Andrzej Marcinkiewicz

 

"Przeżyć życie pożytecznie i uczciwie..."

Z Romanem Ławrynowiczem, Dyrektorem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie rozmawiał Andrzej Marcinkiewicz

 

Wraz z Rodzicami mieszkałeś w niewielkiej wiosce koło Dobrego Miasta. Jaka była droga wiejskiego chłopca do wiedzy a potem eksponowanych przecież stanowisk w wojewódzkim mieście i ugruntowanej, liczącej się w skali kraju pozycji zawodowej?

Jeszcze wcześniej mieszkałem w rodzinnym zaścianku koło Wilna. Gdy w lutym 1946 roku przyjechaliśmy na Warmię, miałem dziewięć i pół roku i edukację domową za sobą. Od 13. roku życia przebywałem poza domem rodzinnym. Mieszkałem i uczyłem się kolejno w Gdyni, Lidzbarku Warmińskim, Olsztynie, Gdańsku, a od 1959 roku mieszkam stale w Olsztynie.

Droga każdego dziecka, które osiąga coś znaczącego w życiu, jest taka sama - trochę w genach od przodków, trochę z domu rodzinnego, ale przede wszystkim nauka i praca. Tylko warunki i jakość tej pracy bywają inne. Dzieci królewskie uczyły się, bywało, po 16 godzin na dobę. Ja tyle nie pracowałem i żałuję tego. Nie miałem warunków do tak intensywnej pracy ani w internacie, ani później w akademikach. Zacząłem naukę szkolną w wieku prawie 10 lat, skończyłem w 22 roku życia. Lata pięćdziesiąte, na które przypadł czas nauki, to okres dużych trudności materialnych Państwa i obywateli. Ale bieda uczyła uporu, wytrwałości w wysiłku, samodzielności, skromności, pokory. Nigdy jednak nie czułem się kopciuszkiem, byłem wśród takich samych. Wszyscy chyba mieliśmy poczucie równości. W tamtych czasach nikt nie zamykał się w pancernych limuzynach, nie chował się za plecami ochroniarzy, ani za ogrodzeniem z kamerami i alarmami.

Bibliotekarzem zostałeś dość późno jak przebiegała Twoja wcześniejsza praca zawodowa?

Pracodawców zmieniałem 5 razy, obszary zainteresowań 4 razy, zawód 3 razy, a więc dosyć nowocześnie. Bezpośrednio po studiach pracowałem jako nauczyciel języka polskiego w olsztyńskich szkołach. Najdłużej etatowo związany byłem z Technikum Handlowym, mieszczącym się wówczas przy ul. Jagiellońskiej. Dodatkowo próbowałem też sił w innych dziedzinach; między innymi pracowałem dorywczo w Rozgłośni Polskiego Radia w Olsztynie. Chociaż pokus i możliwości miałem wiele, wynagrodzenie było skromne, a praca polonisty nie była łatwa, pozostawałem wierny nauczycielstwu uzupełniając budżet dodatkowymi zarobkami. Pracowałem dodatkowo w Liceum Ogólnokształcącym nr 1, Technikum Ekonomicznym i Odzieżowym CZSP, Studium Nauczycielskim w Ostródzie. Praca ta wówczas dawała wiele satysfakcji. Dała też trzy razy bezgłos, czyli chorobę strun głosowych i, mimo wysiłków, nie dała wystarczających środków do życia. Ta sytuacja, czyli bieda, była powodem zmiany pracy. W 1968 roku przeszedłem do Wojewódzkiego Zarządu Kin i otrzymałem prawie dwukrotnie wyższe pobory niż w szkole. Pozostając na etacie WZKin, oddelegowany zostałem do pracy w Wydziale Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej. Ten stan trwał do 1975 roku. Zajmowałem się kinematografią i filmem. Film stał się moją pasją. Zresztą kto z młodych wówczas, w czasach kiedy nie było powszechności dostępu do telewizji, nie było video, telefonów komórkowych i innych dobrodziejstw technicznych, nie interesował się filmem. Był to okres powstawania i aktywnej działalności dyskusyjnych klubów filmowych, kin studyjnych, amatorskiej twórczości filmowej, festiwali i różnorodnych działań związanych z filmem. Powiem nieskromnie, że byłem inicjatorem i realizatorem wielu z nich.

