powiat nowomiejski

Chełkowska Martyna

Tomek i komtur brodnicki

Nazywam się Tomek Wilmowski i kocham podróże. Byłem już prawie wszędzie, a nie zwiedziłem jeszcze ojczystego kraju i dlatego jutro z tatą i bosmanem Łowickim i moją kuzynką wyjeżdżamy na Warmię i Mazury do Brodnicy nad rzeką Drwęcą.

Wyjechaliśmy wczesnym rankiem. Droga nie była zbyt długa, ale i tak drzemałem na tylnim siedzeniu samochodu. Do Brodnicy dotarliśmy około dziewiątej. Tata wynajął pokój, a potem ruszyliśmy do miasta. Postanowiliśmy na początku zwiedzić podziemne muzeum w ruinach zamku krzyżackiego. Zaczęliśmy od baszt, a następnie przewodnik poprowadził nas do muzeum. Szliśmy po schodach w dół i dotarliśmy do sali z eksponatami. Nagle zaczęło „mrugać” światło. Przewodnik poszedł sprawdzić co się stało. Znienacka nastała ciemność i pozamykały się drzwi, a przed naszymi oczyma pojawiła się postać rycerza krzyżackiego. Był to jeden z komturów, który przez jakiś czas zarządzał zamkiem.

Żalił się nam, jak ciężkie było życie krzyżackiego mistrza i jak trudno było występować przeciwko królom polskim. Zapytał czy nie mamy ochoty zwiedzić podziemi, w których jest więcej duchów, bogactw i eksponatów, których żyjący dyrektor nigdy nie odkrył i nie widział nawet w snach. Miejsca, w których od wieków nie odwiedził nikt żywy. Podeszliśmy do zabytkowego regału. Komtur odsunął go i wówczas naszym oczom ukazały się drzwi. Duch wprowadził kod dostępu. Co za technika, tak stare podziemia, a zabezpieczenia jak w składzie broni chemicznej – pomyślałem. Następnie zeszliśmy po schodach, a tam czekała na nas kolejna tarcza z kodem dostępu.

- Jak duchy zapamiętują te kody skoro mylą się cyferki? Zapytałem nieśmiało. – Duchy mają widocznie lepszą pamięć niż ty – odpowiedział komtur. Gdy otworzyły się wrota, oczy rozbolały nas od blasku złota, brylantów, rubinów i innych kosztowności. Zachwycające było to, że te wszystkie skarby pozostały nienaruszone. Komtur powiedział, że te kosztowności zostawił tutaj Urlich von Jungingen przed bitwą pod Grunwaldem. Nie zdążył ich odebrać, ponieważ poległ w bitwie. Oddał swoje życie za zakon.

Nagle zrobiło się zimno i zjawiło się około stu dwudziestu duchów: rycerzy, komturów krzyżackich, którym nie podobało się, że nasz przyjaciel przyprowadził gości. Szczególnie zdenerwował się duch pierwszego komtura brodnickiego, który najwyraźniej rządził światem duchów w tych podziemiach. Nie pozostało nam nic oprócz ucieczki. Przebiegliśmy około dwieście metrów i zdyszani dotarliśmy do kolejnych drzwi. Otworzyliśmy je, a tam pojawiła się przed nami gablota. Niestety nie było łatwo do niej dotrzeć. Gdy całkiem przypadkowo stanąłem na stopień, w powietrzu – zaczęły latać gilotyny w rytm walca – tak określiła to moja kuzynka. Niestety, ja nie umiem tańczyć. Tata „walcował” z bosmanem Łowickim, a duch powoli sunął między narzędziami przeznaczonymi do zbrodni. W gablocie było część włóczni, która podobno daje władze nad światem. Miała zbyt dużą moc, więc podzielono ją na trzy części. Okazało się, że gdy w 1226 roku Konrad Mazowiecki sprowadził krzyżaków do Polski, wielki mistrz Zakonu Maryi Panny znalazł jedną z części. Stłukliśmy gablotę i wyszliśmy tanecznym krokiem. Niestety, po drodze napotkaliśmy kolejne duchy. Wszyscy zdziwili się, widząc nas z tym zabytkiem. Okazało się, że nikt nie wiedział o włóczni, a Wielki Mistrz zakonu poległ, ponieważ zostawił ją przez przypadek w podziemiach zamku.

My postanowiliśmy to pozostawić ją pod opieką duchów, nie wiedząc o niej - tak dobrze się nią opiekowali, więc nie musimy się o nią martwić.

Nowoczesna technika i średniowieczne zabezpieczenia pozwolą nam spać spokojnie. Porozmawialiśmy chwilę z duchami, a potem komtur odprowadził nas do wyjścia. Znaleźliśmy przewodnika, który zwiedził z nami resztę miasta. Wieczorem wróciliśmy do pokoju.

Wycieczka bardzo mi się podobała. Przeżyłem wiele wspaniałych przygód. Nigdy tego nie zapomnę. Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócę.

Teraz jedziemy do Olsztyna, gdzie pracował Mikołaj Kopernik. Tam na pewno też będzie super.

◄cofnij    ▲do góry