powiat olsztyński

Berg Gabriela

Tomek w Krainie Wielkich Jezior

Cała historia zaczęła się w lipcu 1903 roku, kiedy to tata wówczas piętnastoletniego Tomka Wilmowskiego postanowił zawieźć go do znajomych do małej wsi Kruklanki na Mazurach. Mieli tam wspólnie spędzić wakacje.

Tomek był wysokim, szczupłym i pełnym uroku blondynem. Był również bardzo sympatyczny i odważny. Mieszkał razem z tatą i wujostwem w Warszawie. Gdyby nie to, że przyjechał na Mazury, nie przeżyłby fascynującej przygody oraz nie poznał wiernych i wspaniałych przyjaciół: Zosi, Marysi, Jacka i Darka.

A wszystko zaczęło się tak.

Po przyjeździe na Mazury chłopiec zamieszkał u państwa Malinowskich, naprzeciwko których wakacje u dziadków spędzała czternastoletnia Zosia Wileńska. Nie był to jej pierwszy letni wypoczynek w Kruklankach, przyjeżdżała tu od kilku lat. W tym czasie zdążyła się już zaprzyjaźnić z piętnastoletnimi bliźniakami Jackiem i Darkiem oraz trzynastoletnią Marysią.

Następnego dnia po przyjeździe Tomka czworo przyjaciół poszło się zapoznać z nowo przybyłym kolegą. Żadne z nich nie bało się zawierać nowych znajomości. Chłopcy od razu podbiegli i zaczęli rozmowę:

- Hej! Jak się nazywasz? Ja jestem Darek.

- A ja Jacek- przekrzykiwali się bracia.

- Cześć, jestem Tomek.

W tym momencie dziewczynki nabrały odwagi i podeszły do niego. Pierwsza rozmowę zaczęła Marysia:

- Cześć, jestem Maryśka Badecka, a to jest Zosia Wileńska, ale ona jest trochę wstydliwa - powiedziała wskazując na zarumienioną dziewczynkę.

- Miło mi was wszystkich poznać- powiedział Tomek.

Wtedy bliźniaki wyjawili cel wizyty, z którą przyszli do chłopca. Mówili jeden przez drugiego:

- Słuchaj, my mamy taką sprawę.

- No właśnie, bo my chcemy…

- Żebyś pojechał z nami na biwak, pod namiot, jedziemy za tydzień- dokończył Darek, ale Jacek musiał jeszcze dodać:

- Nad jezioro Krzywa Kuta, tam jest wyspa i tam byłby obóz, i dziewczyny też z nami jadą, i zobaczysz - będzie super!!!

Tomek długo milczał zanim odpowiedział; w końcu nie znał zbyt dobrze swoich nowych przyjaciół. Oni natomiast czekali ze zniecierpliwieniem na jego decyzję. Wreszcie rzekł:

- Bardzo chętnie z wami pojadę, tylko muszę się jeszcze zapytać o zgodę dorosłych, ale pewnie mi pozwolą.

Cała czwórka krzyknęła zgodnie:

- HURRRRA!!!

- Dzięki, że się zgodziłeś. A może masz ochotę iść za pół godziny wykąpać się w Patelni? To jest jezioro nad dawnym kolejowym wiaduktem. Idziemy wszyscy, więc jak chcesz, to możesz przyłączyć się do nas - zaproponowała chłopcu Zosia.

Tomek odpowiedział:

- Zaraz skoczę do domu i się przebiorę. A gdzie się umawiamy?

- Chłopaki, pasuje wam pod kościołem? Mi i Zośce tak - zaproponowała Marysia.

- No jasne! Tomek, my po ciebie przyjdziemy za pół godziny - powiedział Darek.

Tomek poszedł do domu. Darek z Jackiem przebiegli przez pole, chociaż dobrze wiedzieli, że sąsiad znów będzie krzyczał, ale to nie było ważne, obydwaj bardzo się cieszyli z decyzji nowego kolegi. Dziewczynki mieszkały obok siebie i niedaleko Tomka, więc postanowiły przybyć pod jego dom o tej samej porze, co chłopcy. Wynikało, że żadne z nich nie będzie czekać pod kościołem. Idąc drogą Marysia i Zosia szeptały, żeby ich wredna sąsiadka Ilona nie usłyszała.

- Fajny jest ten Tomek, nie? - zapytała Zosia.

