Anita Romulewicz

Emilia Sukertowa-Biedrawina – mazurskie sny i rzeczywistość

Na przełomie XIX i XX w. żyła kobieta niezwykła, która, choć nie pochodziła z Mazur, całe swoje życie związała z mieszkańcami tej ziemi. A trzeba dodać, że na kanwie jej bogatych osobistych doświadczeń można by stworzyć wyjątkowo ciekawą powieść. Skąd zatem u osoby spoza Mazur takie zaangażowanie? Co ją zbliżyło do sprawy mazurskiej?

Żeby docenić to zaangażowanie trzeba poznać jej pochodzenie. Urodziła się w 1887 r. pod Warszawą, w niemieckiej, ale mocno spolonizowanej rodzinie zamożnych fabrykantów. Dzieciństwo spędziła w Łodzi. To właśnie warunki, w jakich dorastała, pozwoliły na pielęgnowanie zainteresowań, które w przyszłości stały się aktywnie rozwijanymi pasjami (czasem zbyt aktywnie jak na ówczesne normy obyczajowe odnoszące się do młodych dam). Już w 1905 r. dała się poznać jako aktywistka, która w Warszawie zainicjowała strajk szkolny. Wcześnie rozpoczęła też działalność społeczną. Będąc wychowanką gimnazjum rosyjskiego mającą wyjątkowo dobre wyniki w nauce, organizowała tajne nauczanie, szkółkę dla dzieci robotników, ryzykując tym samym zesłanie na Syberię. Angażowała się również w ruch feministyczny. Próbowała przy tym swoich sił w sztuce pisarskiej. Opisywała m.in. legendy z Doliny Prądnika, Ojcowa czy Pieskowej Skały, które samodzielnie zbierała podczas wędrówek krajoznawczych w okolicach Krakowa. Pasja turystyczna i folklorystyczna z czasem zaowocowała działalnością w Towarzystwie Krajoznawczym, a w dalszej przyszłości – ochroną mazurskiego dziedzictwa.

W życiu młodej Emilii Zachert, kobiety zdolnej, o nieprzeciętnej aktywności, prawdopodobnie jedno wydarzenie zadecydowało, że całą swoją energię skierowała właśnie w stronę odległych wówczas Mazur. Działając w warszawskim Towarzystwie Opieki nad Ofiarami Wojny, poznała pierwszego w swoim życiu Mazura – człowieka skazanego na zesłanie, którego los tak ją poruszył, że postanowiła szerzej zainteresować się sprawą jego rodaków. Od tej pory stała się nieoficjalną ambasadorką Mazurów w Warszawie.

Ich tragiczna sytuacja sprawiła, że w 1919 r. w stolicy zawiązane zostało Zrzeszenie Plebiscytowe Ewangelików Polaków (Komitet Mazurski). Emilia Sukertowa (po mężu Stanisławie), nie zważając na niezadowolenie rodziny oraz trudy pracy, bez reszty włączyła się w ruch przedplebiscytowy. Jej celem stało się uświadamianie Mazurom ich polskich korzeni oraz zachęta do głosowania za Polską. Podjęła się m.in. organizacji kursów dla agitatorów plebiscytowych oraz opieki nad wycieczkami do Polski. Ubolewała przy tym nad niezrozumieniem ze strony Polaków skomplikowanej sytuacji Mazurów, spraw religijnych, narodowościowych, czy choćby braku delikatności w kwestiach ich lokalnych zwyczajów i obyczajów. Napisała wówczas odezwę do Mazurów-ewangelików zatytułowaną „Bracia Mazurzy”, którą opublikowano najpierw na ulotkach, a następnie wydrukowano na łamach szczycieńskiego „Mazura”. W niej to podkreślała bogactwo kulturowe Mazurów i ich historyczne zakorzenienie w tradycji polskiej, a także wyjątkowość lokalnych tradycji, w tym „gadki” mazurskiej. Bardzo przeżyła niepomyślne wyniki plebiscytu, jednak nie zrezygnowała z realizacji marzenia o polskich Mazurach.

W 1919 r. Kongres Wersalski przyznał Polsce bez plebiscytu część ziemi działdowskiej. Tu na 24 tysiące mieszkańców, 18 tysięcy stanowili Mazurzy protestanci, mówiący gwarą i jednocześnie nieuświadomieni narodowo. Dla Emilii Sukertowej stali się oni szczególnym środowiskiem, o które należało zadbać, poprzez pracę repolonizacyjną, a także zbudowanie postaw do dalszej pracy naukowo-badawczej. Jej wytężona działalność przez kolejne dekady przebiegała dwukierunkowo. Po pierwsze, starała się propagować wiedzę o Mazurach zarówno w stolicy jak i innych miastach w Polsce. Najważniejsze wówczas było zwrócenie uwagi na zaogniającą się sytuację ludności autochtonicznej Prus Wschodnich i wsparcie jej w trudnych czasach. Po drugie, nieprzerwanie prowadziła edukację narodową Mazurów, wpajała im poczucie polskości.

