START REGULAMIN KONKURSU PRACE LITERACKIE LAUREATÓW WOJEWÓDZKICH PRACE LITERACKIE LAUREATÓW POWIATOWYCH PRACE LITERACKIE
powiat działdowski (12) |
powiat węgorzewskiBielińska MilenaTomek na szlaku mazurskich bunkrówZaczęły się wakacje 2007 roku. Tomek Wilmowski postanowił odwiedzić swoją ciocię, mieszkającą na Mazurach, w niewielkiej wsi Surwile. Leży daleko od wielkich miast, przez co panuje tu wszechogarniający spokój. Jadąc tutaj, Tomek musiał się trochę natrudzić. Ponieważ jeszcze nigdy nie był u cioci, nie wiedział, że w czasie wakacji, do Surwil nie dojeżdża żaden autobus. Dobrze, że nie zabrał dużego bagażu, ponieważ musiałby go nieść ponad 5 kilometrów, tyle bowiem było od Kamionka (przystanku, na którym musiał wysiąść) do domu cioci Hani. Piesza wędrówka zaczęła się nieźle. Idąc na północ mocno dziurawą szosą, minął tory kolejowe, łączące Kętrzyn z Węgorzewem. Tory te w czasie II wojny światowej były ważnym szlakiem komunikacyjnym niemieckich wojsk. To właśnie przy nich znajdują się najsłynniejsze bunkry: w Gierłoży, gdzie miał miejsce zamach na Hitlera i Mamerkach. Zachowane w całości bunkry w Mamerkach, były podczas II wojny światowej Kwaterą Polową Dowództwa Wehrmachtu. Pogoda dopisywała, więc Tomek zbytnio się nie spieszył. Po kilkunastu minutach minął Tarławki. Plecak trochę zaczął mu już ciążyć i wtedy koło niego zatrzymała się rozklekotana syrenka. - Kawaler dokąd? Może podwieźć? Jadę do Surwil, jeżeli po drodze, to chętnie zabiorę - powiedział wąsaty mężczyzna. - Ja także do Surwil. Jadę odwiedzić moją ciocię - odparł Tomek - Któraż to z miłych pań zamieszkałych w moim sąsiedztwie jest twoją ciocią kawalerze? - Znam je wszystkie, ale żadna nie chwaliła się takim bratankiem czy siostrzeńcem - z ciekawością zapytał kierowca. - To ciocia Hania Wilmowska. Jest siostrą mojego ojca. Przeprowadziła się tu z Warszawy 2 lata temu, bo nie mogła już znieść hałasu, kurzu i coraz większej liczby samochodów na ulicach. - Znam ją bardzo dobrze. Miła kobieta. Często po południu pijemy razem kawę. Opowiadam jej wtedy historię tego regionu. Jest bardzo cierpliwą słuchaczką, bo musisz wiedzieć, że historia to moje hobby i jak zacznę opowiadać, to zapominam o bożym świecie i trzeba mi przerywać. Inaczej mógłbym mówić dzień i noc. - Super! Musi mi pan opowiedzieć, co ciekawego znajduje się w okolicy, co warto odwiedzić, bo nie zamierzam siedzieć bezczynnie w domu. Na wikcie cioci już po tygodniu wyglądałbym jak zapaśnik sumo. - Oj, co prawda to prawda. Twoja ciocia gotuje, że palce lizać – odpowiedział właściciel syrenki. A co do opowieści, to masz to jak w banku. Mogę również oprowadzić cię po okolicy, jeśli byś chciał. A tak właściwie, jak masz na imię? Bo ja jestem Antoni Bieliński, ale wszyscy mówią do mnie panie Gajowy, bo prawie całe swoje dorosłe życie byłem gajowym w tutejszych lasach. - Miło mi. Ja jestem Tomek. Czy już dojeżdżamy do Surwil? - Tak. Podwiozę cię pod dom cioci, żebyś nie musiał dźwigać swojego plecaka. Na pewno jeszcze się dzisiaj spotkamy, bo przyjdę na kawę – powiedział pan Antoni i zatrzymał się przed małym domkiem. - Dziękuję bardzo za podwiezienie, pieszo dotarłbym tu pewnie dopiero przed zmrokiem – odpowiedział Tomek. Do zobaczenia wieczorem. Będę z niecierpliwością czekał na pana opowieści. Powitanie z ciocią było bardzo serdeczne. Zaraz dostał obiad i mógł trochę odpocząć po podróży. Ciocia