Erwin Kruk

 

O ANTOLOGII
"PIEŚNI DUCHOWNE I POEMATA ŚWIATOWE"
ORAZ O TYM, SKĄD PŁYNĄ ŹRÓDŁA

 

Ta książka została wydana w Gołdapi. Gdyby zdobyć się na żart, można by powiedzieć, iż jest ona wyrazem swoistego EGO-izmu. Jakkolwiek ma podtytuł "Antologia mazurska", to przecież nie całe Mazury obejmuje, ale ich północno-wschodni skraj, od dawnych miast powiatowych: Ełk, Gołdap, Olecko, nazywany po wojnie skrótowo: EGO. Może lepiej by było powiedzieć: Mazury garbate, jednak ta nazwa jakby wychodzi z użycia. W każdym razie książka stanowi jeszcze jeden dokument, o ciekawym i z lekka zapomnianym życiu duchowym i kulturalnym dawnych Mazur. Na Mazurach żyli i komponowali swoje pieśni i poematy autorzy tej antologii, wiejscy wierszopisarze, którzy w drugiej połowie XIX wieku stanowili swoisty fenomen w polskiej kulturze ludowej. Utwory niektórych z nich, dzięki tej publikacji, zostały przypomniane.

W antologii Zbigniewa Chojnowskiego, poety, krytyka literackiego i historyka literatury, uhonorowany został zatem skrawek Mazur. Można by pomarzyć, aby ta antologia obejmowała całe tereny mazurskie. Na razie ważne jest jednak to, że pierwszy krok ku jej powstaniu został zrobiony.

Trzy są podstawowe źródła pisane, z których teksty znalazły się w antologii mazurskiej.

Najstarsze źródło to dwa roczniki "Przyjaciela Ludu Łeckiego", wydawanego z przerwami w latach 1842-1845 przez Wilhelma Menzla, nauczyciela gimnazjum w Ełku. Stąd jako antologista Zbigniew Chojnowski wypisał jeden utwór. Ale dwa następne źródła, z których zaczerpnął najobficiej, to wydawnictwa XIX-wiecznego pisarza mazurskiego Marcina Gerssa: "Kalendarz Królewsko-Pruski Ewangelicki" (KKPE) i "Gazeta Lecka" (wydawana w Lecu, dzisiejszym Giżycku), których on był redaktorem i wydawcą. Można rzec bez popełnienia pomyłki, że bez Marcina Gerssa i jego kalendarzy ludowa poezja mazurska nie stanowiłaby swoistego fenomenu w XIX-wiecznej kulturze ludowej.

Antologia o staroświeckim tytule "Pieśni duchowne i poemata światowe" wypływa z tych źródeł i daje temu wyraz. To są odniesienia bezpośrednie. A przecież wszystkie one mają swój wzorzec w śpiewnikach kościelnych i domowych, czyli w kancjonałach, które trafiły do mazurskich rąk w pierwszej połowie XVIII wieku i odtąd towarzyszyły im w życiu kościelnym i domowym przez lat ponad dwieście.

Wróćmy na chwilę jednak do najstarszych źródeł, skąd autor antologii wypisał parę wierszy, a mianowicie do "Przyjaciela Ludu Łeckiego" wydawanego w latach 1842-1845. Marcin Gerss był jednym ze współpracowników pisma. Tu na ogół podkreśla się rolę Gustawa Gizewiusza. Lecz oprócz niego drukowali w tym piśmie swoje utwory rymowane lub poetyckie tłumaczenia, zarówno Marcin Gerss, jak i Jan Marczówka, nauczyciel ze Starych Juch, potem pracujący w szkole w Grabniku. Współpracownikami pisma byli także: kandydat na kaznodzieję ewangelickiego Skubich, pastor Skrodzki z Kalinowa, nauczyciel Kozłowski z Suczek i inni. Na skutek aktywności politycznej Gizewiusza, który w wydanym w Lipsku dodatku do "Przyjaciela Ludu Łeckiego", który wtedy przestał się już ukazywać, rozprawił się z wymową wiersza Jana Marczówki "Względna rada" (gdzie m.in. znajduje się fraza: "Ucz się bracie po niemiecku, będziesz dobrym chłopem"), Jan Marczówka postrzegany bywał przez historyków literatury jako "czarna owca" mazurskiej poezji ludowej. Nie wydaje mi się to słuszne.

