Anita Romulewicz [AR]: Jest Pan autorem licznych publikacji dla dorosłych, m.in. felietonów i opowiadań. Czy wcześniej tworzył Pan dla młodszych czytelników?
Marek Samselski [MS]: Tak, współpracowałem z pismem dla dzieci „Hokus Pokus”. Miałem w nim kilka „swoich” stron, na których umieszczałem zagadki, rebusy, krzyżówki, zabawy logiczne dla najmłodszych czytelników. Przed oddaniem do druku, sprawdzałem z pierwszoklasistami, czy zadania są interesujące i czy nie za łatwe, albo za trudne.
AR: Proszę przybliżyć nam proces powstawania utworów do książki, która ma dwóch autorów. Pracujecie Państwo wspólnie nad każdym utworem, czy też „Baju baj patataj” jest zbiorem twórczości dwóch niezależnych artystów?
MS: Część z bajek, które znalazły się w książce, zaprezentowane zostały w świetnym wykonaniu Piotra Fronczewskiego, na płycie,. Kilka z tekstów aktor zaśpiewał z towarzyszeniem zespołu „Iwan i Delfin”. Utwory te pisałem na specjalne zamówienie. Kiedy termin oddania prac zbliżał się nieubłaganie, do akcji wkroczyła moja żona, mobilizując mnie tekstami bajek, które sama pisała. Szybko okazało się, że potrafimy tworzyć razem i powstały bajki pisane wspólnie.
AR: Czy postaci występujące w wierszach, np. dziadek Władek mają swoje pierwowzory, czy są to postacie czysto fikcyjne?
MS: Dziadek Władek był moim ukochanym dziadkiem i tekst, który na potrzeby płyty przekształciłem w piosenkę, napisałem wspominając swojego dziadka Władysława. W jednej z bajek występuje Filipek, którego pierwowzorem jest synek mojego przyjaciela. Z kolei Maciuś lubiący słodycze też ma swój pierwowzór, tylko imię nosi trochę inne.
Czasem przychodzi potrzeba napisania o osobie, która jest bliska albo po prostu inspirująca.
AR: Nie ukrywam, że po przeczytaniu tego tomiku nasunęły mi się skojarzenia z twórczością Tuwima i Brzechwy, np. w warstwie tematycznej – bohaterami są prozaiczne przedmioty, mamy tu również specyficzny obraz dorosłego w utworze dla dziecka. Ale przede wszystkim łączy tę twórczość poczucie humoru. Proszę powiedzieć o swoich lekturach z dzieciństwa i czy miały one wpływ na kształt Pańskich utworów.
MS: Tak, od dziecka uwielbiałem bajki Tuwima i Brzechwy, a co ciekawe powiedziano nam, że bajki przeznaczone na płytę mają być „z półki Brzechwy”. Tak, bardzo sobie cenię poczucie humoru w bajkach, zresztą nie tylko w bajkach.
Pamiętam lektury z dzieciństwa, „Dzieci z Bullerbyn”, serię przygód Tomka Wilmowskiego, doktora Dolittle. Książki, zdaje się, do tej pory chętnie czytane.
AR: Kto jest pierwszym czytelnikiem Pana wierszy i czy jest bardzo surowym krytykiem?
MS: Rodzina – żona i dzieci. Szczególnie surowym krytykiem jest mój synek Piotruś, zresztą Oliwka też potrafi celnie i krytycznie ocenić. Piotruś ma sześć lat, Oliwka pięć. Dzieci potrafią być w swoich ocenach szczere do bólu.
AR: Autorem zbiorku „Baju baj...” jest także Pani Sylwia, która z zawodu jest logopedą, na co dzień wykorzystującym w swojej pracy wierszowane utwory. Czy o Państwa wspólnej twórczości można powiedzieć, że pełni funkcję terapeutyczną?
MS: Moja żona pracuje jako neurologopedia w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Do pracy z dziećmi używa tekstów bajek zaklasyfikowanych jako terapeutyczne. Pracuje w zespole, wspólnie z pedagogami i psychologami. Konsultuje z nimi też nasze teksty i ocenione jako pełniące funkcję terapeutyczną wykorzystuje do pracy z dziećmi.
AR: Na naszym regionalnym rynku wydawniczym ukazuje się niewiele książek dla najmłodszych, szczególnie poezji. Czy planują Państwo wydanie kolejnych wierszy dla dzieci?
MS: Powoli powstaje nowy zbiorek bajek i zagadek, wspólnie przez nas pisany. Jeśli znajdzie się wydawca, to jesteśmy otwarci.
AR: Jest Pani doświadczonym plastykiem, rozwijającym się głównie w technice batiku. Brała też Pani udział w powstawaniu książki dla dzieci, np. „Przygody Tomka na Warmii i Mazurach”. Proszę opowiedzieć o technikach wykorzystywanych podczas prac nad tymi książkami. Są one bardzo różne. Dlaczego?
Iwona Bolińska-Walendzik [IBW]: Obie książki bardzo się różnią. Książka „Baju baj patataj” jest przeznaczona dla dzieci młodszych, „Przygody Tomka na Warmii i Mazurach” skierowana jest i zresztą napisana przez dzieci starsze, młodzież. Stąd różne traktowanie odbiorcy. W pierwszej książce dominują duże kolorowe ilustracje, w drugiej są one stonowane, bardziej rysunkowe, z przewijającym się ciągle głównym bohaterem Tomkiem.
W obu książkach stosowałam kolaż – trochę rysunku, część przetworzonych komputerowo zdjęć.
AR: Ilustracje do wierszy z tomiku „Baju baj...” zwracają uwagę wyraźnym doborem zaledwie kilku elementów występujących w danym utworze. Na czym polega ten zabieg?
IBW: Bohaterami moich ilustracji są przedmioty, które występują w bajkach. Rzeczy są wyolbrzymione, nie mówią wprost o tym, co się dzieje w bajkach. Dodatkowo pojawiają się w ilustracjach słowa klucze, tak jak w bajce „Melon i melonik” słowo „intruz”. Wszystko po to by zainteresować dziecko, żeby przeczytało, zapamiętało bajkę...
AR: Czy z tego samego powodu część wierszy nie posiada ilustracji?
IBW: Brak ilustracji wynikał raczej ze względów technicznych, ograniczeń objętości wydawnictwa. Ale jest to przy okazji miejsce, które może wypełnić wyobraźnia dziecka...
AR: Które z ilustracji sprawiły najwięcej problemów, a które były najłatwiejsze?
IBW: Bajki Państwa Samselskich są bardzo plastyczne, więc praktycznie po jednorazowym przeczytaniu od razu miałam jakiś pomysł na ilustrację. Najprzyjemniej, najszybciej powstał obrazek do wiersza „Kalosze na spacerze”, wielkie czerwone kalosze w białe grochy... Również, ciekawie mi się pracowało nad „Przygodami Tymka i Szymka” – wyszukiwanie przedmiotów, które chłopcy zabrali ze sobą na polowanie na duchy, przypomniało mi moje dzieciństwo.
AR: Na koniec intrygujące nas pytanie – dlaczego baj nie ma twarzy?
IBW: Baj to postać zagadkowa, nie mogłam go przedstawić wprost, to przecież czarodziej, który dzisiaj jest kimś zupełnie innym, niż będzie jutro. Może się wcielić w każdego bohatera, stąd pozostawiłam go anonimowym, zakrywając go prawie całego peleryną i czarodziejską czapką, doklejając mu wielkie wąsy, hi, hi...