powiat olsztyński

Dziamara Anna

Tomek w krainie tysiąca jezior

Pewnego dnia Sally rzekła do Tomka:

- Tomku, kiedy pojedziemy do Polski? Odwiedziliśmy tyle miejsc a twój kraj znam tylko z opowiadań.

- Czytasz chyba w moich myślach Sally. Od dłuższego czasu planuję wyprawę do Polski. Miała to być niespodzianka dla ciebie i ojca. On też bardzo tęskni za Polską. Może uda mi się wszystko szybko załatwić.

Ten tydzień był wyjątkowy. Każdy się kręcił, coś sprawdzał, dokładał, przekładał. Ostatniej nocy nikt nie mógł zasnąć. Rano pojechali na lotnisko. Podróż minęła spokojnie. Tylko Sally co chwilę pytała:

- Gdzie się zatrzymamy? Co zobaczymy? Zdradź chociaż troszeczkę.

- Pokażę wam Warmię i Mazury.- rzekł Tomek.

- Przecież tam są Prusy!- krzyknął bosman.

- Były Prusy, ale przed wojną. Teraz to jest Polska, wolny kraj.- odpowiedział Tomek.

Pierwszym miastem, gdzie się zatrzymali był Olsztyn. Sally była tak niecierpliwa, nie chciała nawet odpoczywać po podróży. Wyciągnęła przyjaciół na spacer po olsztyńskiej Starówce. Jak zwykle wszystko ją zachwycało. Później poszli do zamku.

- O! Mikołaj Kopernik.- krzyknęła Sally.

- Raczej jego pomnik, a tam dalej aktor przebrany za Mikołaja Kopernika oprowadza po zamku- sprostował Tomek i zawołał- Chodźcie szybko, dołączymy do zwiedzających.

- Mikołaj Kopernik urzędował tu w latach 1503-1510. Na tej ścianie jest stworzona przez niego tablica równonocy.

Teraz przejdziemy do pomieszczeń, w których mieszkał- ciągnął dalej aktor.- Na lewo jest obraz przedstawiający astronoma obserwującego Wenus. A tu jego przyrządy służące do pomiarów i obserwacji.

Później postanowili wspiąć się na wieżę. Na górze sapiącym głosem odezwał się bosman:

- Mam nadzieję, że w góry nas nie zabierzesz. Jeśli tak, ja się wycofuję.

- Zobacz lepiej jak pięknie. Uważam, że warto było się wspinać. Tu widać ratusz, tam planetarium, a jeszcze dalej jezioro- tłumaczył stary Wilmowski.

Zeszli i pojechali MPK do planetarium.

- Ale ładne gwiazdy. Tylko są jakoś dziwnie nisko.

- Sally, Sally to przecież planetarium. Gwiazdy tu nie są prawdziwe. Gdy zabłyśnie światło, wszystko zniknie. Chyba ze zmęczenia mówisz głupoty.

- Na wielkiego wieloryba- rzekł Nowicki- było ekstra.

Teraz odwiedzimy Muzeum Przyrody.

- Czy w Polsce nie ma żywych zwierząt? Tylko wypchane i na zdjęciach? Ale piękne czaple nad jeziorem- dodała.

- Oj sikoreczko, przecież to muzeum. Tomek na pewno zabierze nas w teren i pokaże piękno przyrody. Przecież to kraina czystych jezior.

Zwiedzanie, chociaż przyjemne, wszystkich zmęczyło. Tylko Tomka rozpierała energia. Miał już pomysł na atrakcyjne spędzenie kolejnego dnia.

- Skoro świt wyruszymy do Sorkwit. Chcecie natury! Załatwione. Szczegółów nie zdradzę. To niespodzianka.

Gdy pozostali odpoczywali, przygotował plan wycieczki. Zarezerwował kajaki i nocleg. Nad ranem wyruszyli do Sorkwit.

- Domyślacie się, co was czeka, moi drodzy?- zapytał Tomek.- Spływ kajakowy rzeką Krutynią.

- Hura!- zawołała uradowana Sally.

Założyli kapoki i wypłynęli na szlak.