Po reformie administracyjnej kraju kinematografia została scentralizowana. Mnie zatrzymano w Wydziale Kultury, gdzie zajmowałem się sprawami z zakresu upowszechniania kultury. Ale były to już trudne czasy, rozpoczął się bowiem proces ograniczania administracji przy zachowaniu centralistycznego zarządzania kulturą. Powodowało to nadmierne obciążanie pracowników. Kłopoty ekonomiczne państwa odbijały się też niekorzystnie na sytuacji kultury. W końcu lat 70 doszedł stres związany z okresem przemian, które doprowadziły do transformacji ustrojowej w naszym kraju. Do bibliotekarstwa trafiłem w 1982 roku. Początkowo wydawało mi się, że przejście do pracy w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej było wpłynięciem ze wzburzonego morza do spokojnej zatoki. Czas pokazał jak mylne to było odczucie. Na poziomie większej szczegółowości, okazało się, też są ogromne płaszczyzny działań, do tego powszechnie mniej znane.

Praca w Wydziale Kultury pozostawiła, oprócz wielu cennych kontaktów, szerokie spojrzenie na całe środowisko kulturalne miasta i regionu. Czy te kontakty, doświadczenia i wiedza wpłynęły w jakiś sposób na Twoją wizję pracy Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej?

Każda specjalność lekarska wymaga mozolnego zgłębiania wiedzy o całym organizmie ludzkim. Życie społeczne to też bardzo skomplikowany organizm i nie można wziąć na siebie zadań, a tym bardziej odpowiedzialności w jakiejkolwiek dziedzinie bez rzetelnej znajomości szerokiego otoczenia i głębszych uwarunkowań pracy, którą się podejmuje, szczególnie wówczas, gdy polega ona na tworzeniu ważnych wartości społecznych. Nie jestem organicznikiem w wydaniu pozytywistycznym, ale dostrzegam w strukturach społecznych liczne międzydziedzinowe związki. Chciałbym, by ten zbyt długi może wstęp uświadomił, że znana mi była prawda następująca: pełnienie funkcji kierowniczej nie może być skuteczne bez szerokiej wiedzy ogólnej, a szczególnie tej bliskiej dziedzinowo. Do kierowania dużą i złożoną instytucją, jaką jest wojewódzka biblioteka publiczna, doświadczenia zdobyte w poprzedniej pracy były mi bardziej potrzebne niż wiedza bibliotekarska wyniesiona z Podyplomowego Studium Bibliotekoznawstwa. Chcę zastrzec, iż stwierdzeniem tym w najmniejszym stopniu nie neguję wartości wiedzy fachowej.

Kontaktów zdobytych podczas wcześniejszej pracy raczej nie wykorzystywałem, a już na pewno nie nadużywałem, natomiast wiedza i doświadczenie były wręcz niezbędne. Stanowiły bazę, na której budowałem nową wiedzę zdobywaną z lektury i obserwacji wynoszonych z kontaktów z bibliotekami krajowymi i zagranicznymi. Myślę głównie o nowej funkcji społecznej bibliotek publicznych i ich nowej jakości technicznej oraz organizacyjnej.

Należysz do pokolenia, które komputera musiało się "douczać" od młodszych a przecież pomimo to postawiłeś na komputeryzację znacznie wcześniej niż wielu Twoich kolegów w innych bibliotekach. Co było powodem tych decyzji?

Mógłbym na to pytanie odpowiedzieć bardzo krótko: powodem decyzji unowocześniania bibliotek była wiedza o trendach i doświadczeniach krajów wyprzedzających nas w rozwoju cywilizacyjnym. Powodem decyzji była też bieda, a głównie brak zakupu książek do bibliotek publicznych, co - widać to było gołym okiem - musiało doprowadzić w szybkim tempie do zagłady bibliotek tradycyjnych.

Prawda, że obsługi urządzenia technicznego zwanego komputerem przyszło mi uczyć się w starszym wieku, ale mojemu pokoleniu dane było poznać wiele nowych wynalazków, choćby takich jak: telefon komórkowy, kserokopiarka, faks, magnetowid, odbiorniki telewizyjne i wiele innych. Ja, poza tym, zanim nauczyłem się manualnie radzić z komputerem znacznie wcześniej poznałem filozofię i możliwości tego urządzenia, co na stanowisku, które zajmowałem, było ważniejsze i bardziej przydatne. Ale zdecydowanie lepiej mieć wiedzę jak najszerszą i kompletną w każdej dziedzinie. Przyznaję się, nauki było dużo, ale okazało się, że utrwaliłem w ten sposób nawyk stałego uczenia się, co w obecnych czasach, gdy życie wszystkich zmusza do ciągłego uzupełniania, poszerzania i aktualizowania wiedzy stało się umiejętnością bardzo cenną.

Budowa biblioteki w Starym Ratuszu w Olsztynie to oddzielna historia. Jakie refleksje wiążą się dziś z tym obiektem, co będziesz pamiętał jeszcze wiele lat a o czym chciałbyś zapomnieć już dzisiaj?

