powiat węgorzewski

Mielnik Jolanta

Niekończąca się podróż

Tomek Wilmowski do tej pory przebywał pod opieką wujostwa Karskich. Zajmowali się nim, ponieważ jego mama nie żyła, a tato mieszkał daleko stąd. Ojciec musiał wyjechać, a nie mógł zabrać ze sobą syna, więc Tomek na razie trafił pod opiekę innego wujka.

Wujek Edward w głębi serca bardzo kochał Tomka, ale nie okazywał mu uczuć i był dla niego bardzo surowy. Chłopiec pomagał mu w firmie. Pewnego dnia przyszedł do wujka Edka z prośbą:

- Wujku, mam do ciebie...

- Nie przeszkadzaj mi teraz, nie widzisz, że jestem zajęty?!

- Ależ wuju...!

- Przestań! Lepiej idź umyć mój samochód, bo muszę jechać do klienta.

Tomek nic więcej nie powiedział, tylko zabrał się do sprzątania samochodu.

Następnego dnia postanowił ponownie spróbować opowiedzieć wujkowi o swoich planach. Zamierzał powiedzieć mu prosto z mostu i nie patrzeć, czy wujek się zgodzi, czy nie. Jednak, gdy musiał to zrobić, nie mógł wyksztusić z siebie ani jednego słowa.

- Co tak stoisz, może byś mi pomógł? – powiedział wujek Edward.

- Dobrze wuju! – chłopiec bil się z myślami. Nie wiedział, jak powiedzieć, że chce wyruszyć w podróż na Mazury. Wreszcie się przemógł:

- Ale wujku poczekaj, bo chciałbym ci coś jeszcze powiedzieć. Otóż…

- Mógłbyś się pośpieszyć, bo nie mam czasu.

- Musisz go dla mnie znaleźć! – krzyknął zdenerwowany chłopiec.

Wujek Edward zdziwiony jego stanowczością, w końcu go wysłuchał. Bardzo rozgniewał się na Tomka i skrzyczał go, za to, że coś takiego przyszło mu do głowy.

Po kilku miesiącach myśl o wyjeździe znowu wróciła, ale teraz nie chciał już mówić o tym wujkowi, lecz wyjechać bez słowa. Żeby wuj nic nie podejrzewał, Tomasz pakował się nocami, wtedy, gdy on już spał lub nie było go w domu. Po tygodniu pakowania, chłopiec stwierdził, iż jest już gotowy do drogi i w każdej chwili może w nią wyruszyć, ale miał też ogromne obawy jak zareaguje wujek, gdy zobaczy, że go nie ma. Wymyślił, że zostawi mu list, w którym wyjaśni, że jednak wybrał się w podróż, o której marzył. Jak pomyślał, tak zrobił. Chłopiec poszedł do swojego pokoju, miał go zamiar przed wyjazdem jeszcze dobrze posprzątać.

Nareszcie nadszedł dzień podróży i Tomek z samego rana wyruszył na pośpieszny autobus do Giżycka. Gdy dotarł na miejsce, usiadł na ławeczce w parku i zjadł wcześniej przygotowane w domu kanapki. Po śniadaniu od razu wyruszył do Twierdzy Boyen, gdzie znalazł się po kilkudziesięciu minutach spaceru. Dowiedział się, że twierdza wzniesiona w latach 1844 – 1856 jest doskonale zachowanym przykładem pruskiej szkoły fortyfikacyjnej. Położona na zachód od Giżycka, na wąskim przesmyku pomiędzy dużymi jeziorami Niegocin i Kisajno. Zwiedzał ją około 3 godzin, po czym wyruszył w poszukiwaniu jakiejś restauracji. Po obiedzie przypomniało mu się, że nie znalazł jeszcze noclegu. Usiadł na przystanku i zmartwił się, że nie ma tylu pieniędzy, aby wynająć malutki pokoik. Siedząca obok Tomka staruszka zauważyła, że chłopiec jest smutny.

- Coś się stało, chłopczyku?

- Przyjechałem dziś rano do Giżycka. Nie mam pieniędzy i nie mam gdzie spać.

- Jeżeli chcesz, możesz przenocować u mnie, oczywiście jeżeli pasuje ci towarzystwo staruszki takiej jak ja.

Chłopak ze szczęścia nie wiedział, co ma zrobić, czy ucałować kobietę, czy odmówić, ponieważ jej nie znał, była dla niego obcą osobą. W końcu powiedział:

- Nie wiem czy mogę u pani zamieszkać, przecież pani nie znam.