Najbardziej intensywny a jednocześnie niezwykle owocny czas dla Emilii Sukertowej to lata 20-te XX w. Jako członek Zrzeszenia Ewangelików Polaków skoncentrowała się ona na repolonizacji Mazurów działdowskich, choć równocześnie dokładała wiele starań, aby efekty jej pracy promieniowały także poza kordon. Swoje marzenie o zachowaniu kultury mazurskiej i niesieniu pomocy ludności autochtonicznej, nie tylko Mazur, ale i Warmii, realizowała, udzielając się przede wszystkim na polu oświaty. W 1921 r. otrzymała oficjalną delegację do Działdowa, gdzie poświęciła się dokształcaniu nauczycieli polskich, jednocześnie organizując seminaria dla młodzieży mazurskiej, zapoznając Mazurów z Polską, jej kulturą i sztuką (wystawy), zdobywając polskie książki. Wspólnie z Józefem Biedrawą, miejscowym pedagogiem, późniejszym mężem, stali się nauczycielami, wychowawcami i promotorami wielu zdolnych młodych Mazurów oddanych sprawie polskiej, m.in. Karola i Roberta Małłków, Ernsta Kościańskiego, Jana Jagiełko-Jaegertala, Bohdana Wilamowskiego i Jerzego Burskiego, a w szczególności Hieronima Skurpskiego.

W 1927 r. otworzyła kurs rolniczo-gospodarczy dla dziewcząt mazurskich. Obok oficjalnego powodu powołania placówki, czyli nauki praktycznych umiejętności, odbywała się w niej nauka języka i historii polskiej. To wówczas pilotowała wycieczki z kursantkami do Polski, często za własne pieniądze. Pamięć o ówczesnej pracy edukacyjnej państwa Biedrawów pielęgnuje do dziś Zespół Szkół w Malinowie, kultywujący tradycje Państwowej Szkoły Rolniczej powołanej w 1931 r.

Zdając sobie sprawę z konieczności zapewnienia odpowiedniej bazy do dalszej edukacji zarówno dorosłych, jak i młodych, Emilia Sukertowa-Biedrawina podjęła się sama redakcji periodyków. Od 1923 r. wydawała w Warszawie „Gazetę Mazurską” przeznaczoną dla Mazurów z Działdowszczyzny oraz „Kalendarz dla Mazurów” rozpowszechniany na terenie Prus Wschodnich. Był to jej zdaniem niewielki odzew na szerokie potrzeby kulturalne i oświatowe polskich Mazurów. Nie przerażały jej trudności w dotarciu poza granice terenów niemieckich. Jedną z wypraw przypłaciła aresztowaniem w Dąbrównie w 1923 r. Jak mało kto zdawała sobie przy tym sprawę ze specyfiki środowiska, któremu z takim oddaniem się poświęciła. Studiowała sprawy mazurskie, dzięki czemu potrafiła dostrzec takie talenty jak poeta i pieśniarz ludowy, Michał Kajka. Wiedziała też, że Warmiacy potrafią czytać alfabet łaciński, zaś Mazurzy posługują się nadal frakturą „gotycką”, powinni mieć zatem publikacje przygotowane w odmienny sposób. Miała przy tym dar nawiązywania kontaktów z miejscową ludnością, dzięki czemu zebrała wiele cennych informacji, które zawarła później w opracowaniach książkowych o tematyce regionalnej. Ale nie tylko.

Dowodem jej niespożytej energii było założenie w 1927 r. w Działdowie Muzeum Mazurskiego. W nim to zgromadziła „skarby” regionalne, dla których w mieszkaniu brakowało już miejsca. Były to znalezione w chatach wiejskich stare druki polskie, kafle z napisami polskimi, ręczne tkaniny, stare monety, skamieliny, znaleziska archeologiczne, sprzęty domowe, ale i wiele zapisków oraz rysunków dotyczących sztuki Mazurów. Był to również efekt pracy seminarzystów z Koła Krajoznawczego, którzy zachęceni przez swoją opiekunkę spisywali wiersze i pieśni ludowe z melodiami, stare legendy i podania, bajki, baśnie, przysłowia, dokumentowali zabytkowe budownictwo mazurskie, opracowali szereg monografii wsi.