Modernizacja i remont Starego Ratusza to oddzielny rozdział w moim życiu zawodowym, swoista przygoda, cierpienie i radość. Podejmując się tego zadania wbrew wszystkiemu i wszystkim, nie wiedziałem, jak wielki ciężar biorę na barki i jak wiele niespodzianek mnie czeka. Nie można było spodziewać się, że mimo nabycia prawa własności do całego Starego Ratusza nie można będzie przez prawie trzy lata przerwać działalności niektórych znajdujących się tam instytucji, by rozpocząć prace remontowe. Nie można było w związku z tym przewidzieć, że w tym czasie w tak znacznym stopniu wyschną źródełka fundacji, że tak bardzo wzrośnie konkurencja starających się o środki pomocowe. Ale zawsze z przykrością wspominać będę Fundację Współpracy Polsko - Niemieckiej, która, mimo obietnic i trzykrotnych naszych wystąpień, nie dała ani grosza na remont zabytku, który jest pomnikiem współegzystencji dwóch narodów. Nie dano na zachowanie obiektu, który miał stać się siedzibą biblioteki, a więc skarbnicy wiedzy, pozwalającej budować porozumienie i likwidować wielowiekowe uprzedzenia.

Przemilczę inne wydarzenia i postacie, o których intensywnie zapominam. Z tych, dzięki którym to trudne przedsięwzięcie zostało zrealizowane, wymienić pragnę wojewodę ówczesnego Janusza Lorenza, dzięki któremu remont został rozpoczęty. Najświeższa pamięć nakazuje wymienić Macieja Klimczaka - wiceministra kultury i Piotra Białko - właściciela i dyrektora Firmy Konserwatorskiej, dzięki którym udało się pokonać spiętrzone kłopoty okresu prac finalnych. Z wdzięcznością wspominać będę wszystkich, którzy towarzyszyli mi i wspierali w codziennym trudzie. Miło mi, że krótką, ale intensywną pracą wniosłeś też swój wkład w dzieło ratowania ważnego zabytku. Nie podejmuję się wymieniać z imienia i nazwiska ludzi zasłużonych dla tej sprawy, bo jest ich wielu, a poza tym rodzi to nieporozumienia. W czasie inauguracji Roku Kulturalnego wymieniłem kilka nazwisk i usłyszałem później cierpkie uwagi, że ktoś nie w tym miejscu został wymieniony, a niektórych nie należało w ogóle wymieniać. Wszystkim, komu należało, podziękowałem.

Każdy z nas ma ludzi, którym bezpośrednio lub pośrednio coś zawdzięcza. Czy miałeś swoich "mistrzów", kto wywarł wpływ na Twój sposób myślenia, pracy, oceniania innych?

Miałem szczęście do ludzi i może dlatego żadna jedna gwiazda nie przyćmiła uroku wielu tak różnych osobowości, z którymi dane mi było zetknąć się. Doskonale pamiętam moich pierwszych nauczycieli; ich życzliwość, troskliwość i ofiarność w ociosywaniu powojennego przerośniętego pokolenia dzieci wojny. Pamiętam wspaniałych nauczycieli ze szkoły średniej, którzy często chcieli nauczyć mnie więcej niż ja chciałem. Nie dałem się zapędzić do chóru ani do orkiestry szkolnej, czego żałuję do dziś. Uciekłem do sportu, co miało wpływ na moje dalsze preferencje życiowe. Z czasów studiów pozostała mi pamięć wykładów i egzaminów u profesorów: Marii Janion, Andrzeja Bukowskiego, profesorów: Moronia, Głombiowskiego, Migonia. Duży wpływ na moją jakość zawodową mieli: prof. Jadwiga Kołodziejska i dr Jerzy Maj z Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej. W czasach mojej pracy urzędniczej wzorem dla mnie był prof. Marian Gotowiec, ówczesny przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej. Sądzę, że był to jeden z najbardziej zasłużonych dla naszego regionu ludzi.

Wzorcem niezmiennym na całe życie pozostaną rodzice. Oni wpoili mi zasady moralne, wierność którym pozwoliła mi z honorem przepracować 45 lat i przeżyć już......strach powiedzieć ile. To oni nauczyli szanować ludzi, kochać przyrodę, gardzić blichtrem i próżnością, a co najważniejsze nauczyli pracować. Pamięć rodziców jest ciągle jednym ze źródeł mojej siły duchowej.

Jesteś postrzegany przez otoczenie jako człowiek poważny i dość zasadniczy. Jaki rodzaj humoru Ci odpowiada, co Cię bawi i śmieszy?