Gdy patrzy się na ogólny poziom kultury twórców mazurskich, w tym na ich kulturę literacką, to okazuje się, że z grona autorów wierszy, drukujących w "Przyjacielu Ludu Łeckiego", wiejski nauczyciel Marczówka jest autorem wyróżniającym się spośród innych. Tak to postrzegał już Wojciech Kętrzyński w swoich "Szkicach Prus Wschodnich" (1876). Zresztą Jan Marczówka drukował później swoje utwory u Jana Karola Sembrzyckiego w "Mazurze" i w "Mazurze Wschodniopruskim", podobnie jak m.in.: Jan Domasz (ur. w 1849 r. w Mieruniszkach, pow. Olecko) czy bracia Donderowie, Jan i Samuel (wywodzący się ze wsi Lipińskie, pow. Ełk). Nawet Tadeusz Oracki w książce "Rozmówiłbym kamień" (s.164), gdy z pola politycznych bojów przechodzi do wartości utworów publikowanych w "Przyjacielu Ludu Łeckim", właśnie o Janie Marczówce, autorze 10 tekstów, napisał: "Pisał on sporo, tłumaczył nieźle, a jego własne utwory wykazują, że miał chyba największy 'talent' wśród wszystkich współpracowników pisma."

Jak się wydaje, rola "Przyjaciela Ludu Łeckiego", wydawanego w latach 1842-1845 w Ełku, nie polegała tylko na tym, że mazurscy wierszopisarze mieli po raz pierwszy możliwość publikowania, ale że pismo to przypomniało dawne utwory, świadczące o tym, że wierszowanie mazurskie nie wyrasta na surowym korzeniu. Z rękopisu podano tu do druku najstarszy polski chłopski utwór - utwór Frycza Olszewskiego, a z kancjonałów znane już Mazurom utwory, a mianowicie utwór "O wtargnięciu tatarskim do Prus roku 1656", podawany także pod tytułem "Ojczyzno tęskliwa, zalewaj się łzami", Tomasza Molitora (1616-1682), proboszcza w Różyńsku, oraz utwór Michała Grodzkiego "Mór w Prusiech 1709 r.", w którym pierwsza litera każdej kolejnej zwrotki układa się w taki napis: "Michał Grodzki, rektor z Cichów komponował". Tak oto swoje nazwisko utrwalił XVIII-wieczny autor - nauczyciel z miejscowości Ciche w powiecie oleckim, zmarły po roku 1747. Autor przeżył epidemię dżumy, która w latach 1709-1711 pochłonęła tysiące ofiar na Mazurach. Utwór Grodzkiego "Mór w Prusach" wydrukowany został w mniej znanym kancjonale, a mianowicie w "Pieśnioksięgu czyli Kancjonale Gdańskim" (1803, 1840 - Nowy Pieśnioksiąg) Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza.

Oczywiście, nieprzebraną skarbnicą kultury mazurskiej jest "Kalendarz Królewsko-Pruski Ewangelicki" (KKPE) Marcina Gerssa. Jako redaktor i wydawca "Kalendarzy Królewsko-Pruskich Ewangelickich" (37 roczników w latach 1860-1895) oraz "Gazety Leckiej" (wydawanej z przerwami w latach 1875-1892), zamieszczał nadsyłane utwory i publicznie do ich nadsyłania zachęcał. Książka roczna miała swoje stałe działy. Na początku znajdowały się zwykle pieśni nabożne tłumaczone przez Gerssa, "które w polskim kancjonale nie stoją". W kalendarzu na rok 1866 Gerss pisał: "Już w kalendarzu na rok 1864 przypominaliśmy, że w rękach wielu mieszkańców mazurskich piosnki i opowieści się znajdują, które jeszcze nigdy drukowane nie były, lecz które od starodawnych lat, od pokolenia do pokolenia, tylko w pisanych książkach są zawarte. Nazywają się piosnkami spisanymi. Są dokazem, że i między ludem się tacy znajdują, którzy do ułożenia pieśni talent mają. Odtąd podamy corocznie jedną albo parę takowych piosnek do znajomości powszechnej, aby je przed zagubieniem zachować." A rok wcześniej, w kalendarzu na rok 1865, Marcin Gerss napisał: "Poeci mazurscy, o których pierwej nikt nie wiedział, mieli odtąd sposób poemata swoje dać drukować i imię swoje wsławić."

