START REGULAMIN KONKURSU PRACE LITERACKIE LAUREATÓW WOJEWÓDZKICH PRACE LITERACKIE LAUREATÓW POWIATOWYCH PRACE LITERACKIE
powiat działdowski (12) |
powiat węgorzewskiKisiel MartaPrzygody Tomasza Wilmowskiego na Warmii i MazurachTomasz Wilmowski, po wielu podróżach na wszystkie kontynenty świata, gdzie spotykały go przygody nieraz śmieszne i zabawne, ale także i bardzo niebezpieczne, mrożące krew w żyłach między innymi w krainie kangurów, na Czarnym Lądzie, w Tybecie, u źródeł Amazonki, w Gran Chaco, wśród łowców głów i w grobowcach faraonów, uświadomił sobie, że nie poznał jeszcze żadnego zakątka swojej ojczyzny. Po długich rozważaniach i namysłach, postanowił odwiedzić Warmię i Mazury, a dokładniej Krainę Wielkich Jezior Mazurskich. Miał dosyć niebezpieczeństw, chciał odpocząć, zwiedzić i poznać historię tej przepięknej krainy. Przed podróżą studiował mapę, aby zobaczyć, gdzie w województwie warmińsko-mazurskim leży miasto i gmina Węgorzewo. Odkrył, że tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim (Rosja) nad rzeką Węgorapą. Rzeka ta wypływa z jednego z największych jezior w Polsce, jeziora Mamry. Aby poznać miasto jeszcze przed zwiedzeniem, sięgnął do starych ksiąg, z których dowiedział się, że „historia Grodu nad Węgorapą sięga pierwszej połowy XIV wieku. Drewniany zamek w roku 1365 zdobyły i spaliły wojska litewskie pod wodzą księcia Kiejstuta. W roku 1398 Krzyżacy zbudowali nowy zamek, murowany, położony 2 kilometry na północ od spalonego grodu na wyspie rzecznej. Niedaleko zamku wyrosła osada Nowa Wieś, która w 1514 roku otrzymała przywilej lokacyjny. W 1571 roku książę pruski Albrecht Fryderyk nadał osadzie prawa miejskie i herb, gdzie na półkośnie zakończonej tarczy na niebieskim polu przedstawiono popielato-siwą czworokątną wieżę z czerwonym okrągłym dachem zwieńczonym chorągiewką. Tarcza na wieży podzielona jest na dwa pola. W górnym białym widoczna jest połowa czerwonego orła Hohenzollernów, w dolnym czarno-biały herb tego rodu oraz rok 1571. Z czasem wizerunek ten zmieniono na rysunek orła będącego polskim godłem państwowym w okresie przedwojennym oraz nazwę miasta na Angerburg (od zamku). W latach 1734 i 1736 na zamku bawił król polski Stanisław Leszczyński, odpoczywając i ukrywając się po trudach wojny i tułaczki. Mazurzy nazwali miasto Węgoborkiem, a w 1946 roku nadano mu nazwę Węgorzewo. Podczas wojen szwedzkich miasto zostało dwukrotnie spalone i splądrowane. W latach 1709-1710 Węgorzewo dotknęła kolejna klęska – epidemia dżumy. Zmarło wówczas ponad 90 procent ludności miasta. Ożywienie miasta i wzrost liczby mieszkańców przyniósł rozwój sieci komunikacyjnej i związane z nią roboty ziemne. W latach 1844-1856 przekopano kanały, łącząc Wielkie Jeziora Mazurskie w jeden system wodny, co umożliwiało komunikację parową z Węgorzewa do Giżycka. Po drugiej wojnie światowej miasto zostało spalone przez wojska radzieckie, a zamek zniszczony. Odbudowano go dopiero w latach osiemdziesiątych. Do dziś zachowały się XIX-wieczne kamieniczki, trudne do zlokalizowania staropruskie grodziska, zatopione osiedla na dnie jeziora Mamry oraz stare drogi w wąwozach. Dzieje miasta przeczytał jednym tchem. Już wiedział, że musi poznać tę okolicę, a być może rozwiązać jedną z zagadek historycznych miasta. Tym razem postanowił działać sam, bez przyjaciół i towarzyszy. Szczególnie zafascynował go zamek krzyżacki, kościół św. Piotra i Pawła oraz bunkry