Hania była bardzo szczęśliwa, że znów może zobaczyć swojego jedynego bratanka. Wieczorem przyszedł w odwiedziny pan Gajowy i oczywiście opowiedział Tomkowi, co ciekawego znajduje się w okolicy. Poradził, aby najpierw obejrzał to, co jest najbliżej, czyli wspomniane już bunkry w Mamerkach. Rano, następnego dnia, Tomek ruszył więc na wyprawę. Do parkingu w Mamerkach podwiózł go pan Antoni, który tego dnia jechał do Węgorzewa. Umówili się, że za trzy godziny Tomek będzie czekał w tym samym miejscu i razem wrócą do Surwil. Tomek zaczął zwiedzanie od wejścia do potężnego schronu szefa wywiadu, pułkownika Lissa. Pierwotnie był to bunkier typu „K5” o dwumetrowej grubości ścianach, który dodatkowo obudowano betonową czapą i powstał gigant o wymiarach: 25 m długości, ponad 17 m szerokości, 9 m wysokości i 7 m grubości ścianach. W takim samym schronie przebywał w Gierłoży Hitler. Po wyjściu z bunkra, Tomek wszedł na taras widokowy zbudowany kilka lat temu dla turystów, właśnie na szczycie schronu. Jest z niego wspaniały widok na jezioro Mamry, pobliskie bunkry, a z oddali widać także Węgorzewo. Zszedłszy z wieży widokowej, Tomek ruszył wydeptaną ścieżką w głąb lasu. Wiedział, że nie może schodzić z dróżki, bo przy niej jest kilka studzienek, z których wystają niebezpieczne pręty. Tomek nie miał zamiaru ryzykować. Po kilku minutach dogonił grupę młodzieży z przewodnikiem. Postanowił dołączyć do nich, przynajmniej dowie się czegoś interesującego. I miał rację. Przewodnik zaprowadził wycieczkę do niepozornych ruin, ale jakże ważnych historycznie. Okazało się, że są to resztki willi generała Wagnera, w której zbierali się spiskowcy, przygotowujący zamach na Hitlera. Narady odbywały się w piwnicy, w której była sauna i szum wody uniemożliwiał ewentualny podsłuch. Niestety jak wiemy, zamach się nie udał. W Mamerkach Hitler przebywał czterokrotnie, raz przyjechał z Mussolinim. Bywali tutaj też inni, tacy jak: Rudolf Hess (zastępca Hitlera), admirał Horthy (dyktator Węgier), Mannerheim (marszałek fiński) i Antonescu (marszałek i władca Rumunii). Tomek odłączył się od grupy, gdyż oni wracali już do autokaru, i dalej poszedł sam zwiedzać Mamerki. Obejrzał jeszcze bunkry znajdujące się po drugiej stronie szosy, które w czasie wojny były schronami, a do niedawna były używane, z powodu stale panującej tam niskiej temperatury, jako dojrzewalnia serów. Tomek zauważył, że prawie wszystkie bunkry są w nienaruszonym stanie. Jeżeli ma się latarkę i gumowce, można bez przeszkód zwiedzić je w środku. Minęły prawie trzy godziny i Tomek musiał już wracać na miejsce spotkania z panem Antonim, który przybył punktualnie i w drodze powrotnej opowiedział jeszcze wiele ciekawych rzeczy związanych z Mamerkami. W domu czekał na Tomka i pana Gajowego obiad. Potem wybrali się do lasu. Pan Antoni musiał coś sprawdzić, a Tomek nie chciał siedzieć w domu. Starszy pan wyjawił Tomkowi, że chce sprawdzić czy w lesie ktoś nie zastawia sideł, bo ostatnio widział utykającą sarnę. Wyglądało to tak, jakby wyrwała się z wnyków. Ostatnio pojawia się coraz więcej kłusowników. Wiadomo, bieda, ludzi nie stać na zakup mięsa, ale nie można pozwolić, by bezkarnie zabijali leśną zwierzynę. Dotarli do małej polanki, kiedy dobiegły ich odgłosy szamotaniny w pobliskich krzakach. Ostrożnie zbliżyli się i ujrzeli sarnę, której noga zaplątana była w stalową linkę. - To właśnie są wnyki – wyjaśnił pan Antoni. - Czy można pomóc tej sarnie? - spytał Tomek. - Oczywiście. Zaraz ją uwolnimy. Opatrzę jej nogę. Pomożesz mi? Razem unieruchomili sarenkę i uwolnili jej nogę z linki. Sama na pewno by sobie nie poradziła. Pan Gajowy posmarował maścią, którą miał przy sobie ranę i wypuścił zwierzę. Sarna trochę kulała, ale starszy pan zapewnił, że nic jej nie będzie. Dodał jeszcze, iż dobrze się stało, że znaleźli zwierzaka, bo sarna niedawno urodziła i gdzieś w lesie czeka na nią jej dziecko. Tomek odczuł radość na myśl, że właśnie uratowali dwa życia. Teraz czekało ich następne zadanie. Musieli dowiedzieć się, kto zastawia sidła. Nie pozostało nic innego, jak dobrze się ukryć i czekać. Niestety zrobiło się ciemno i dalsze czekanie nie miało sensu. Postanowili więc, że wrócą tu jutro. Może złapią kłusownika na gorącym uczynku. Wnyki zostawili otwarte, aby kłusownik nie domyślił się, że ktoś tu był. Następnego dnia, wcześnie rano, Tomek pojechał autobusem z Kamionka do Gierłoży. Wysiadłszy z autobusu przeszedł przez parking i skierował się do pierwszego budynku, w którym obecnie znajduje się hotel, a w czasie wojny były tam pomieszczenia dla oficerów Gwardii Przybocznej Hitlera i Służby Bezpieczeństwa Rzeszy. Idąc dalej (około 80 m), Tomek ujrzał ruiny baraku, w którym dokonano zamachu na Hitlera. Na tych ruinach znajduje się tablica z napisem: „W tym miejscu stał barak, w którym 20 lipca 1944 r. Claus Schenk hrabia von Stauffenberg dokonał zamachu na Adolfa Hitlera. Zarówno on, jak i wielu innych, którzy stawiali opór dyktaturze hitlerowskiej, zapłaciło za to życiem”. Przewodnik, który właśnie prowadził wycieczkę, powiedział, że tablica została odsłonięta 20 lipca 1992 roku, a na uroczystości byli trzej synowie Stauffenberga: Franz, Heimeran i Berthold. Idąc dalej, Tomek mijał kolejno schrony: dla osobistej ochrony Hitlera, dla gości, dla szefa ochrony Hansa Rattenhubera, w którym mieściła się także poczta. Idąc dalej minął budynek służby stenograficznej, której zadaniem było zapisywanie wszystkich wypowiedzianych przez wodza słów. Potem przeszedł obok magazynu żywności i bunkra sekretarza Hitlera Martina Bormanna. Wreszcie Tomek dotarł do bunkra, w którym mieszkał Hitler. Po wysadzeniu go, została tylko jedna ściana, ale opisy świadków mówią, że był podobny do egipskiego grobowca, zbudowanego z jednego kloca betonowego, pomieszczenie mieszkalne miało tylko 2,1 m wysokości, natomiast grubość ścian dochodziła do 8 m. Idąc dalej Tomek minął ruiny bunkra szefa Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych feldmarszałka Wilhelma Keitla, który był jednym z najbliższych współpracowników Hitlera i do końca został mu wierny. Po kilkudziesięciu metrach chłopiec dotarł do schronu i domu Hermanna Goringa, dowódcy niemieckich sił lotniczych. Wciąż idąc czerwoną trasą Tomek minął bunkier Sztabu Dowodzenia Sił Zbrojnych, gen. Alfreda Jodla, kasyno oficerskie, bunkier łączności i garaże. Mając jeszcze trochę czasu postanowił przejść trasę niebieską, znajdującą się w strefie II po drugiej stronie szosy. W znajdujących się tam bunkrach były przedstawicielstwa: Naczelnego Dowództwa Wojsk Lotniczych oraz Naczelnego Dowództwa Marynarki Wojennej, koszary Batalionu Ochrony Fuhrera oraz budynek, w którym mieszkał minister uzbrojenia i amunicji Albert Speer. W ostatnim z bunkrów mieściło się