powiat olsztyński

Dardziński Marcin

Łowy na Warmii

Tomek siedząc na fotelu w swoim pokoju w jednym z londyńskich hoteli, czytał list od swojej siostry ciotecznej, Ireny Karskiej:

Warszawa, dnia 25 czerwca 1922r.

Drogi Tomku!!!

Nie zgadniesz, jak się cieszę z tego, ze nareszcie możesz wrócić do ojczyzny. Tatuś twierdzi, że nie macie czasu, ale ja sądzę, że wpadniecie do nas choćby na tydzień. A może ułożycie to tak, że odwiedzicie nas w trakcie podróży na łowy? Odpisz mi szybko list z odpowiedzią, czy uda ci się do nas przyjechać.

Irena Karska

- Co tam czytasz? – zapytał Wilmowski wchodząc do pokoju.

- List – odrzekł Tomek. – Od Ireny Karskiej. Pyta, czy uda nam się ich odwiedzi.

- Oczywiście – rzekł tajemniczo Wilmowski.. – Jedziemy na Warmię. Dostaliśmy propozycję, żeby zapolować na faunę warmińską. Pan Bentley z chęcią kupiłby tali mały komplecik zwierzaków. Będziemy łowili rysie, żbiki, jelenie, łosie, zające, zrobimy też pułapki na bociany czarne i białe, czaple, bieliki oraz łapali owady. Zawadzimy także o puszczę Romnicką, gdzie będziemy łowić żubry i orły przednie.

- To od razu odpisze Irenie! – zawołał z radością Tomek. – Idę po pióro i papier.

Tomek przyciągnął papier, namyślił się i zaczął pisać:

Londyn, dnia 2 lipca 1922r.

Droga Ireno!

Jedziemy do was! Przyjedziemy za…

- Kiedy wyjeżdżamy, ojcze? – zapytał Tomek unosząc głowę znad listu.

- za kilka dni – odpowiedział Wilmowski.

…jakieś półtora tygodnia. Wpadniemy do was na parę dni i dalej jedziemy na łowy na Warmię. Może Zbyszek będzie chciał pojechać z nami? Zapytaj go.

Pozdrowienia ode mnie i od ojca.

Tomek Wilmowski

- Pan bosman i Smuga też jadą? – zapytał Tomek.

- Nie. Oni jada w tatry. Będą tam chwytać niedźwiedzie, kozice oraz świstaki – odrzekł Wilmowski. – W Warszawie się rozdzielimy.

***

Pociąg przybliżał się do Warszawy. Nowicki i Smuga rozmawiali, Wilmowski spał, a Tomek siedział przy oknie i wpatrywał się w coraz bardziej widoczną polską stolicę.

-No, to jak, panie Smuga? Dwadzieścia lat minęło od czasu, kiedy pan naszego pędraka odbierał z domu wujostwa – powiedział Nowicki.

- Cóż, znowu ich odwiedzę – odpowiedział Smuga.

Pociąg zwalniał, widać było już stację.

- No, wysiadamy – rzekł Wilmowski, zbudzony gwizdem lokomotywy.

Wyszli z pociągu. Nie widzieli Karskich w tłumie. Zamówili dorożkę i usłyszeli krzyk.

- Tomku! Wujku! Tutaj!

Odwrócili się szybko i zauważyli Karskich biegnących do nich. Przywitali się i wsiedli do dorożki. W domu Karskich po obfitej kolacji zasiedli do rozmowy.

- Dostaliśmy propozycję, aby dostarczyć zwierzęta ogrodowi zoologicznemu w Melbourne. Pan Bentley, poprosił Hagenbecka, żebyśmy my mu to zrobili…

Rozmowy przeciągnęły się do północy, kiedy Tomek z bosmanem skończyli rozmawiać i zgasili światło.

***

Po trzech dniach pobytu u Karskich, Wilmowscy zaproponowali Zbyszkowi, żeby pojechał z nimi na Warmię. Młodzieniec nie mógł jednak jechać. Następnego dnia siedzieli w pociągu, mknącym przez tereny II Rzeczypospolitej, a później Prusy Wschodnie. Rozbili obóz na leśnej polanie w okolicach Ostródy. Od Hagenbecka dostali jedynie Anglika, myśliwego Johna Browna, Polaka Stanisława Cama oraz doświadczonego wysłannika Hagenbecka, majora Johnsona.

Oprócz tego mieli korzystać z usług okolicznej ludności. Już pierwszego dnia zabrali się do łowienia fauny, więc po tygodniu przynieśli do obozu dwa jelenie, sarnę i cztery żbiki. Zadowoleni odesłali je koleją do Triestu, gdzie w tamtejszym ogrodzie zoologicznym przeczekają do ostatniego transportu i zostaną wysłane do Melbourne. W następnych tygodniach mieli coraz więcej pracy. Przenieśli się nad jezioro Narie, by złapać tam dwa dziki, trzy sarny, pięć zajęcy, jelenia i żbika. Następnie udali się pociągiem do Olsztyna, by uzupełnić zapasy żywności.

- No i jak Tomku? – zapytał Wilmowski. – Łowy pełna parą.

- Tak ojcze, ale stęskniłem się z panem Smugą i bosmanem Nowickim – odpowiedział młodzieniec.

- Nie martw się Tomku – odparł Wilmowski. – Wkrótce zobaczymy przyjaciół.

Następnego dnia łowcy wyruszyli w puszcze Romnicką, aby zapolować tam na żubry. Tomek potajemnie założył pułapkę. W towarzystwie myśliwego Cama złowili dwa żubry, załadowali na wozy i zawieźli do obozu. Uradowani pobiegli zapolować i wrócili uginając się pod ciężarem sarny, jelenia i zająca.

***

Reszta łowów minęła spokojnie, z wyjątkiem dnia, kiedy nasi łowcy wracali do Warszawy. Kłusownicy widząc tyle zwierząt, postanowili zabić podróżników i zagarnąć zwierzęta. Jedna major Johnson zauważył ich i podniósł alarm. Łowcy chwycili za broń i rzucili się na bandytów. Tamci drudzy zmuszeni do ucieczki, jedynie lekko ranili Johna Browna. Zmęczeni łowcy musieli zboczyć z trasy, lecz udało im się załapać na pociąg do Warszawy…

- Opowiadajcie, jak było – powiedział Zbyszek, zamiast powitania.

- To będzie długa opowieść. Opowiemy wam w domu – orzekł z humorem Tomek.

Tak więc rozmawiali długo, a po tygodniu wrócili Smuga i bosman. Oni też opowiadali o tym, jak ich wynajęty łowca stoczył się z Orlej Perci, lecz bosman uratował go, jak kiedyś Tomka w Tybecie, kiedy polowali na niedźwiedzie i kozice. W końcu jednak musieli wyjechać w następna wyprawę, tym razem do pełnych krwiożerczych tygrysów, Indii…

◄cofnij    ▲do góry