powiat nowomiejski

Karska Monika

Tomek w Lipinkach

Nareszcie koniec roku szkolnego. Od kilku dni wakacje. Można dłużej pospać

i poleniuchować, jest wolność. Tylko, co z tą wolnością zrobić? Jak wykorzystać ten wolny czas. Tomek Wilmowski z Olsztyna zdążył już odespać braki z ostatnich szkolnych tygodni. Spojrzał na zegar - dwunasta. Jeszcze tyle do wieczora. A może ktoś dzwonił? Wziął komórkę. Jest wiadomość: „Cześć, umawialiśmy się, że jak będzie u mnie coś ciekawego, to dać ci znać. I jest coś. Zadzwoń do mnie jak wstaniesz. Mirek”.

Jaki Mirek? A, to przecież mój kuzyn z Lipinek.

Wybrał do niego numer i po chwili usłyszał znajomy głos.

-Cześć, tu Tomek, już wstałem. Co tam masz ciekawego?

-Cześć, dowiedziałem się o spływie kajakowym, który ma być z naszej okolicy na Osie. Organizuje go taki miły pan Wojciech. Tata rozmawiał z nim wczoraj i znajdzie się dla nas jeszcze jeden kajak. Zapisał mnie i oczywiście Ciebie.

-Na kajak? Po wodzie, na rzece? Tam są wiry i jest niebezpiecznie- powiedział zaniepokojony Tomek.

-Na Osie? Owszem, może i są, ale wirki a nie wiry. I jest tam tak szeroko, że z każdej strony złapiesz się jakiejś trawy albo krzaka i cię ktoś wyciągnie.

-No to bardzo chętnie. Kiedy to ma być?- zapytał Tomek i dalej ustalali szczegóły wycieczki.

-Czym przyjedziesz do mnie? Rano wypływamy.

-Chyba pociągiem, tylko mi powiedz jak do Ciebie trafić- odparł Tomek.

-Kupisz bilet do Lipinek i wsiądziesz do pociągu na Toruń. Przejedziesz przez Ostródę, dalej Iławę, a potem kolejna trzecia stacja to Lipinki. Ja tam będę na ciebie czekał.

Tomek jadąc w pociągu, obserwował przez okno krajobraz. Do Ostródy nieraz już jechał, ale Iławy i dalej to jakoś sobie nie przypominał. Kiedy wysiadał z pociągu, podbiegł do niego Mirek.

-Tam mam rower. Weźmiemy na niego twoją torbę i przejdziemy się. Nie mieszkam daleko. Idąc do wsi, Tomek patrzył na mijany kościół.

-Ten kościół to nie wygląda jak nowy- zauważył.

-Nowy? Ma chyba siedemset lat. Budowali go jeszcze krzyżacy- odpowiedział Mirek.

W domu przywitali ich tata i mama Mirka. Tata powiedział, że jutro podwiezie ich do miejsca spotkania spływu kajakowego. Mirek oprowadził Tomka po domu i pokazał, gdzie będzie przez ten czas mieszkać.

Następnego dnia pojawili się przy moście na Osie, między Suminem a Osówkiem, skąd miał się zacząć spływ. Część uczestników już tam była. Stał też samochód z kajakami, które wspólnie rozładowano. Wśród nich chodził wąsaty pan i wydawał polecenia. Do niego podeszli Tomek i Mirek.

-Dzień dobry panie Wojciechu!- zagadnął Mirek. – Już jestem, to mój kuzyn Tomek Wilmowski z Olsztyna.

Tata Mirka ustalił z panem Wojciechem miejsce i godzinę, gdzie ma odebrać chłopców. Spływ miał się zakończyć nad jeziorem Płowęż, przez które przepływa Osa.

Padła komenda do zajmowania miejsc. Tomek wchodząc na kajak zdziwił się, że tak łatwo się chybocze na boki i ucieka mu spod nóg. Jakoś mu się udało usiąść, chociaż nie wszystkim nie poszło tak gładko. Popłynęli. Okolica miejscami była płaska i pusta, miejscami brzegi porośnięte chaszczami, to znów wpływali do głębokich wąwozów. Tomek zauroczony tym nieznanym pięknem przyrody, rozglądał się ciągle na lewo i prawo. Pokazywali sobie nawzajem ciekawe rzeczy i komentowali to, co zapamiętali. Nie zauważyli, że zbliżają się do uchylonego nad wodą krzaka. Spora gałąź była pochylona nisko nad wodą. Trzeba było się dobrze schylić by uniknąć zderzenia. Mirek siedzący z przodu kajaka jakoś zdążył zareagować i prześliznął się pod gałęzią. Tomek natomiast zawisł na gałęzi. Próbując go ratować przycisnął pod pachami do siebie gałąź i przez to się lekko uniósł. Dość rwący w tym miejscu nurt wyciągnął spod niego kajak i Tomek wisząc na gałęzi znalazł się po pas w wodzie.

