Łucja Ciesielska

 

Moje życie z … nie, nie z Marlonem Brando, ale … z Bibwebem

 

8.11.2004
Wreszcie do pracy po jesiennym, miesięcznym urlopie spędzonym w Sanatorium. Po renowacji, acz osłabiona fizycznie wracam. No proszę. Wszystkie koleżanki już w Bibwebie, a ja co? Nie mam hasła. Zostało wysłane 2 listopada i gdzieś zaginęło na trasie Warszawa-Olsztyn-Gołdap.

9.11.2004
To dzień oficjalnego rozpoczęcia kursu. Zalogowałam się i "...wyszłam, ponieważ nie miałam czasu. Ale jest dobrze - pomyślałam - to działa. Przyłożę się do Bibweba w domu. W domu jak to w domu. Uwiodło mnie "Kino Konesera".

11.11.2004
Dzień wolny od pracy. Uczcijmy więc święto rzetelną pracą nad sobą ku chwale… Komputer włączony, kot na kolanach. Dokładnie przyglądam się stronie (układ, ikonki...). Zapoznaję się ze spisem treści, zaglądam do ćwiczeń. Staram się dowiedzieć, co mnie czeka w tej wędrówce po wirtualnych ścieżkach. Wygląda na to, że plug-ingi pod nogi.

12-15.11.2004
"Przerobiłam" pierwszy zestaw - 100% punktów dla mnie. No, nie wiem. I nie wiem, dlaczego mam takie wrażenie, że nie jestem administratorem czy informatykiem. Być może dlatego, że zostałam przywalona tak dużą ilością pojęć i terminów, które powinnam wkuć na pamięć, że i miłorząb nie pomoże. Co tu robić? Po pierwsze mogę zwrócić się do Trybunału Obrony Praw Człowieka z zapytaniem czy, osoby nie rozumiejące, jak działa giełda i internet (a umiejące np. odnaleźć artykuł o położnictwie w języku niemieckim), mają prawo do życia w tym... świecie. Mogę również spróbować nauczyć się, ponieważ dobre dziewczynki idą do nieba. Może w ten sposób. Był więc oczytany tekstowymi plikami PDF akrobata niejaki Acrobat Reader, który miał dzieci sporo. Synek Flash błyskawicznie animował Animki, a prawdziwy odtwarzacz Real Player był specem od plików wideo i audio. Shockwave, jak uderzająca fala przewalał multimedia, a szybki czas Quick Time za wideo biegał. Jakiż pożytek z tych bystrych wtyczek? Plug-ingi rozszerzają HTML.

22.11.2004
Pracuję rano. Po wykonaniu najpotrzebniejszych prac zasiądę do Bibweba! Wchodzę i… strona nieczynna. Później w Wiadomościach spotkałam informację o krótkotrwałej przerwie.

25.11.2004
Barometr poszedł w górę o 200%. Oby tak dalej. Jest północ, do pracy na siódmą - czas kończyć.

12.12.2004
W pierwszych słowach mego listu… Czy ktoś uwierzy, że dopiero po tak długim czasie, planuję otworzyć Bibweba? Nie sposób, ale trzeba. Nie, nie myślcie, że przez ten czas nie dotykałam komputera, a moje paluszki nie biegały po klawiaturce. Korzystałam. Czytałam materiały z konferencji, nanosiłam uwagi i przemyślenia, walcząc z Wordem pisałam materiały do "Bibliotekarza", w domu do późna w nocy wędrowałam po wirtualnych księgarniach w poszukiwaniu dobrych książek (bowiem jest dotacja) no, i oczywiście udostępniałam w godzinach od 11 do 19. Do tego imieninowe spotkania, przygotowania do przyjazdu syna po półrocznej nieobecności i święta tuż, tuż. Może ja jakaś niezorganizowana jestem, czy co? Niemniej w sprawie Bibweba - RIPLEY - trzeba wszystko powtórzyć, bo się zapomniało. Chyba praktykuję metodę nauki z tych chińskich… cierpliwość, cierpliwość... Popisałam sobie i wystarczy. Może pojutrze uda mi się zalogować?

17.12.2004
Niesystematycznych zapisków z wirtualnego kursu dla bibliotekarzy w wydaniu realnej bibliotekarki ciąg dalszy. Mamy 17 grudnia. Jestem od dwóch dni na urlopie. Wczoraj do 2 w nocy pisałam plan pracy na 2005 rok, a dzisiaj od dwóch godzin buszuję po Bibwebie. Jest północ. Za sobą mam parę ćwiczeń, barometr poszedł w górę. Najwięcej czasu poświęciłam na czynność: edycja - kopiuj - edycja - wklej, pastwiąc się nad adresami stron www. To misie lubią najbardziej. Wydrukowałam również zadania i będę je realizowała… później oczywiście. Dużo adresów jest mi znajomych, ale są i takie, do których z ciekawością zajrzę i na pewno zapiszę w naszej podręcznej bazie adresów internetowych, aby wykorzystać je w późniejszej pracy. Są przecież czytelnicy (nawet młodzi), którzy nie radzą sobie z komputerem i katalogiem komputerowym, a co dopiero z wyszukiwaniem informacji w Internecie. Tak więc pozytywnie podbudowana wydrukowałam część adresów i porad o wyszukiwaniu i będę je na razie zgłębiała raczej teoretycznie, albowiem "wylatuję" z komputera na czas powrotu syna.
Zawaliłam częściowo ćwiczenia tyczące sprzętu i oprogramowania - nie zacytuję z "Rejsu" pytania są tendencyjne - ale są (dla mnie) mało wyraziste i co się naklikałam, to moje, a wynik mierny. Wreszcie trafiony-zatopiony. Ja i drukarka - wysiadamy.
No, no, no, już jesteśmy w roku 2005. Działo się, oj działo. Święta. W przerwie między świętami dopełniłam Barometr, a tym samym zrobiłam ćwiczenia. Walczyłam jak lew ze swymi skłonnościami do czytania, ale naprawdę nie mogłam nie przeczytać najnowszych książek Janusza Głowackiego i Wojciecha Kuczoka, ponieważ miałam je pożyczone od znajomych. Trudno, może nie jestem najpilniejszą uczennicą, ale poza kursem też dzieją się ważne wydarzenia, o których bibliotekarz wiedzieć powinien. Szczerze - jestem trochę zmęczona tymi wyborami: książka czy komputer, komputer czy "Żurek" (oczywiście, że film).

2.01.2005
Przeglądam słowniczek, żeby przypomnieć sobie materiał i nieśmiało zaglądam do testu. Nie jest źle. Godzina 23 i chyba jestem zmęczona. Boję się zaznaczać odpowiedzi. Raz jeszcze wszystko przemyślę. Może w nadchodzącym tygodniu, jak uporam się ze statystyką roczną. Zobaczymy. Teraz dla relaksu pobuszuję po stronach podanych przez autorów kursu.

10.01.2005
Wielki dzień. Dzisiaj mam tzw. dewolaja (DW - dzień wolny za pracę w sobotę) i postanawiam ostatecznie zmierzyć się z testem. Udało się wszystkie odpowiedzi poprawne!

Morały i uwagi po ukończeniu I Modułu:

Do zobaczenia. A póki co, idę oglądać "Rękopis znaleziony w Saragossie".

 

cofnij