przedstawicielstwo Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeszy. W ten sposób Tomek dotarł do przystanku autobusowego, z którego odjechał po dwudziestu minutach. Po drodze minął Parcz, Mażany, Dłużec, Radzieje - w których warto zajrzeć do kościoła wybudowanego w stylu neoklasycystycznym, Stawiska i dotarł do Kamionka, gdzie musiał wysiąść. Tym razem piesza wędrówka z Kamionka do Surwil minęła szybko, gdyż chłopiec szedł bez bagażu. W domu ciocia oczywiście od razu postawiła przed nim obiad i powiedziała, że był pan Antoni i prosił, żeby Tomek o godzinie 19.00 był gotowy i aby zabrał ze sobą latarkę i telefon komórkowy. O umówionej godzinie panowie ruszyli do lasu. Dotarli do polany i spostrzegli, że ktoś tam był, gdyż wnyki ustawione były już w innym miejscu tak, aby zwierzę ich nie zauważyło i wpadło w pułapkę. Tym razem postanowili czekać całą noc, gdyż Gajowy wiedział, że kłusownik przyjdzie albo późnym wieczorem, albo wcześnie rano. Znaleźli wygodne miejsce, skąd mogli sami niezauważeni obserwować okolicę. Minęło kilka godzin i nic się nie działo. Pan Antoni doszedł do wniosku, że będą czuwać na zmiany, po 2 godziny każdy. W ten sposób obaj będą wypoczęci. Tak też zrobili. Pierwszy czuwał Tomek. O północy zmienił go pan Gajowy, który o drugiej ponownie obudził Tomka. Około trzeciej zaczęło się rozjaśniać. I wtedy Tomek usłyszał jak coś, albo ktoś, przeciska się przez krzaki. Serce w nim zamarło. Wytężył wzrok. Zobaczył wspaniałego jelenia z ogromnym porożem. Było na co popatrzeć. Pan Antoni także się obudził i razem podziwiali ten cud natury. Jeleń chyba wyczuł obecność człowieka, gdyż zaczął węszyć i po chwili truchtem oddalił się z polany. Po pewnym czasie okazało się, że to nie oni byli przyczyną ucieczki jelenia. Ktoś znów do nich się zbliżał. Tym razem był to człowiek. Podszedł do założonych przez siebie sideł, by sprawdzić, czy coś się złapało. Tomek w tym czasie robił zdjęcia swoim telefonem. To będzie chyba wystarczający dowód. Poza tym człowiek ten niósł na plecach kilka zajęcy, które pewnie złapały się w inne wnyki. Tomek chciał działać, ale pan Gajowy powiedział, że to niebezpieczne, ponieważ kłusownik może być uzbrojony. Lepiej będzie jak pozwolą mu się oddalić, a potem zadzwonią do leśniczówki. Pan Antoni wie jak nazywa się kłusownik i dokąd teraz pójdzie, więc nie będzie trudno go złapać na gorącym uczynku. Poza tym mają przecież zdjęcia. Funkcjonariusze leśni wiedzą co robić w takich sytuacjach. Tomek przyznał mu rację, ale dodał, że jeszcze dziś wróci do lasu, aby zebrać wszystkie sidła jakie uda mu się znaleźć. Do domu przyszli akurat na śniadanie. Opowiedzieli cioci, co się stało w lesie i wybrali się do biura leśniczego, aby złożyć stosowne zeznania oraz pokazać zdjęcia. Leśniczy był bardzo zadowolony, bo wiedział, że z takimi dowodami wreszcie uda się złapać wstrętnego kłusownika. Teraz na pewno się nie wywinie, bo są zeznania świadków, czyli Tomka i pana Antoniego oraz obciążające go zdjęcia, i oczywiście zwierzyna znaleziona w jego domu. Po powrocie do domu cioci, Tomek postanowił na kilka dni odłożyć wyprawy poznawcze. Dla odmiany, postanowił trochę poleniuchować na plaży. Ciocia powiedziała, że chętnie mu potowarzyszy, ale pod warunkiem, że pan Antoni wybierze się z nimi. Tomek uśmiechnął się tylko, gdyż przejrzał ciocię. Pan Gajowy jej się podobał, a poza tym do jeziora było parę kilometrów, a on miał swoją syrenkę. |