Niestety, zderzenie ponurej rzeczywistości lat 30-tych i 40-tych z ogromem pracy, jaki włożyła Emilia Sukertowa-Biedrawina w zachowanie mazurskiego dziedzictwa, było okrutne. W 1933 r. władze polskie, nie wykazując zrozumienia dla złożoności sytuacji narodowej i religijnej Mazurów, zdecydowały o likwidacji „Gazety Mazurskiej”. W 1939 r. odebrano redaktorce jej „Kalendarze”, wydając zakaz publikacji artykułów. Natomiast widmo II wojny światowej zmusiło ją do opuszczenia Działdowa i tak pieczołowicie budowanego Muzeum. Zniszczenia wojenne nie ominęły dorobku jej życia. Jako wdowa, w marcu 1945 r. powróciła do Działdowa, by przekonać się, że z muzealiów nie zostało niemal nic. Część najcenniejszych zbiorów wywiezionych do Warszawy (w tym listy od Michała Kajki) zginęły w powstaniu warszawskim, zaś pozostawione na miejscu dobra zniszczyli hitlerowcy.

Jednak niezłomność i wielka siła, jaka towarzyszyła jej w pracy od wielu lat, i tym razem nie pozwoliła porzucić troski o „ukochanych Mazurów”. Poczucie wielkiej straty utwierdziło ją jedynie w przekonaniu, że konieczna jest tym bardziej wytężona praca. Po osiedleniu się w czerwcu 1945 r. w polskim już Olsztynie postawiła sobie dwa nowe cele: organizację podstaw życia naukowego na Warmii i Mazurach oraz ratowanie wszelkich cennych zbiorów, w tym dokumentów zaświadczających o polskości Warmii i Mazur. Już po miesiącu podjęła pracę sekretarza i kierownika nowopowstałego Instytutu Mazurskiego, w którym założyła bibliotekę. Wykazała się przy tym wielką wiedzą, pomysłowością, a i determinacją. By ochronić spuściznę mazurską i opracować ją naukowo, ratowała cenne dzieła, rękopisy, niemieckie książki naukowe, znajdujące się nie tylko w bibliotekach, plebaniach ewangelickich czy rozproszonych zbiorach prywatnych, ale niekiedy wręcz w śmieciach czy błocie.

Nie zrezygnowała przy tym z pracy redakcyjnej. Wznowiła wydawanie „Kalendarzy dla Mazurów”. Aby popularyzować wiedzę o Mazurach i Warmiakach wśród ludności napływowej opracowywała „Komunikaty Działu Informacji Naukowej”. Jako pierwsza spisała bibliografie regionalne (wydane jako odbitki „Komunikatów Mazursko-Warmińskich”), organizowała wystawy problemowe (z Tadeuszem Grygierem).

W swoim środowisku zasłynęła jako tytan pracy, któremu szkoda było czasu na urlop. Swojej misji oddana była tak bardzo, że do chwili, kiedy pozwalał na to stan zdrowia, opracowywała nieprzerwanie publikacje naukowe i popularnonaukowe. Napisała około 1800 artykułów naukowych, z czego 95% dotyczyło właśnie Mazur i Mazurów, a także Warmii – ich historii, literatury, obyczajów, legend, pieśni. Szczególnie dużo uwagi poświęciła literaturze ewangelickiej (badała kancjonały, biblie, postylle), dziejom ziemi działdowskiej oraz wielkim osobowościom regionu (np. Gizewiuszowi, Wasiańskiemu, Kajce, Lince). I chociaż w latach 50-tych XX w., w obliczu groźby likwidacji jej „nowego domu”, jakim stał się Instytut Mazurski, już jako wiekowa dama nie poddała się. Wierzyła, że dzięki jej wieloletniej pracy zachowana zostanie pamięć o dawnej Warmii i Mazurach. Obecnie wiele z ocalonych przez nią zbiorów, a także publikacje i pamiątki, przechowywane są w olsztyńskim Ośrodku Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego. Zmarła w 1970 r. w Olsztynie Pochowana została w alei zasłużonych. Pamięć o Emilii Sukertowej-Biedrawinie pielęgnuje dziś Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie, której ona patronuje.

* Prezentowany tekst powstał na podstawie referatu wygłoszonego 28 września 2011 r. w Krutyni podczas Rozmów Mazurskich – seminarium Stowarzyszenia Mazurskiego.

Powrót