał Tomek

-Mamy wyruszyć za 2 tygodnie .Kiedy wyruszmy ze statku napiszemy list do twojego ojca z przypuszczalnym dniem zawinięcia do portu w Szczecinie na tan adres ,tu kapitan wyjął pogniecioną kartkę na której widniał szczeciński adres zamieszkania.

-Więc zacznijmy przygotowania do wyprawy- zarządził Tomek.

Po czternastu dniach byli gotowi. Udali się więc na prom. Zgodnie z obietnicą młody Wilmowski napisał list o następującej treści:

Port Plymouth,3 VI 1913rok

Drogi Tato

Jesteśmy już na promie i płyniemy do ciebie. Do portu zawiniemy około 16:00 5VI. Sally również towarzyszy nam w tej wyprawie.

Bardzo cieszę się z naszego spotkania, chodź wiadomość o dziadku trochę mnie zaskoczyła. Podróż odbywa się bez przeszkód i mam nadzieję, że nasza wyprawa będzie udana. Porozmawiamy, gdy dotrę na miejsce

Pozdrawiam z pięknego promu Tomek

PS. Nie mogę się doczekać naszego spotkania, i jestem ciekawy jak wygląda dziadek

Statek z 2 godzinnym opóźnieniem dotarł do brzegu, ku ich zdziwieniu czekał na nich Wilmowski z bliżej im nieznaną postacią o mizernej posturze z tatuażem. Po krótkim przywitaniu nieznany osobnik przedstawił się:

Iwan Mikałajew –powiedział- Będę waszym przewodnikiem. Tomek nie zbyt polubił Rosjanina, ale po głębszym zastanowieniu stwierdził, że rzeczywiście w nieznanym terenie przydałby się im przewodnik. Nic więc nie powiedział, przywitał się, uścisnął dłoń i spojrzał na Nowickiego. Od razu odgadł, iż jemu też Mikałajev nie zbyt przypadł do gustu. Prosto z portu wsiedli do pociągu zdążającego do Warszawy. Tomek był bardzo szczęśliwy, że zobaczy swoje wujostwo, u których spędził całe swoje dzieciństwo. Za chwilę zasnął ze zmęczenia. Śniło mu się powitanie z wujostwem, tak dawno ich nie widział, minęło już 8 lat od ich ostatniego spotkania. Nagle obudził się szarpany przez kapitana

-Już myślałem, że się nie obudzisz- powiedział z uśmiechem –Chyba śniło ci się coś miłego, bo śmiałeś się sam do siebie.

-Śniło mi się spotkanie z wujostwem.

-Już nie długo ich spotkamy-przerwał rozmowę ojciec Tomka

-To cudowne Tommy, niedługo spotkam twoje wujostwo i zobaczę przepiękną Warszawę –cieszyła się Sally

Po 10 minutach wysiedli w Warszawie, gdzie czekał na nich Smuga, ten musiał wiedzieć o przewodniku, gdyż nie wydawał się zdziwiony. Przywitał się ze wszystkimi i udali się pieszo do domu wujostwa Tomka. Sally była zachwycona Warszawą. Po 20 minutowym marszu byli na miejscu. Młody Wilmowski nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyła ciotka.

-Kim pan jest i czego tu szuka- powiedziała niezbyt miłym tonem.

-Tak ciocia wita swojego wychowanka- uśmiechnął się Tomek

Dopiero teraz ciotka go poznała

-Tomuś, Tomeczek to ty, och jakżeś się zmienił. –rzekła z niedowierzaniem – wchodźcie, wchodźcie serdecznie zapraszam na pewno jesteście zmęczeni po podróży. Po wejściu do domu padli sobie w ramiona.

-A gdzie wujek-zapytał po chwili Tomek. Ciotka momętalnie posmutniała.

-No tak, wy nic nie wiecie- westchnęła ciężko- No tak, wy nic nie wiecie, twój wuj leży w szpitalu, jest chory na raka płuc

-Czy możemy go odwiedzić?- zapytał pan Smuga

-Myślę, że powinni was wpuścić- odpowiedziała. Ta wiadomość zepsuła wszystkim humor, pomimo to rozmawiali do późna. Nazajutrz z samego rana udali się do wuja, ale ten spał a oni nie chcieli go budzić, poprosili tylko pielęgniarkę by, przekazała mu od nich wiadomość. Zaraz też udali się na peron skąd miał odjechać pociąg do Mikołajek.