- No, bardzo miło z jego strony, że jedzie z nami. Widzę kochana, że ci się nasz nowy kolega bardzo spodobał. Czyżbyś poczuła coś do niego? No, no. Pamiętaj, że ja zawsze będę twoją przyjaciółką i nie zamierzam go podrywać. Wiesz dobrze, że mi się Darek podoba - powiedziała przyjaciółka

- Ej, to nieprawda. No chociaż, a zresztą na razie go nawet dobrze nie znam, więc nic nie mogę powiedzieć. A w zakochanie od pierwszego wejrzenia nie wierzę – powiedziała zarumieniona dziewczynka.

Wreszcie doszły do domu i poszły szybko się przygotować.15 minut później cała czwórka stała pod domem Tomka i czekała na niego. Chłopiec wyszedł i poszli nad jezioro.

Całej piątce miło minął ten dzień. Późnym wieczorem, podczas kolacji, na której nie było pana Malinowskiego, ponieważ zwoził zboże, pani Malinowska zagadnęła;

- Widzę Tomku, że zawarłeś nowe przyjaźnie i bardzo dobrze trafiłeś. Darek i Jacek tylko w wakacje tak szaleją, a zobaczysz, co będzie we wrześniu - cały czas będą pomagać w gospodarstwie. To porządni chłopcy. Odkąd ich tata miał wypadek na koniu i ma problemy z kręgosłupem, oni bardzo dojrzali.

- Nie wiedziałem o tym, ciociu. Oni za tydzień jadą na biwak nad jezioro Krzywa Kuta na wyspę, będę mógł jechać z nimi?

- No jasne!

Nazajutrz Tomek podzielił się z przyjaciółmi tą nowiną. Byli bardzo ucieszeni. Następny tydzień zajęty był przygotowaniami do biwaku, chodzeniem na plażę oraz zbieraniem truskawek i poziomek.

I w końcu nadszedł ten wymarzony dzień, dzień wyjazdu na biwak! Pan Malinowski obiecał dzieciom, że zawiezie je bryczką nad jezioro i przywiezie im łódkę. A dalej będą już musiały sobie same poradzić.

Gdy nazajutrz wszyscy dotarli na miejsce, zapakowali rzeczy na łódź i dopłynęli do wyspy. Była ona zacieniona i pełna uroku. Rozbili namioty pod wielkim dębem i dopiero wtedy usłyszeli obce głosy. Jeden mówił do drugiego:

- I co zrobimy, tu nic nie ma. Skarb miał być zakopany 20 kroków od dębu na zachód, a tu tylko jakaś butelka z papierem. Wyrzućmy to i zwiewajmy, dopóki tu nikogo nie ma.

- No, ale szef będzie niezadowolony. Zwiewamy i nie pokazujmy mu się na oczy. To najlepsze wyjście – powiedział drugi głos.

Przyjaciele schowali się w dołku za drzewem i poczekali aż nieznajomi odpłyną z wyspy. Gdy mieli już pewność, że są sami, wyszli z kryjówki i wszyscy naraz rzucili się do wyrzuconej przez tamtych butelki. Pierwszy dopadł ją Tomek.

Wyjął kartkę z jej wnętrza i odczytał głośno to, co było na niej napisane:

„Skarb jest ukryty w miejscowości, w której jest XVI wieczny kościół. Naprzeciwko niego płynie rzeka. Za tą rzeką stoi budynek, w sadzie obok niego schowany jest w skrzyni wielki majątek. Szukać go należy pod drzewem, z którego owoców robi się pyszne powidła i kompoty’’. Na dole widniała data: 25 lipca 1850.

Każde z dzieci od razu zrozumiało, o jakie miejsce chodzi, lecz nikt nie mógł ze zdziwienia wykrztusić słowa. Pierwszy odezwał się Jacek:

- Przecież to chodzi o Kruklanki. U nas jest XVI wieczny kościół i rzeczywiście po drugiej stronie drogi płynie rzeka. A chodzi o podwórko państwa…

Tu nastąpiła pauza i dziewczynki chórem krzyknęły:

- MALINOWSKICH!!!

Tomek popatrzył na nich ze zdziwieniem. Wiedział, że państwo Malinowscy mieszkają w tym domu od niedawna:

- A kto wcześniej mieszkał w tym domu? Wygląda on na dworek i na pewno nie był to dom ludzi biednych.

Wtedy Darek, jakby sobie coś przypomniał, rzucił się na swój plecak i wyjął z niego bardzo pogniecioną fotografię. Pokazywał ją wszystkim, mówiąc:

- To są państwo, którzy mieszkali w dworku przed państwem Malinowskich. To pani Barbara Morawska i jej mąż Jarosław. Byli nieszczególnie bogaci, ponieważ popadli w problemy finansowe, ale przyjmowali na nocleg gości, żeby zarobić trochę. Może to jeden z nich zakopał tam skarb? Spójrz, czy jest tam jakiś podpis? Tomek obejrzał dokładnie list:

- Tu jest napisane: „Eugeniusz Krasnopolski”. Wiecie może coś o tym panu?