Nie byłoby tych wierszopisarzy, przynajmniej w większości, gdyby nie Marcin Gerss i jego działalność. Można powiedzieć, że antologia mazurska Chojnowskiego "Pieśni duchowne i poemata światowe" jest swoistym hołdem, oddanym Marcinowi Gerssowi.

Kiedy Gerss krzątał się koło wydawnictw, mieszkał w Lecu, dzisiejszym Giżycku. Jednak Zbigniew Chojnowski, który ułożył tę antologię ("Wypisał, opracował i wstępem opatrzył"), nie omieszkał przypomnieć jego rodowodu, a mianowicie, że "to właśnie niedaleko Gołdapi, w Kowalkach, 23 października 1808 roku urodził się Marcin Gerss, któremu mazurska twórczość ludowa zawdzięcza najwięcej". Marcin Gerss zmarł w sędziwym wieku, 25 marca 1895 roku w Lecu, a więc sto dziesięć lat temu. I jak we wstępie pisze Zbigniew Chojnowski: "Losy Gerssa wiodły go przez Kamionki, gdzie uczęszczał do szkoły, wieś parafialną Grabowo, gdzie ksiądz zainteresował się 'ciekawym na naukę chłopakiem', przez Karalene pod Wystrucią, gdzie ukończył 'szkołę pomocniczą przy seminarium'. W zawodzie nauczyciela pracował w Mikołajkach, w Szestnie i w Sterławkach Wielkich. Od 1850 roku mieszkał w Lecu."

W antologii "Pieśni duchowne i poemata światowe" najliczniej prezentowana jest twórczość Jana Luśtycha (Lustiga). Miał on lekkość pisania, czuł przyrodę, układał też zgadywanki, drukowane w czasopismach. Tu, w antologii, mamy pochwałę kobiety, która rozwiązała ułożoną przez niego łamigłówkę. Napisał o tym wiersz. Inny wiersz, często cytowany, ale w antologii Chojnowskiego pominięty, to utwór "O macierzyńskim języku", gdzie m.in. Luśtych pisał:
          "Macierzyński język nam od Boga dany,
          Jest bardzo przyjemny, śliczny, pożądany."

Szkoda, że w antologii nie ma wiersza Luśtycha, napisanego po śmierci Jana Jenczio, bibliofila, misjonarza i gospodarza w Markowskich, autora wiersza "O siedmiu słowach Chrystusowych". Bo to byłoby świadectwo, że ci Mazurzy, którzy drukowali swoje poematy, wykazywali zainteresowanie pracami innych i z szacunkiem odnosili się do siebie. Wygłaszał Luśtych pochwałę "kraju mazurskiego", w wierszu pod tym właśnie tytułem (KKPE 1901). Ale ten sam wzór, w którymś z kolejnych roczników kalendarza, wykorzystał, aby napisać, jak "śliczny jest niemiecki kraj". Sporo pisał wierszy religijnych. W wierszu "Kościół cichowski", zamieszczonym w antologii, napisał notę "Tobie, nieśmiertelny Panie". Jest to odwołanie do pieśni 812 z "Nowo wydanego Kancjonału Pruskiego". Nb. pieśń, 811, będąca odwołaniem do Psalmu 146, zawiera taką strofę: "Ledwo mi już ducha stanie; ale Tobie, mocny Panie! świadomo, że bez winności cierpię takie boleści".