- Ja cię nie zmuszam, jeśli chcesz przyjmę cię pod mój dach z radością.

Tomek bił się z myślami, nie wiedział, co zrobić. Wreszcie zdecydował, że przenocuje u niej.

Gdy znaleźli się na miejscu, chłopiec rozpakował swoje rzeczy i zaczął zwiedzać dom. Był to przytulny domek z drewnianymi drzwiami, a okna miały poblakłe od słońca okiennice. W środku znajdowały się trzy pokoje, kuchnia i łazienka. Chłopiec dostał mały pokoik z widokiem na jezioro. Po obejrzeniu całego domu, pani Barbara, tak miała na imię jego gospodyni, zawołała Tomka na kolację, którą zjedli w ogrodzie na świeżym powietrzu. Około godziny 21:00 chłopczyk położył się spać, aby jutro być wypoczętym.

Po kilku dniach zakwaterowania u pani Basi, podziękował jej i ruszył w dalszą podróż. Zamierzał teraz pojechać do Gierłoży. Spakował się i pożegnał ze staruszką:

- Dziękuję za wszystko pani Barbaro, nie wiem jak się odwdzięczę.

- Nie ma za co i proszę cię uważaj na siebie i odwiedź mnie jeszcze kiedyś.

- Na pewno panią odwiedzę.

Następnie Tomek poszedł na przystanek i odjechał autobusem do Gierłoży. Gdy znalazł się na miejscu, zwiedził Wilczy Szaniec, w którym w czasie wojny ukrywał się Adolf Hitler. W czasie oglądania bunkrów spotkał ludzi różnych narodowości, np. Niemców, Rosjan, a nawet Japończyków. W Wilczym Szańcu spędził ponad 4 godziny. Po zjedzeniu kanapek, które zrobiła mu na podróż pani Basia odpoczął godzinkę i ruszył do wsi w poszukiwaniu noclegu. Znalazł je w gospodarstwie rolnym, ale za to miał pomóc przy dojeniu krów i karmieniu zwierząt. Po męczącym dniu chłopiec tylko przyłożył głowę do poduszki i od razu zasnął.

Z samego rana postanowił zwiedzić w pobliskim Węgorzewie zamek i kościół pw. św. Piotra i Pawła. Po dotarciu na miejsce, wybrał się najpierw do kościoła. Podziwiał tam płytę grobowa ojca Jerzego Andrzeja Helwinga i stary dzwon na wieży kościelnej. Potem wyruszył do zamku węgorzewskiego. Dowiedział się, że był tu przejazdem polski król Stanisław Leszczyński. Później zwiedził jeszcze Muzeum Kultury Ludowej. Chciał też zobaczyć pomniki przyrody w parku im. Jerzego Andrzeja Helwinga, ale nie starczyło mu czasu. Po wyjeździe z Węgorzowa Tomek pojechał do Rapy, obejrzeć słynną piramidę. Zobaczył tam zmumifikowane szczątki rodziny Farenhaitów.

Z Rapy wyruszył do Węgielsztyna obejrzeć najstarszą wieś w powiecie węgorzewskim, założoną 600 lat temu. Po zwiedzaniu Kościoła zatrzymał się na kilka dni u jednej z tamtejszych rodzin. Pomagał im w zamian za nocleg i wyżywienie. Karmił zwierzęta, pracował na roli, itp.

Po około dwóch tygodniach postanowił wrócić do domu, ale bał się reakcji wuja. Zdobył się na odwagę, wsiadł w autobus i pojechał do Kętrzyna. Gdy dotarł na miejsce, nogi miał jak z waty i bolał go brzuch. Kiedy znalazł się na progu, zapukał do drzwi:

- Kto tam? – zapytał wujek Edward ochrypłym głosem.

- To ja, wujku, Tomek!

Wuj wyskoczył jak oparzony.

- Dziecko, nareszcie jesteś w domu, bardzo się o ciebie martwiłem! Co to za list mi zostawiłeś? Chciałem dzwonić na policję, ale gdy go przeczytałem, postanowiłem zaczekać.

- Wujku, ja wiedziałem, że nie pozwolisz mi wyruszyć w tą podróż, więc postanowiłem nic ci nie mówić.

- Rozumiem, ale teraz już chyba nigdzie nie wyjedziesz, co?

- Pewnie, że nie!

- No dobrze, to teraz chodź na lody! – uśmiechnął się wujek i zabrał Tomka na największe lody na świecie.

◄cofnij    ▲do góry