-Ciekawe czy napotkamy jakąś rdzenną ludność- zastanawiał się Smuga

-Bardzo prawdopodobne –rzekł Iwan

-Ciekawe czy są przyjaźnie nastawieni –zastanawiał się Tomek

Tak, to cywilizowani ludzie o przepięknych jak się sami przekonacie ludowych strojach. Są oni bardzo życzliwi i gościnni, powinni pomóc nam w polowaniu- zakończył opowieść Rosjanin. Podróż trwał jeszcze 6 godzin. Kiedy dotarli na miejsce, byli oczarowani: przyroda wydawała się nie tknięta ręką człowieka, przez las przechodziła tylko jedna polna droga, w lesie roiło się od zwierząt.

-jak tu pięknie- wyszeptała Sally

-Nie dziwię się, że mój dziadek tu zamieszkał –stwierdził młody Wilmowski

-Dokąd teraz Andrzeju- zapytał Smuga

-Według mapy mamy iść prosto, aż do rzeki, przy której mamy pójść w prawo

Szybko trafili do rzeki, po 15 minutowym marszu trafili do małej wioski, z glinianymi domkami z dachami ze słomy. Ludność była ubrana w barwne lniane stroje, czym zachwycili się nasi podróżnicy.

-Czy jesteście kimś z rodziny Karola Wilmowskiego?- zapytała jakaś kobieta

-Tak, ale skąd pani wie?- powiedział zaskoczony Wilmowski. Tomek w tym momencie spojrzał na Iwana, ten jakby zdziwił się nazwiskiem, które usłyszał. Tomek porozumiewawczo spojrzał na kapitana, ten od razu zrozumiał, że musi mieć oko na Mikałajeva.

-Karol bardzo na was czeka. Mieszka w domu na końcu wioski, zaprowadzić panów?- zaproponowała owa kobieta

- Gdyby pani była tak miła.- powiedział Andrzej. Kobieta zaprowadziła ich do chaty otoczonej kwiatami.

–to tu –rzekła z uśmiechem- Karol nie mógł się doczekać waszego przybycia.

Podróżnicy weszli do środka, znaleźli się w obszernej izbie wypełnionej skórami zwierząt

-Czy to ty synu?- usłyszeli słaby głos dochodzący z wnętrza izby

-to ja. Gdzie jesteś tato- rzekł Andrzej. Nagle podszedł do nich starzec o mizernej posturze

-Więc to naprawdę ty synku, a to za pewnie mój wnuk i jego żona.

Poczym zaczęli rozmawiać wspominając dawne czasy

-Kiedyś było wspaniale kiedy Polska była niepodległa- stwierdził kapitan Nowicki

-Jeśli opowieść o magicznym kwiecie miałaby się spełnić, jakie mielibyście życzenia? –zapytał Tomek

-Nie zastanawiałem się nad tym- powiedział pan Smuga

-A ja bym chciała aby Polska odzyskała niepodległość i abyśmy mogli w niej zamieszkać-rzekła Sally

Rozmawiali jeszcze kilka godzin a potem udali się spać. Następnego dnia udali się na polowanie zapłacili kilku miejscowym, by ci poszli z nimi. Doszli do brzegów jeziora Śniardwy i zasadzili się na koniki polskie.

-W jaki sposób łapiecie te konie- zapytał Tomek jednego z miejscowych

-Naganiamy je do pułapki lub klatki albo wyskakujemy znienacka z linami, które zarzucamy im na szyje, drugi sposób za chwilę zobaczysz- uśmiechnął się Kazimierz, tak bowiem nazywał się owy miejscowy łowca. Po 2 godzinach do miejsca, w którym przyczaili się nasi łowcy zaczęło się zbliżać stado koników liczących około 20 sztuk. Na znak Kazimierza miejscowi wyskoczyli i zarzucili koniom pętle na szyje, konie próbowały się wyrywać ale przy mocniejszym szarpnięciu pętla zaciskała się coraz bardziej. Nasi podróżnicy byli zaskoczeni sprawnością z jaką tutejsi łowcy łapali konie. Z dwunastu łowców tylko dwóch chybiło. Konie zaprowadzono do wioski, gdzie zaczęło się ich ujeżdżanie. Był to zawody, podczas których najsilniejsi mężczyźni pokazywali swoją siłę. Każdy kto chciał wziąć udział musiał dać fant np. kurę, garnek czy bransoletę. Zwycięzca otrzymywał fanty pozostałych uczestników. Wybrano najdzikszego konia i rozpoczęło się ujeżdżanie: pierwszych dwóch uczestników spadło z konia