-Człowiek za burtą- krzyknął Mirek.

-Kto tam znowu?- odwrócił się płynący z przodu pan Wojciech i z rozbawieniem dodał: – A to ty Tomek. No to teraz raki cię trochę obgryzą.

Tomek znalazł pod nogami grunt, okazało się, że wcale nie jest tu tak głęboko. Wydostał się na brzeg i wsiadł z powrotem do kajaka. Po kilku godzinach z małymi postojami dotarli do końca spływu w Płowężu. Okazało się, że suchych uczestników dotarło tylko czterech.

Nad brzegiem czekało na nich przygotowane ognisko i kiełbaski.

Po powrocie do domu wieczorem udali się na spacer. Wesoło komentowali wrażenia z dzisiejszego dnia. Nagle Tomek zauważył jakieś migające czerwone światło.

-Co to jest?- zapytał, wskazując palcem.

-A to? To pionowe to antena telewizyjna, a poziome to wiatraki.

-Jakie wiatraki? -zdziwił się Tomek.

-Takie, co produkują prąd. Każde światło to jeden wiatrak. Jak widzisz jest ich tam sporo.

-Jutro musimy się tam wybrać. Chcę je zobaczyć.

Następnego dnia po zjedzeniu dobrego śniadania, przygotowanego przez mamę Mirka, wsiedli na rowery i udali się w kierunku wiatraków. Którędy mają jechać, określił im tata Mirka. Przejeżdżając przez Biskupiec uwagę Tomka zwróciły dwie duże wieże kościelne.

Postanowili, że i tu później spędzą trochę czasu, ale na razie udali się w kierunku na Kisielice. Jadąc dziwili się, że do tych wiatraków jest tak daleko. Ujechali kawał drogi, a wiatraków nie widać. Były całkowicie przysłonięte niewielkimi wzgórzami porośniętymi lasem. Przed Kisielicami skręcili w lewo i wtedy nad koronami drzew zaczęły się pojawiać końce śmigieł wiatraków. Wyjechali na otwartą przestrzeń i ich oczom ukazał się cały las wiatraków. Zdziwili się, że stoją one na tak rozległym obszarze, Udało im się znaleźć drogę, którą dojechali zupełnie blisko do jednego z nich. Taki mały z daleka, a tu taki duży. Pogoda była prawie bezwietrzna. Śmigła kręciły się tylko na kilku z nich. Podziwiając ich budowę Mirek zauważył, że są zupełnie inne jak ten w Łąkorzu.

-A to jest jeszcze więcej miejsc z wiatrakami? – zapytał Tomek.

Mirek wyjaśnił mu, że w Łąkorzu to jest stary zabytkowy wiatrak, który kiedyś mełł zboże. Tomek koniecznie chciał go zobaczyć. Porobili sobie zdjęcia przy wiatrakach i udali się w drogę powrotną. Pojechali prosto do Łąkorza, aby obejrzeć ten zabytek. Jak się okazało, wiatrak stał wśród zboża, i nie chcąc się narażać na jakieś nieprzyjemności postanowili w domu dowiedzieć się do kogo mają się udać, aby zezwolił im zwiedzić wiatrak.

Wracając do domu przejechali jeszcze wieś i mijali przy tym jakiś stary niski domek. Na pytanie Tomka czy tu ktoś mieszka, Mirek odpowiedział, że to jest Lokalne Muzeum, prowadzone przez tutejszego mieszkańca. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że obydwie budowle są pod opieką pana Ostrowskiego.

Następne dni spędzili na rowerowych wycieczkach po okolicy. Sporo czasu zeszło im taż przy łowieniu ryb na jeziorach, doznając przy tym wiele emocji i wrażeń.

Czas wspólnego pobytu dobiegł końca. Tomek żałował, że to już wszystko minęło, pożegnał się z Mirkiem i machając mu ręką przez okno odjechał pociągiem do Olsztyna. Już w domu myślał o tym, co tu pokaże i czym umili Mirkowi pobyt, który niedługa miał do niego przyjechać. Chciał mu sprawić taką samą dużą porcję przyjemności, jakiej sam doznał u Mirka w Lipinkach.

◄cofnij    ▲do góry