Miejsce to jest szczególnie piękne. Woda w rzece kryształowa. Doskonale widać

kamienie na dnie, wodorosty i ryby. Wije się niczym serpentyna. Wokół unosi się woń drzew i krzewów. Sally zachwycona była krajobrazami. Drogę umilał śpiew ptaków. Nad brzegami Krutyni z wdziękiem brodziły czaple.

- Spójrz Tomku! Jaskółki dziś tak wysoko latają. Pewnie pogoda będzie piękna.- rzekła Sally.

- Widzę, że znasz się nie tylko na archeologii, ale umiesz przepowiadać pogodę.- żartował Tomek.

Zapatrzeni w jaskółki nie zauważyli przeszkody. To powalony konar. Nie zdążyli nawet krzyknąć, a już wpadli do wody. W tym miejscu nurt był bardzo szybki. Chcieli ratować kajaki, ale woda je porwała. Nowicki i stary Wilmowski bardzo śmiali się z młodych kajakarzy. Chcieli uwiecznić tę zabawną chwilę na zdjęciu, ale spotkał ich taki sam los. Teraz Sally śmiała się do łez, szczególnie z Nowickiego, który był bosmanem.

- Nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku!- wołała rozradowana. Gdy znaleźli się na brzegu nie wiedzieli, w którą stronę iść. Namioty i cały ekwipunek popłynęły kajakami. Przedzierali się przez chaszcze. Wtem usłyszeli jakiś szept. Myśleli, że to dziki siedzą w krzakach. Już byli gotowi do ucieczki, gdy przed nimi pojawiło się dwoje dzieci. To mieszkańcy pobliskiej wsi zbierali poziomki.

- Czy moglibyście wskazać nam drogę do leśniczówki „Pranie”?- zapytał Tomek.

Dzieci z ochotą poprowadziły turystów. Z daleka dochodziły dźwięki muzyki. Widząc ich zdziwione miny jeden z malców powiedział:

- Akurat dzisiaj odbywa się koncert poezji. Przyjechali znani aktorzy. Jeżeli chcecie posłuchać, to musimy się pośpieszyć.

- Świetny pomysł. Pędźmy! Nie będziemy się nawet przebierali. Słońce wysuszy nam ubrania.- wołała Sally.

Bosman był zmęczony i poparzony. Za poezją nie przepadał.

- Mam dość tej wyprawy. Nie zdążyłem wyruszyć, a już byłem w wodzie. Kajak jest dla mnie za mały, wolę większe łodzie. Jutro sikoreczko zabiorę cię w rejs prawdziwym statkiem. Podpytam się tylko Tomka dokąd by najlepiej popłynąć.- powiedział Nowicki. Razem obejrzeli mapę Warmii i Mazur. W końcu Tomek zaproponował:

- Może popłyniemy z Mikołajek do Giżycka. Są tam piękne widoki. I ryby też – dodał po chwili widząc zawiedzione miny bosmana i ojca.

- Świetnie! My zajmiemy się wynajęciem jachtu, a wy młodzi, idźcie kupić potrzebne rzeczy: wędki, żyłki, prowiant.

- Ojcze, ojcze! Co jeszcze może się przydać? – szczebiotała Sally

- Kupcie też krem do opalania, byśmy się nie spiekli – rzekł ojciec

Tomek ze zdziwieniem spojrzał na ojca.

Po udanych zakupach wrócili do przystani. Czekał już tam na nich jacht o tajemniczej nazwie „Colasin”

- Wow! O takim właśnie marzyłam! – powiedziała Sally.

- Podoba ci się sikorko? Prawda, że ładny, chociaż daleko mu do „Aligatora”. Wchodzimy! – zarządził bosman.

Po chwili już płynęli po spokojnym jeziorze. Podziwiali piękno przyrody. Z lasu na łąkę wybiegło stado saren. Drogę umilał im śpiew ptaków. Podróż przebiegała pomyślnie, gdy nagle Tomek zawołał:

- Zapomniałem kupić przynętę na ryby!

- Nic nie szkodzi – odpowiedział bosman – Podpłyniemy do brzegu, wyjdziemy na ląd i nazbieramy robaków.

- Tadku! Tam jest pomost! Zatrzymajmy się! – zawołał wychodzący z kajuty Andrzej.