-Może ty spróbujesz Tomku- zachęcał bosman

-Mogę spróbować- Tomek podszedł do stoiska, w którym przyjmowano fanty. Zostawił tam zegarek i podszedł do konia, udało mu się wspiąć na konia, ale szybko spadł z niego. Obolały podszedł do kapitana i powiedział:

–Ty i te twoje pomysły, Tadku.

Nowicki śmiejąc się do rozpuku rzekł- Nie wiedziałem Tomku, że nawet latać potrafisz.

-Zamiast stać i śmiać się lepiej sam spróbuj- rzekł nachmurzony Tomek

-A żebyś wiedział, że spróbuję - i teraz kapitan udał się do stanowiska gdzie przyjmowano fanty i zostawił na nim myśliwski nóż.

-Dzięki wam ktoś z naszej wioski bardzo się wzbogaci- zażartowała kobieta, która przyjmowała fanty.

-To się jeszcze okaże powiedział Nowicki z uśmiechem. Podszedł do konia i udało mu się wspiąć na jego grzbiet, ale bardzo szybko spadł.

-I co drogi panie Tadku pan też postanowił nauczyć się latać – śmiał się Tomek

-Jesteśmy sobie równi, ale założę się ,że nikt nie zdoła ujeździć tego konia.

-Ja bym się tak chętnie nie zakładał, spójrz – Młody Wilmowski wskazał na Kazimierza, który spokojnie podszedł do konia i wspiął się na jego grzbiet. Koń zaczął wierzgać ale jeździec trzymał się mocno grzywy rumaka. Koń próbował zrzucić człowieka ze swojego grzbietu ale po kilku nieudanych próbach, koń się poddał.

Zwycięzca zadowolony zabrał fanty i udał się do swojej chaty. Po ujeżdżaniu odbyła się zabawa, na której nasi podróżni zdecydowali, iż zrezygnują z polowań, a dzisiaj wypłyną na środek jeziora by przekonać się o prawdziwości opowiadań o rajskim kwiecie.

O 23:45 pożyczyli łódź i popłynęli na środek jeziora. Ku ich zdziwieniu o północy, kilka metrów od nich pojawiła się lilia. Podpłynęli do niej, Tomek wyciągnął po nią rękę, gdy nagle rozległ się strzał, szybko odwrócił się: Iwan stał i celował do niego z karabinu i powiedział

-Ten kwiat jest mój więc łapy przy sobie, zaraz przyjedzie carska policja i odbierze was ode mnie- stał z triumfalnym uśmiechem- proszę przejść na drugą stronę łodzi tylko bez numerów. Sam poszedł do brzegu łodzi chcąc zerwać kwiat, wtedy kapitan rzucił się na Rosjanina. Obaj wpadli do wody rozległ się krótki strzał. Wielki strach obleciał podróżników. Co, jeśli kapitan zginął. Sally się rozpłakała, Tomek wskoczył do wody i za chwilę wypłynął z bosmanem, który był jedynie ranny w ramię. Było już dobrze po północy, a kwiat nie znikł, jego rozkwitnięcie było jedynie przypadkiem.

-Musimy uciekać, Iwan na pewno wezwał carską policję- powiedział Smuga

-Zginął za zwykły kwiatek- ze smutkiem powiedział Andrzej Wilmowski

Szybko dopłynęli do brzegu wrócili do wioski w niewiarygodnym tempie spakowali się, i udali się z dziadkiem Tomka na pociąg. Na szczęście nie spotkali policji carskiej i spokojnie dojechali do domu.

Po pożegnaniu Tomek powiedział –Mam nadzieje, że to nie jest nasza ostatnia wyprawa.

◄cofnij    ▲do góry