Zwracam uwagę na słowo "świadomo", bo używa go i Gerss w pieśni o cesarzu. Chojnowski wyjaśnia, że to znaczy: wiadomo. Jan Luśtych (także: Lustig), urodzony w roku 1833 w Małych Zawadach, pow. Olecko, korzystał z różnych form wypowiedzi. O jego młodości dowiadujemy się m.in. z wierszowanej autobiografii "Mój bieg życia". Nb. w podobny sposób, ale bardziej rozwlekły i szczegółowy, był w XX wieku "Mój życiorys" warmińskiego wierszopisarza Michała Lengowskiego. Na pogrzebie Luśtycha pastor Popowski z Cich recytował napisany przez siebie, a potem wydrukowany wiersz o mazurskim poecie ukochanym. Fragment tego wiersza jest w książce T. Orackiego "Rozmówiłbym kamień...", na stronie 218:
          Już po wszystkim twym śpiewaniu
          I też gospodarowaniu,
          Mój poeto ukochany,
          Wszystkim nam nie zapomniany!
          Bóg otworzył ci na gody
          Drzwi do niebieskiej gospody.

Ale... Zbigniew Chojnowski nie odwołuje się do "Nowo wydanego Kancjonału Pruskiego", który został ułożony, we współpracy z innymi duchownymi, przez ks. Jerzego Wasiańskiego z Nidzicy. Pierwsze wydanie ukazało się w 1741 roku w oficynie Hartunga w Królewcu. Tych wydań do lat trzydziestych XX wieku było ponad 70, a może nawet dwa razy tyle, jak napisał znawca bibliografii druków ewangelickich Władysław Chojnacki. Tymczasem każdy z chłopskich wierszopisarzy, który komponował pieśni nabożne, korzystał ze wzorów zaczerpniętych z kancjonału, nawiązywał do nich lub podejmował na nowo znane tematy. Frazeologia zatem z tych wierszy, które przynależą do staropolszczyzny, również w XIX i na początku XX wieku pojawiała się w tych rymowanych tekstach.

Warto zwrócić uwagę na tytuły rozdziałów, jakie mamy w "Nowo wydanym Kancjonale Pruskim". Znajdowało się tam wszystko, co do chwalenia Boga i chwalebnego żywota było potrzebne. Oto tytuły od rozdziału XXV do XXXII: "O prawdziwym i fałszywym chrześcijaństwie", "O mizerii ludzkiej i zginieniu", "O pokucie prawdziwej i nawróceniu", "O wierze prawdziwej", "O chrześcijańskim żywocie", "O modlitwie", "O żywności duchownej", "O duchownym boju i zwycięstwie". Wszystkich rozdziałów jest 59, a do tego dwa "przydatki", które ten rejestr pomnażają.

Pieśń ostatnia, nosząca tytuł "Serdeczne o zachowanie Piosnek świętych modlitwy", nr 904, w strofach 7 i 8 tak brzmi:
          O szczęśliwym dla tego, że nam osobliwie
          ten dar Boga wielkiego
          łaska miłościwie
          do tych czas daruje, że każdy między nami
          chwałę boską
          piosnkami mnożyć usiłuje.

          Że nie tylko śpiewamy, lecz i zrozumiemy,
          co w piosneczkach żądamy
          i o co prosiemy.
          Tych pociech nie mają, którzy obcym językiem,
          nie wiedząc o co, krzykiem
          do Pana wołają.

I właśnie ta pieśń dla wiejskich wierszopisarzy stanowiła inspirację: "Każdy między nami chwałę boską mnożyć usiłuje". I nie da się ukryć, że właśnie ten kancjonał ku temu skłaniał. Na dobrą sprawę można by przywołać księgę Psalmów i zawołanie z psalmu 149: "Śpiewajcie Panu pieśń nową". Tu jednak, przecież powołując się na psalmy, ta zachęta została wyrażona wprost. Kiedyś, gdy zajmowałem się badaniem twórczości Michała Kajki, wskazywałem również, że przytoczone tu strofy z pieśni 904 i on cytował w swoich drukowanych artykułach. Mało tego, gdy oglądałem rękopisy jego utworów w Ośrodku Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego w Olsztynie, znalazłem potwierdzenie, że i jego twórczość religijna to pieśni duchowne. Wydawcy jego utworów zmienili "duchowne" na "duchowe". W rękopisie jednak pozostał, lekko zatarty przez wodę lub łzę współczesnego badacza, taki zapis "Z duchownej mej niwy zebrałem snop plonu."