Tak też uczynili. Tomek zdobył najwięcej przynęty. Sally nie wychodziła. Czuła wstręt do robali. W końcu wrócili na pokład i wzięli się za wędkowanie. Nawet Sally się przyłączyła. Po chwili bosman zaczął krzyczeć:

- Mam, mam!

A Tomek dokończył stary kalosz!

I wszyscy wybuchnęli śmiechem. Z połowu nici. Nikomu nic nie udało się złowić, nawet małej rybki. Popłynęli dalej. Po chwili Tomek oświadczył:

- Przed nami Giżycko. Przygotujcie się do zejścia na ląd. Widzicie ten most na kanale Łuczańskim? Tam po lewej stronie. To jest most obrotowy z XIX wieku. Waży sto ton a jego pełny obrót zajmuje pięć minut. Pospieszmy się , to zobaczymy w jaki sposób go otwierają.

Do otworzenia mostu pozostało jeszcze dwadzieścia minut. Sally chciała nie tylko popatrzeć, ale i spróbować. Swym słodkim uśmiechem ubłagała pracownika, by mogła mu towarzyszyć.

- Nie wierzyłam, że dam radę obrócić stutonowy most – śmiała się Sally.

Po chwili Tomek zawołał przyjaciół i ruszyli w kierunku twierdzy. Kupując bilety młody Wilmowski zauważył napis „Przewodnik po twierdzy Boyen – Jerzy Tymowski”. Od razu przypomniał mu się kolega ze szkolnych lat. Pobiegł po resztę grupy, by wspólnie znaleźć przewodnika. Na jego widok zawołał:

- Cześć Jurek! Nie poznajesz mnie? Tomek. Uratowałem cię przed „Piłą”

- Jaka „Piła i jaki Tomek?

- Tomek Wilmowski. Nie pamiętasz „Piły”, nauczyciela geografii?

- Pamiętam! Nigdy go nie zapomnę. To wszystko przez zaskoczenie. A kto by się ciebie tutaj spodziewał. Przecież wyjechałeś z Polski. – odpowiedział uradowany Jurek. Młodzieńcy wpadli sobie w ramiona. Uściskom nie było końca. Wreszcie Wilmowski przedstawił po co tu przyszli.

- Cóż, czas was oprowadzić – rzekł Jurek i zaczął opowiadać – Twierdza Boyen stanowi jeden z najlepiej zachowanych zabytków architektury obronnej XIX wieku. Zbudowano ją w latach 1843 – 1851. Ma kształt gwiazdy, której ramiona tworzy sześć bastionów. Prowadzą do niej cztery bramy. Była centralnym punktem obronnym Prus Wschodnich. Obecnie w twierdzy odbywają się różne imprezy. Szkoda, że nie byliście w twierdzy dwa tygodnie temu. Odbywał się tu koncert piosenki żeglarskiej, tzw. szanty. Pośpiewalibyśmy. A teraz chodźcie. Zjemy coś wspólnie. Widzę, że zmęczyła was ta wędrówka.

Wszyscy zgodnie udali się do karczmy nad kanałem. Przy kolacji wspominali szkolne lata, dawnych przyjaciół, wyprawy Tomka. Później poszli do hotelu. Sally, bosman i Wilmowski usnęli ze zmęczenia. Chłopcy dalej rozmawiali. Jurek śmiał się:

- Przydały ci się lekcje jazdy konnej, które dawał ci mój ojciec

- A twoje pomysły, że Piły nie będzie.

- Dla mnie były dobre a dla ciebie nie.

W końcu Tomek opowiedział jak poznał Sally. Wszystkiego nie zdążyli powiedzieć, bo zaczęło już świtać i czekała ich kolejna wyprawa. Tym razem do Gierłoży. Jurek znał to miejsce doskonale i postanowił im towarzyszyć. Po godzinie byli już na miejscu. Wszyscy oprócz Jurka inaczej wyobrażali sobie kwaterę. W lesie znajdowały się ruiny byłej kwatery Hitlera, zwanej Wilczym Szańcem. Jurek opowiadał:

- Kwatera została wybudowana w latach 1940 – 44. Otaczał ją pas pól minowych. Dostęp do niej był pilnie strzeżony. – Co chwilę przechodził ich dreszcz sporych emocji. Sally wzdychała – och opowiadaj dalej – Obszar podzielony był na sektory. Obowiązywały przepustki i hasła. Niektórzy ludzie w tym miejscu chcieli dokonać zamachu na Hitlera.

