"Znikanie" Erwina Kruka jest książką poetycką o dramacie akceptacji "anielskości" i "diabelskości" losu. 56 wierszy wypełnia świat bolesnej i bezdomnej pamięci. Domaga się ona nie tyle instytucjonalnego ukarania złoczyńców, ile tego, by "niepodzielna" prawda o krzywdach wyrządzonych bliźnim dotarła do sumień. Lecz to nie najważniejsza sprawa.
Imperatyw opowiadania się za dobrem i pięknem wygrywa w "Znikaniu" nad poczuciem klęski, mimo że wciąż dopada człowieka bezradność, daremność, niespełnienie. W "Znikaniu" rozlega się bezgłośne wołanie. Dosłuchać się w nim można słów walijskiego poety, Dylana Thomasa: "Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy".
Książka Erwina Kruka potwierdza to, że - jak pisał Guillaume Apollinaire - poezja jest "wiecznym odradzaniem się nas samych". Tytuł "Znikanie" ma więc sens ironiczny: to, co z n i k a z historii i z naszego dnia powszedniego, odradza się, uobecnia, wyraźnieje, znaczy w poezji.
Mówiący w tym tomie człowiek chodzi po "ziemi niczyjej", po drogach i ścieżkach nieuczęszczanych - niejako wykluczonych z życia zbiorowego. A mimo to z książki tej wyzierają - przetworzone poetycko - okoliczności i dolegliwości naszego czasu. Ale poeta nie kłania się okolicznościom. Pisze: "Miała być wolność. Użyto jej do woli. / Zatraciły się znaczenia, zginął dar umiaru".
Tom "Znikanie" cechują skromne, lecz oryginalne i niepowtarzalne walory edytorskie. Jednak w większym stopniu przyciąga do niego bogata i precyzyjna polszczyzna, którą z niezmiernym wyczuciem niuansów, idiomów, odcieni znaczeniowych posłużył się poeta.
Erwin Kruk kontynuuje tradycję poetycką wyznaczoną m.in. przez Jana Kochanowskiego, Cypriana Norwida, Zbigniewa Herberta czy Johannesa Bobrowskiego.
Nagrodzony tom wierszy ocala godność mowy, uczuć i pamięci. Trwają one w ciszy i skupieniu z cierpliwą nadzieją na błysk zrozumienia i niezakłamanego odzewu na niewyrażalną treść doświadczeń, związanych z przedwczesną utratą "stron domowych".
Bohater wieloproblemowego "Znikania" niczego sobie nie uzurpuje; nie przytłacza, nie zamienia swoich przeżyć w ideologię, nie wabi obietnicą trafnego i jedynie słusznego odczytania znaków czasu; nie udaje, że wie lepiej; dzieli się swoim duchowym światem; jest zdumiony, że wbrew "znikaniu" stać go na zachwyt, radość, czułość, wdzięczność, wreszcie "pieśń pochwalną" i mówienie drażniącej - nie tylko poetyckiej - prawdy.
W tomie "Znikanie" - tym razem dzięki poezji - jeszcze jeden świat wychodzi z krainy poniżenia.