Z bardziej znanych poetów ludowych (mieszkających w okolicach Ełku, Gołdapi i Olecka), antologista pominął braci Donderów, Samuela i Jana, z Lipińskich; nie drukowali u Gerssa, więc ich nie ma. W wydawnictwach Marcina Gerssa nie drukował Michał Kajka. Jego nieobecność byłaby usprawiedliwiona, gdyby we wstępie autor podał, że twórczość Michała Kajki (choćby ze względu na jej rangę i poświęcone jej książki) wyłącza z tego przeglądu poezji ludowej.

Do antologii mazurskiej, oferowanej czytelnikom przez Chojnowskiego, z "Przyjaciela Ludu Łeckiego" wszedł tylko jeden utwór. Jest to nauczyciela Kozłowskiego z Suczek poemat "Boże, cóż na nas przepuszczasz! czyli biada nam Mazurom", długi i poruszający wiersz o klęsce nieurodzaju i głodu na Mazurach w 1844 roku. Również z "Gazety Leckiej" Gerssa znalazł się w antologii tylko jeden wiersz. Wiersz Tobiasza Stullicha "Jesień" (GL 1888 nr 42), "wójta i członka rady kościelnej w Staczach" w powiecie ełckim. Ten utwór jest ozdobą tego wydawnictwa. Stullich napisał wiele pieśni religijnych, wzorowanych na melodiach z kancjonału. Przy wielu podawał, jaką nutą śpiewać. Publikowane były też w kalendarzach Gerssa. Piękne są jego utwory o przyrodzie, jak "Pieśń wiosenna", "Wiosna", "Pieśń na lato". Jak twierdzą znawcy, Stullich to przed Kajką jeden z najbardziej świadomych poetów ludowych. Język jego wierszy jest w miarę klarowny, poprawny; posługiwał się licznymi porównaniami i przenośniami. Zamieszczony w antologii "Pieśni duchowne i poemata światowe" Stullicha "Poemat na dzień urodzin [...] sędziwego i sławnego Redaktora [...]" też nacechowany jest godnością.

Pozostałe utwory, które zawiera antologia, wypisane zostały z roczników kalendarzy Marcina Gerssa. Obok utworów religijnych znajdują się tu "poemata światowe", czyli rymowane opowieści ucieszne, często dotyczące zdarzeń z życia konkretnych wsi. Jak już wspominałem, bogato prezentowany jest Jan Luśtych, a także - jeszcze mniej od niego znany poeta o zacięciu satyrycznym - Jan Domasz z Mieruniszek. Za kalendarzem pojedynczo prezentują swą twórczość i inni autorzy. Dwa tu są wyjątki. Jeden dotyczy właśnie Tobiasza Stullicha i jego utworu "Na Nowy Rok". Utwór został przypomniany za "Kalendarzem dla Mazurów", wydawanym w Działdowie przez Emilię Sukertową-Biedrawinę. Tymczasem redaktorka często korzystała z przedruków. To dobrze, że zaznaczono skąd jest utwór, ale to może sprawiać wrażenie, iż Tobiasz Stullich sam ten utwór do "Kalendarza dla Mazurów" (1932) posłał. Tymczasem on już dawno odszedł, jak to mówiono na Mazurach, z doczesności do wieczności. Drugim przedrukiem, podanym za "Kalendarzem dla Mazurów" (1931), ale już zapewne wcześniej publikowanym, jest utwór Jana Kraszewskiego (robotnika rolnego z Imionek) "O miłości Bożej".

Nie zajmuję się poszczególnymi utworami. Wydało mi się rzeczą pożyteczną zwrócić uwagę na podglebie piśmiennictwa mazurskiego, na żywe dla twórczości ludowej źródła. Pod tym względem północno-wschodni skrawek Mazur i dzisiaj może budzić refleksje, w jaki sposób ten świat był zapisywany. Dzięki odczytaniu tego zapisu możemy poznawać Mazurów, ich dawną obecność przejawiającą się w różnorakich formach życia duchowego. Były to nade wszystko dążenia oświatowe i edukacyjne, mające na Mazurach długą historię. Dość powiedzieć, że pod koniec XVIII wieku już ponad 80 procent młodzieży w wieku szkolnym umiało tu czytać i pisać.