Kwatery Naczelnego Dowództwa Wermachtu „Mauerwald” w Mamerkach obok Węgorzewa. W starych księgozbiorach wyszukał wiekowe mapy i plany miasta. W podróż zabrał sprzęt alpinistyczny i strój płetwonurka. Na miejsce wybrał się małym prywatnym samolotem. Widok z samolotu zrobił na nim niesamowite wrażenie. Kilka razy z mapą w dłoni krążył nad miastem i jego okolicami. Przelatywał nad różnymi jeziorami, między innymi nad Mamrami i leżącymi na nim wyspami: Upałty, Gniłe i Małą Kępą, nad jeziorem Święcajty z wyspą Kocią, jeziorami Harsz, Dargin, Kirsjaty oraz mniejszymi Węgielsztyńskim, Pniewskim, Przystań, Stręgiel, Lemięt. Najpierw postanowił zwiedzić najbliższą okolicę. Zakwaterował się w hotelu „Nautic”, tuż przy odbudowanym zamku krzyżackim nad Kanałem Węgorzewskim, przy porcie, w którym cumują żaglówki, jachty i statki. Było ich tam bez liku, rozpoczął się właśnie sezon turystyczny. Po rozpakowaniu bagaży, Tomasz udał się od razu do biura „Informacji Turystycznej”, gdzie kupił przewodnik turystyczny. Jak wcześniej zaplanował, przez pierwsze dni postanowił odpocząć, korzystając z pięknej pogody. W pierwszym dniu pobytu postanowił pojechać na punkt widokowy nad jeziorem Święcajty. Jadąc ścieżką rowerową przy drodze do Giżycka, zahaczył o Górę Konopki, gdzie postawiono pomnik żołnierzom radzieckim poległym w II wojnie światowej. Zanim wspiął się na szczyt góry, naliczył ponad 150 schodków. Zdyszany pomyślał, że „czas popracować nad kondycją”. W końcu dojechał do jednego z piękniejszych na Mazurach - punktu widokowego nad jeziorem Święcajty, gdzie znajduje się rosyjsko-niemiecki cmentarz z okresu I wojny światowej. Tomasz ujrzał przepiękny widok na jezioro i Wyspę Kocią, którą widział z powietrza. Łódki na jeziorze wyglądały jak łupinki orzechów, a żeglarze jak małe czarne punkciki. Po drugiej stronie punktu widokowego zobaczył wybudowaną w latach 1904-1905 wieżę ciśnień, stanowiącą do niedawna element sieci wodociągowej. W przewodniku wyczytał, że ta 20 metrowa wieża stoi na wzgórzu 22,6 metrów nad poziomem Jeziora Mamry. Nasz bohater przesiedział na punkcie widokowym prawie cały dzień delektując się przepięknymi widokami i doskonałą pogodą. Do hotelu dotarł dopiero wieczorem. Po prysznicu udał się do tawerny „Keja”, tuż obok portu jachtowego, gdzie zjadł specjalność zakładu. Do północy słuchał szant – pieśni żeglarzy, wykonywanych przez wytrawnych „wilków” mazurskich jezior. Tak minął pierwszy dzień pobytu Tomasza Wilmowskiego w dawnym Węgoborku. Następnego dnia Tomek wstał już o 5.00 rano. Z tarasu do pokoju wdarł się powiew świeżego mazurskiego powietrza. Po posiłku od razu ułożył sobie plan trasy: Węgorzewo – Sztynort – Leśniewo – Węgielsztyn - Węgorzewo. „Starczy jak na jeden dzień” – pomyślał. W Sztynorcie był o 8:30. Tam zwiedził pałac Lehndorffów, którego fundamenty pochodzą jeszcze z XVI wieku. W parku i w okolicy rośnie 160 dębów. Najstarsze z nich zostały zasadzone około 1600 roku. Na cyplu między jeziorem Sztynorckim a jeziorem Łabap, jak wyczytał na tabliczce umieszczonej przed głównym wejściem do pałacu, znajdują się ruiny grobowca tej hrabiowskiej rodziny. Jadąc do Leśniewa, bokiem ominął Mamerki. Postanowił zostawić zwiedzanie ich na ostatni dzień pobytu na Mazurach. W Leśniewie obejrzał z każdej strony dwie niedokończone śluzy: Leśniewo Dolne (15 procent zaawansowanej budowy) i około 900 metrów, a za nią śluzę Leśniewo Górne (30 procent