- Kiedy to było? – spytał Tomek

- Nie przerywaj! – skarciła go Sally.

Jurek opowiadał dalej

- Działo się to 20 lipca 1944 roku. Zamach zakończył się niepomyślnie. W dniach 24 i 25 stycznia 1945 roku kwatera została zniszczona przez opuszczające ją wojska niemieckie.

Po tej wędrówce czuli się trochę przygnębieni. Przypomniały im się dawne czasy. By poprawić wszystkim nastrój Jurek zabrał ich do Świętej Lipki. Wysłuchali koncertu organowego. Sally cieszyła się jak dziecko na widok poruszających się aniołów.

Nadszedł wieczór. Ostatnią noc z Jurkiem spędzili pod namiotem. Następnego dnia Jurek musiał wracać do pracy. Na pożegnanie wymienili się z Tomkiem adresami. Wszyscy byli bardzo wzruszeni. By rozładować atmosferę bosman zawołał:

- na wielkiego wieloryba. Jedźmy do Reszla, może szukając ducha czarownicy przeżyjemy coś ekstremalnego.

Udali się do zamku, gdy chodzili po komnatach, Tomek opowiadał:

- dawno temu wierzono, że na świecie istnieją czarownice. Wszystkie palono na stosach. Ostatnią z nich była mieszkanka Reszla Barbara Zdunk. Była więziona w podziemiach zamku. Została oskarżona w XVIII wieku o czary.

Nagle przed nimi przebiegła biała postać, wyjąca jak duch. Nawet bosman, który nie wierzył w duchy przestraszył się. Po chwili usłyszeli dziwne odgłosy. Jakby ktoś brzęczał łańcuchami. Pomyśleli, że to wszystko im się przywidziało ze zmęczenia. Ponieważ było już późno, udali się do pokoi w hoteliku w zamku. Głos Białej Damy i dźwięk łańcuchów obudził Sally. Postanowiła sprawdzić, co się za tym kryje. Wyszła po cichutku, starannie zamykając za sobą drzwi. Wydawało jej się, jakby wszystkie osoby z obrazów zaczęły się ruszać. Lecz szła dalej, nie pisnęła nawet. Powoli otwierała drzwi do różnych sal. W jednej zobaczyła piękne suknie. Z ich powodu zapomniała po co tu przyszła. Już chciała je przymierzyć, ale przestraszyła się jak na to zareaguje Biała Dama. Zeszła do podziemi. Otworzyła kolejne ciężkie drzwi. Wtem drzwi się zatrzasnęły. Sally została uwięziona w ciemnej sali. Próbowała je otworzyć, one nawet nie drgnęły. Zaczęła więc krzyczeć:

- Pomocy! Pomocy! Tomku ratuj!

Nikt nie słyszał jej wołania. A nawet jeśli słyszał, myślał, że to Biała Dama – atrakcja zamku. Przesiedziała tak do rana. W tym czasie obudził się Tomek. Wyrwał też ze snu swoich przyjaciół. Bosman co chwilę krzyczał:

Sikorko! Sikorko! Gdzie jesteś?! Odezwij się!

Po kilku minutach usłyszeli krzyk Sally:

- Pomocy! Pomocy!

Pobiegli w kierunku skąd dochodził glos. Uspokoili Sally. Próbowali otworzyć drzwi, ale im się również nie udało. Bosman został pod drzwiami a zdenerwowany Tomek pobiegł po pomoc do recepcji hotelu. Na szczęście był tam klucz i nie trzeba było wyważać drzwi. Uwolniona Sally wybiegła cała i zdrowa. Po uściskach udali się na śniadanie.

Już planowali kolejny dzień, gdy zadzwonił Smuga. Prosił o szybki powrót i pomoc w poszukiwaniu jego dziewięcioletniej bratanicy. Obiecali sobie, że wrócą do Polski ponownie…

◄cofnij    ▲do góry