Cóż się mogło urodzić na Mazurach garbatych? - oto jest pytanie. W 1945 roku ten garb zdjęto i wymienione okolice pozostały poza województwem olsztyńskim. I od razu oczyszczono je z obcej przeszłości, drażniącej władze i nowych mieszkańców. Uczyniono to tym sprawniej, że terenu tego nie wyliczono nawet do tzw. Ziem Odzyskanych, gdzie przynajmniej od czasu do czasu, choćby ze względów propagandowych, zwracano uwagę na ludność autochtoniczną i jej położenie. Z perspektywy Białegostoku takie niuanse nie wchodziły w rachubę.

Pierwszą osobą z Olecka, która w znaczący sposób wspierała literacką polszczyznę i wykazała dbałość o wykształcenie, był Balthasar von Fuchs, radca krajowy i starosta olecki, dawny uczeń szkoły książęcej w Ełku. Przekazał on w testamencie z roku 1635 olbrzymi kapitał na szkołę (10 tysięcy marek), z którego odsetki pozwoliły na zatrudnienie w Ełku czwartego nauczyciela - prorektora, do którego obowiązków należało nauczanie "prawdziwego i czystego" języka polskiego. Z jego fundacji korzystano jeszcze w XIX wieku.

W Olecku urodził się Jan Moneta (1659-1735), kaznodzieja polsko-ewangelicki, tłumacz, autor podręcznika do nauki języka polskiego "Enchiridion Polonicum". Był lektorem języka polskiego w gimnazjum akademickim w Gdańsku, a także współwydawcą jednego z kancjonałów polskich. W Wojnasach koło Olecka przyszedł na świat w 1790 roku Krystyn Lach Szyrma - pisarz i uczony, profesor filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. W Olecku żył i pracował w latach 1820-1837 pastor August Fryderyk Czygan - założyciel i redaktor pierwszego polskiego pisma religijnego na Mazurach "Nowiny o Rozszerzeniu Wiary Chrześcijańskiej", wychodzące aż do 1894 roku. Czygan przewodniczył w 1836 roku synodowi pastorów mazurskich w Olecku, na którym to podjęto uchwałę przeciwko usuwaniu języka polskiego ze szkół na Mazurach.

Tu wreszcie w 1856 roku urodził się Jan Karol Sembrzycki - redaktor pism dla ludności mazurskiej, folklorysta. Stał się propagatorem i organizatorem Towarzystwa Czytelni Ludowych. Był jednym z pierwszych polskich folklorystów i etnografów zajmujących się Mazurami, po którego prace i dzisiaj się sięga. Jego ojciec, nauczyciel Karol Sembrzycki, wydał w Olecku zbiorek pt. "Powieści i pieśni dla Mazur" (1866). Niestety, ten zbiorek znam tylko z omówień. Karol Sembrzycki pomagał badaczom w zbieraniu folkloru i drukował wiersze. M.in. w utworze "O krainie mazurskiej. Sielanka", wydrukowanym w kalendarzu Gerssa na rok 1866, pisał:
          "Chwalcie wy inne kraje i strony, jak chcecie,
          dla mnie nasze Mazury najlepsze na świecie".

Tego utworu Karola Sembrzyckiego w antologii nie ma. Można żałować, że został pominięty. A przecież i tu znajduje się potwierdzenie, jak bardzo Mazurzy kochali swój kraj rodzinny.

W związku z tym, że we wstępie do antologii mazurskiej Zbigniew Chojnowski przywołał humoreskę Siegfrieda Lenza, w której dziadek narratora, zamiast walczyć z generałem Gawryłą, z podszeptu mazurskiego diablika "Cytaj cajtungi", oddawał się lekturze starego kalendarza mazurskiego, warto powiedzieć rzecz następującą: W Olecku nie dostrzeżono, że Siegfried Lenz, urodzony w Ełku pisarz, w pierwszym zbiorze swych opowiadań (ukazały się w polskim przekładzie jako "Słodkie Sulejki", 1988) stworzył literacką legendę Sulejek, miejscowości realnie istniejącej opodal Olecka. Humoreski Lenza ukazują życie duchowe mieszkańców wioski, kiedy świat jeszcze nie miał historii, a cywilizacja dopiero docierała do mazurskich wsi. Wyrastają z mazurskich "opowiadań uciesznych".