zaawansowanej budowy). Na przedniej ścianie korpusu śluzy zauważył odciśniętą hitlerowską odznakę „wronę”. Postanowił zajechać do wsi Guja, położonej w gminie Węgorzewo, aby tam także obejrzeć śluzę. Ustalił, że ciekawostką hydrotechniczną tej gminy jest dwudziesto dwu kilometrowy odcinek Kanału Mazurskiego, którego zadaniem miało być połączenie okolicznych jezior z Bałtykiem. Od 1862 roku, kiedy to wykonano pierwsze plany, pomimo wielokrotnie ponawianych prób, nigdy nie został on ukończony. Kanał Mazurski biegnie od jeziora Mamry przez jezioro Rydzówkę, aż za rosyjską granicę. Po stronie polskiej znajduje się pięć śluz. Jedyną ukończoną w całości budowlą hydrotechniczną Kanału i obiektem zabytkowym została śluza w Gujach Piaskach. Tomek odkrył, że w wieżach śluzy znajdują się urządzenia o napędzie ręcznym do otwierania i zamykania wrót. W rozmowie ze starszymi mieszkańcami okolic dowiedział się także, że w latach 1944-1945, wycofujące się wojska niemieckie, planowały wysadzić w powietrze wszystkie śluzy, aby zatopić miasto Węgorzewo. Do dnia dzisiejszego nikt nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego Niemcy nie zrealizowali swojego planu. Po zwiedzeniu śluz, Tomasz jadąc w stronę Węgorzewa, odwiedził jeszcze najstarszy zabytek Ziemi Węgorzewskiej, gotycki kościół z XV wieku, położony we wsi Węgielsztyn. Został on zbudowany z kamienia polnego, otynkowany, jednonawowy z dwuspadzistym dachem krytym dachówką. Na wieży znajduje się chorągiewka z datą 1714, w środku zachował się barokowy ołtarz, natomiast z czasów krzyżackich pochodzi granitowa chrzcielnica kościoła. Tu też od mieszkańców wioski dowiedział się, że w czasach współczesnych do kościoła włamali się młodzi ludzie, kradnąc pozłacane tabernakulum z kielichami ważące około 60 kilogramów, które chcieli zatopić w niedalekim jeziorze Węgielsztyńskim, ale zostali zatrzymani przez policję. Po tych dwóch dniach zwiedzania okolic, Tomasz Wilmowski postanowił, że nadszedł czas zrobienia czegoś pożytecznego dla tego regionu. W gminie Banie Mazurskie należącej kiedyś do powiatu węgorzewskiego, w miejscowości Rapa, znajduje się grobowiec rodzinny Farenheidów. Grobowiec wybudowano na kształt piramidy. Oglądając go, Tomasz doświadczony archeolog, po dokładnych oględzinach stwierdził, że celem tej budowy było stworzenie warunków sprzyjających mumifikacji ciał. Odkrył też, że jest to miejsce o wielkiej koncentracji pozytywnego promieniowania energii Ziemi i Kosmosu, a pozytywne promieniowanie, jest wzmacniane w piramidzie przez odpowiedni kształt sklepienia wewnętrznego pod kątem 51 stopni 52 minuty, a więc tak jak w piramidach egipskich. Negatywne działanie energii eliminuje podstawa wykonana z kamienia polnego. Przechadzając się po pobliskim lesie, w odległości około 250 m od piramidy, pod mchem i runem odnalazł zamaskowany właz do tunelu. Idąc tym tunelem, dotarł do wnętrza grobowca - piramidy. Tam znalazł pięć trumien z dobrze zmumifikowanymi ciałami. Były to trzy osoby dorosłe: mężczyzna i dwie kobiety oraz dwoje dzieci w wieku 8-10 lat. W sarkofagu pod marmurową płytą znalazł pamiętnik głowy rodu Farenhieidów, w którym zostały opisane ich dzieje. Zgony osób znajdujących się w grobowcu nastąpiły w bardzo krótkim czasie z powodu niezidentyfikowanej epidemii wśród członków rodziny. Odkryty w piramidzie dokument zabrał sobie na pamiątkę. Tomkowi zostały dwa dni pobytu w Węgorzewie. Dziś