Ja zasadniczy? Jestem masywny, mam trochę posępne rysy twarzy i to robi takie wrażenie. Jestem poważny, gdy mam do czynienia z poważnymi sprawami i poważnymi ludźmi, często natomiast wewnątrz jestem rozchichotany. Co mnie śmieszy? Wszystko, co jest naprawdę śmieszne. I gra słów i komiczne sytuacje, ale gdy mam dobry humor, potrafię sam dopowiedzieć w myślach tak, by było śmiesznie lub wyobrazić, nawet w momencie poważnym, śmieszną sytuację. Nie jestem w tym chyba zbyt oryginalny. Raczej nie lubię, gdy inni śmieją się ze mnie i sam nie lubię śmiać się z innych.

Co w życiu zawodowym postrzegasz dziś z perspektywy człowieka, który zakończył pewien etap, jako swój największy sukces, czego natomiast nie udało Ci się dokonać?

Sukcesem chyba jest w czasach po drugiej wojnie światowej do chwili obecnej przeżyć życie pożytecznie i uczciwie, a mam nadzieję, że to mi się udało. Starałem się nikogo nie krzywdzić. Pewny jestem, że udawał mi się być pożytecznym dla wielu ludzi. Niestety pracowałem w sferze niematerialnej, więc efekty mojej pracy nie wszyscy widzieli. Część moich starań znajdowała odbicie w efektach pracy innych, szczególnie w czasach, gdy byłem dyrektorem. Powtórzę, miałem szczęście do ludzi. Prawda, że w czasie pracy w WBP to ja większość z nich zatrudniałem, ale krótki jest okres większej podaży na rynku pracy. Przez większość dyrektorowania musiałem szukać ludzi do pracy. W tym, że są tacy sprawni zawodowo, że tak dobrze pracowali i tak wiele osiągnęli, mam nadzieję, jest też mój udział.

Nie będę wracał do czasów wcześniejszych, ale największym sukcesem mojej pracy w bibliotekarstwie jest stworzenie sieci informacyjnej w bibliotekach publicznych naszego województwa. Nie da się przecenić wartości faktu, że we wszystkich gminach i miastach ich mieszkańcy w jednym miejscu, to jest w bibliotece publicznej, mogą znaleźć wszystkie informacje niezbędne do życia w środowisku lokalnym.

Zostawiasz po swej pracy zawodowej przyzwoity dorobek w postaci liczącej się w kraju, znanej również za granicą, dobrze zorganizowanej i wyposażonej placówki. Jakie przesłanie chciałbyś pozostawić następcom jako wytyczne do dalszej pracy?

Dziękuję za wysoką ocenę mego dorobku. Rozumiem, że gdy mowa o osiągnięciach dotyczy to unowocześnienia bibliotek, poprawy ich warunków lokalowych i wyposażenia, zwiększenia użyteczności społecznej bibliotek, no i przywrócenia świetności Starego Ratusza. Zasługi moje trzeba podzielić na wszystkich, którzy mi uwierzyli i razem, w swoim miejscu pracy, z dużym wysiłkiem tę nowoczesność tworzyli. Myślę zarówno o koleżankach i kolegach z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, o pracujących we wszystkich bibliotekach publicznych, jak również o wielu ludziach sprawujących władzę w naszym województwie. W dużym stopniu, ale wszystkim, jestem wdzięczny.

Jakie bym zostawił przesłanie. Najchętniej powtórzyłbym za poetą: "...niech żywi nie tracą nadziei...", niech kontynuują podjęty trud. Życzę żeby wszyscy pracujący w bibliotekach zrozumieli, że bibliotekarz nie może być tylko podawaczem książek. Życzę, by rozumiana była praca w bibliotece jako rodzaj służby społecznej. Życzę sił w niesieniu pomocy potrzebującym, bowiem w dzisiejszych czasach dostęp do informacji i wiedzy potrzebny jest jak zdrowie.

Jakie są Twoje plany na przyszłość, czemu chcesz teraz poświęcić swą aktywność?

Co można planować na emeryturze? Jeżeli zdrowie pozwoli, odwiedzę swoich przyjaciół za granicą, bo na to dotychczas nie miałem czasu, odwiedzę ciekawe zakątki naszego kraju, dokończę poszukiwania korzeni rodzinnych, może utrwalę kilka ciekawszych wspomnień ze swojej pracy. Poza tym związany jestem z wieloma przejawami życia, które prowadziłem, gdy byłem czynny zawodowo. Postaram się nie zrywać żadnych więzi łączących mnie z ludźmi i środowiskiem. Będę starał się żyć tak, by zachować możliwy w moim stanie jak najwyższy stopień użyteczności społecznej.

cofnij