Nawet sam fakt, że w roku 1879 Olecko stało się stacją na linii kolejowej Wystruć - Darkiejmy - Gołdap - Olecko - Ełk, ma w opowiadaniach Lenza swoje zabawne i pełne humoru odniesienia. Tak jest w opowiadaniu "Wąskotorowa kolejka imienia Paula Poppa", gdy pisarz kreśli obraz uroczystego otwarcia kolejki. Nie mogło się obyć bez przemówienia. Gość z miasta porównał otwarcie kolejki do przybliżenia Ameryki do Sulejek: "Ameryka była, niech to licho, ładny kawałek stąd. Bo i któż miał możliwość tak raz, dwa, tam pojechać? (...) Ale teraz Ameryka - czy wiecie, co się stało? - zbliżyła się. Teraz wszyscy możecie, słowo honoru, sięgnąć ręką Ameryki". Gdy myśli się o miejscowościach, które były z dala od wielkiej historii, przypomina się wyprawa do Olecka - wyprawa w obce strony, wozem; całe Sulejki podążały, aby było raźniej. Odbyło się uroczyste poświęcenie. "Najpierw sobie trochę odpoczęli, a później podreptali w milczącym wzburzeniu drogą powrotną do Sulejek i zostawili kolejkę samej sobie. Gdy zaś - co również jest rzeczą potwierdzoną - przybyli do Sulejek, społeczność zgotowała im takie przyjęcie, jakim nikt na Mazurach nie mógł się dotąd poszczycić".

Dziś już nie można powiedzieć, jak bohaterowie humoresek Siegfrieda Lenza, żyjący w baśniowych Sulejkach, że Olecko to obce strony. Nie kolej jednak sprawiła, że można "sięgnąć ręką Ameryki". Myślę, że dla lepszego samopoczucia ważne jest również to, co o swoim świecie możemy innym powiedzieć. Słuszność ma autor tej antologii, Zbigniew Chojnowski, kiedy we wstępie pisze: "Każdy skrawek ziemi powinien wypowiadać się głosami jej mieszkańców: i tych, których los się zamknął, i tych, którzy go właśnie kształtują."

Czy będzie to Atlantyda Północy, jak nieopatrznie napisał autor we wstępie, idąc za programem "Borussii"? Raczej nie. Zgrabność sformułowania, przejętego w Olsztynie w sposób wtórny z legendy o Vinecie jako Atlantydzie Północy, jest zadziwiającą falsyfikacją. Świat Mazur, jakkolwiek się zmienił po wojnie, jest mimo wszystko światem zapisanym. Wystarczy pochylić się nad źródłami, aby ten zapis odczytać. Jest to świat konkretny, dotyczy konkretnych osób i miejsc. Kto szermuje pojęciem "Atlantyda Północy", jak np. Wspólnota Kulturowa "Borussia" powstała w 1990 roku, temu proponuję mój tekst "Legenda Bałtyku" (E. Kruk: Szkice z mazurskiego brulionu, 2003, s. 162-164). Wspominam tam, że wydana wcześniej, bo w 1988 roku, w Lipsku książka Ingrid Lange nosi tytuł "Vineta. Atlantis des Nordens".

Możliwe jednak, że choćby ze względu na "poemata światowe" czy opowiadania ucieszne, a także na humoreski Siegfieda Lenza o Sulejkach, ten mazurski świat, z lekka ukazany w antologii, mógłby mieć swoją nazwę - na przykład: Przystanek Sulejki.


Pieśni duchowne i poemata światowe. Antologia mazurska. Wypisał, opracował i wstępem opatrzył Zbigniew Chojnowski. Gołdap 2004

cofnij