postanowił sprawdzić, co łączy Kościół św. Piotra i Pawła z Zamkiem Krzyżackim. Kościół wybudowano w latach 1605-1611 z inicjatywy starosty Fryderyka zu Dohna i jego następcy - Andrzeja von Kreytzena, których herby wbudowano nad portalem wejściowym do kościoła. W kościele tym, jako jedynym na Mazurach, zachowało się ukończone gotyckie sklepienie gwieździste. W roku 1729 dobudowano skrzydła boczne, czym kościół uzyskał kształt krzyża. Ołtarz wykonano w Królewcu w 1652 roku,a ambonę w początkach XVIII wieku Wewnątrz kościoła w ścianach wmurowano płyty nagrobkowe między innymi Jerzego Andrzeja Helwinga. Tu Tomasz odkrył, że po naciśnięciu na popiersie Helwinga w płycie, odsuwa się ona, ukazując schody do podziemnego korytarza. Wyposażony w latarki i liny Tomasz wszedł do tunelu. Tam na głębokości około 20 metrów zauważył, że tunel rozdziela się na 5 mniejszych korytarzy. Jednym z nich Tomasz przeszedł około 200 metrów, zupełnie nie wiedząc w jakim kierunku. Jak później stwierdził, doszedł do obecnego Placu Grunwaldzkiego w Węgorzewie. Tam korytarz się urywał. Trzy pozostałe tunele zostały zasypane tuż przy ich wejściach. Został mu do pokonania ostatni, najdłuższy tunel. Po naładowaniu baterii w latarkach późnym popołudniem zszedł ponownie do tunelu. Idąc nim, mijał szczątki kości ludzkich oraz niezliczone ilości szczurów. Brnął po kolana w gęstej, cuchnącej mazi. Po około 400 metrach dotarł do włazu, który był zamurowany i zalany dużą ilością betonu. Z obliczeń wynikało, że tunelem tym dotarł do dawnych pomieszczeń bibliotecznych znajdujących się w zamku. Tymi spostrzeżeniami podzielił się z proboszczem parafii oraz historykami warmińskimi, aby zbadali, co w przeszłości łączyło te dwie piękne budowle. Ostatni dzień pobytu spędził w Mamerkach obok Węgorzewa. Wiedział, że znajdują się tam obiekty militarne, w tym niezniszczone w czasie wojny bunkry polowej kwatery Naczelnego Dowództwa Wermachtu „Mauerwald”, Główną atrakcją jest bunkier „gigant”, na którym w 2003 roku wybudowano schody z balustradą, prowadzące na dach schronu i do punktu widokowego na jezioro Mamry. Tomasz wiedział, że tu odkryje najcenniejsze skarby, przedstawiające wartość historyczną. Tylko sobie wiadomym sposobem zdobył szkic największego bunkra, wiedząc, że podziemia bunkra połączone są zalanym tunelem, którego koniec znajduje się gdzieś przy dnie jeziora. Do tego właśnie celu potrzebny był mu przygotowany wcześniej strój płetwonurka. Nurkując przez ponad godzinę szukał tajemniczego przejścia. Znalazł je przypadkiem, zahaczając kombinezonem o korzenie dębu rosnącego nad samym brzegiem jeziora. Potężne odnogi korzenia skutecznie maskowały właz do tunelu. Kilkoma ciosami topora pokonał tę przeszkodę, płynąc zalanym korytarzem w stronę bunkra. Tam, w jednym z pomieszczeń kolosa, odkrył szereg kosztowności i skarbów skradzionych przez Niemców podczas wojny i okupacji, których nie sposób opisać. Wśród tych skarbów odnalazł też pisany własnoręcznie przez Himmlera dziennik wojenny, który pomógł poznać szczegóły odwrotu i ucieczki wojsk niemieckich podczas wojny. Skarby, znaleziony dziennik Himmlera oraz pamiętnik z piramidy w Rapie przekazał do Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Władze miasta chcąc mu za to podziękować, przyznało mu tytuł Honorowego Obywatela miasta Węgorzewa. Była to jedna z bardziej ciekawych i pouczających przygód znanego podróżnika Tomasza Wilmowskiego. |