- Ja wiem, dziadek często mi o nim opowiadał. Mówił, że był to człowiek bardzo bogaty, ale i sympatyczny, i szczodry. To na pewno on zakopał skarb, aby odnaleźli go państwo Morawscy i przestali mieć problemy finansowe. Nawet domyślam się, czemu list zakopany jest tutaj. I myślę, że wy też to wiecie - powiedziała Marysia.

Dalsza część wieczoru spędzonego na wyspie upłynęła bardzo przyjemnie: palili ognisko, przy którym piekli kiełbaski oraz opowiadali różne ciekawe historie.

Następnego dnia przypłynęła łódka nieznajomych. Dzieci w tym czasie kąpały się po drugiej stronie wyspy. Tym razem przybyło trzech ludzi. Szukali zaginionej butelki, lecz jej nie znaleźli.

Po powrocie do obozu, przyjaciele znaleźli go w okropnym stanie. Wszystkie rzeczy leżały porozrzucane wokół namiotów, niektóre z nich były zniszczone. Przerażone dzieci szybko wszystko zebrały i odpłynęły z miejsca zdarzenia. Wracających drogą przez las przyjaciół spotkał znajomy leśniczy, zabrał ich i odwiózł bryczką do domu. Po rozpakowaniu rzeczy, dzieci spotkały się w sadzie u Tomka. Zaprosiły państwa Malinowskich i opowiedziały im pokrótce historię, która wydarzyła się na wyspie oraz pokazały list i zdjęcie. Pani Malinowska powiedziała:

- Dzieci, jest już późno i powinniście się teraz położyć spać. Poszukiwania skarbu zaczniecie jutro! A teraz chodźcie jeszcze na chwilkę do mnie, zjecie sobie świeżego placka ze śliwkami i napijecie się kompotu.

Zadowoleni z zaproszenia przyjaciele pobiegli szybko do domu na smakowity deser.

Nazajutrz cała piątka wstała bardzo wcześnie nie mogąc się doczekać rozpoczęcia poszukiwań. O umówionej porze spotkała się w ogrodzie Malinowskich. Wszyscy zastanawiali się, od czego zacząć poszukiwania. Jeszcze raz dokładnie przeczytali list i obejrzeli stare zdjęcia, które Darek przyniósł z domu. Zaintrygowało ich to, że na każdym z nich, gdzie byli państwo Morawscy z panem Eugeniuszem, było robione pod jednym i tym samym drzewem. Była to stara śliwa, pod którą właśnie siedzieli. Ustalili, że kopać będą wokoło niej. Po dwóch godzinach poszukiwań Tomek uderzył w coś metalowego. Wszyscy rzucili się na skrzynię. Nie mogli jej sami otworzyć, więc zawołali pana Malinowskiego i poprosili o pomoc. Mężczyzna, który do tej pory nie traktował tego poważnie, przybiegł bardzo zaskoczony wynikiem poszukiwań. Zawołał także żonę. Gdy przepiłował kłódkę, oczom wszystkich ukazał się skarb - między starymi książkami leżały złote monety, szlachetne kamienie i inna drogocenna biżuteria.

Dwa tygodnie później skarb był rozdysponowany. Książki zostały przekazane do biblioteki narodowej, były to bowiem bardzo cenne rękopisy znanych autorów. Biżuteria i kamienie trafiły do muzeów. W zamian za to ich odkrywcy dostali wysoką nagrodę, którą sprawiedliwie podzielili. Każde z przyjaciół dostało też na pamiątkę złotą monetę.

Dalsza część wakacji upłynęła Tomkowi spokojnie i wesoło, ale niestety, nadszedł czas pożegnania. W dzień swego odjazdu dał Zosi bukiecik stokrotek i delikatnie pocałował ją w policzek z obietnicą spotkania w Warszawie. Następnie pożegnał się z pozostałymi przyjaciółmi, przyrzekając, że zobaczą się w następne wakacje. Uściskał mocno ciocię i wujka, podziękował im za gościnę i ruszył z tatą w drogę do domu. Odjeżdżając, ściskał mocno w dłoni złotą monetę zawieszoną na szyi i marzył o przygodach w następnym roku.

◄cofnij    ▲do góry