Przed pisaniem tych drobiazgów zajrzałam do programu Kontakt w Wirtualnej Polsce. Okazało się, że w mojej poczcie czeka na mnie kawał. Ponieważ jest z naszej branży, właśnie nim rozpocznę "Rozmaitości":
Wchodzi policjant do biblioteki, a zdziwiona bibliotekarka pyta:
- Co, deszcz pada?
Niedawno w którymś polskim portalu przeczytałam następującą ciekawostkę: "W bibliotece publicznej w Kenton Country (Kentucky, USA) pojawił się mężczyzna z książką "Les Miserables" pożyczoną z tej biblioteki w 1928 roku. Okazało się, że znalazł ją na strychu w domu dziadka. Obliczono, że kara powinna wynieść 500 dolarów, ale ją umorzono". W tej ciekawostce tytułu przetrzymanej książki nie przetłumaczono na polski, a tymczasem chodzi po prostu o "Nędzników" Wiktora Hugo.
Skoro jesteśmy przy Wiktorze Hugo, warto przypomnieć, że mało który pisarz otrzymał tyle oryginalnych pośmiertnych dowodów uznania od ludzi wszystkich stanów. W dzień jego pogrzebu paryskie prostytutki przyjmowały klientów ubrane na czarno. Dzisiaj rozległyby się dzikie protesty rodziny każdego pisarza, gdyby panienki z agencji towarzyskich ogłosiły podobną decyzję.
Pisarz David Morrell gościł w tym roku na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie. Morell, wykładowca literatury na uniwersytecie, twórca słynnego Rambo, tak powiedział "Super Expressowi" o początkach swojej kariery literackiej: "Pragnienie, by zostać pisarzem, nie opuszczało mnie od początku studiów. Sprzyjał mi pewien wydawca, który co prawda odrzucił moje pierwsze opowiadanie, ale dał mi fantastyczną radę: "Pisz tylko o tym, czego się naprawdę boisz". Kiedy wydałem "Rambo", krytycy stwierdzili, oczywiście przesadzając, że to najlepsza w literaturze współczesnej powieść o polowaniu na człowieka, a ja miałem duszę na ramieniu, bo nie ma takiego zwyczaju w Ameryce, żeby profesor uniwersytetu zajmował się jakimiś bzdurnymi sensacjami. Tymczasem mój szef nie dość, że mnie nie wylał z uczelni, to jeszcze dał podwyżkę i zaproponował awans naukowy.
Musiałem niestety zrezygnować, bo już mnie literatura całkowicie pochłonęła".
Maria Danilewicz Zielińska (ur. 1907) w ostatnim już numerze paryskiej "Kultury" (2001 nr 10, opowiada Stanisławowi Beresiowi o swoim emigracyjnym życiu i przyjaciołach, m.in. o zapomnianym dziś poecie Stanisławie Balińskim, którym chwilowo interesują się jedynie poloniści. Kiedy Stanisław Baliński miał osiem lat, czyli był jeszcze małym Staszkiem, jego ojciec Ignacy Baliński (1862-1951) napisał sztambuchowy przebój wszech czasów, mianowicie wierszyk pt. "Z rad dla moich synów". Każdy z nas miał ten wpis w swoim pamiętniku: "Chcesz być kimś w życiu, to się ucz, / Abyś nie zginął w tłumie; / Nauka to potęgi klucz, / W tym moc, kto więcej umie".
Stanisław pewnie przejął się tymi radami, bo skończył polonistykę i Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie. Znał języki. Został poetą i dyplomatą. Po wojnie nigdy nie wrócił do Polski, mieszkał w Londynie.
Maria Danilewicz Zielińska wspomina: "Pamiętam go jako pana w średnim wieku, bardzo starannie ubranego. Nosił warszawskie jesionki z aksamitnym kołnierzem, których uszycie w Anglii nastręczało pewnych trudności. On je cierpliwie pokonywał. Inną jego osobliwością było zażywanie tabaki. Nosił nawet specjalnie brązowe chustki do nosa, które ukrywały jej ślady. Sprowadzał ją z Paryża i było oznaką zaufania z jego strony, jeśli prosił kogoś jadącego do Paryża o odnowienie jego zapasu.
Często widywałam Balińskiego na zebraniach pisarzy emigracyjnych. (...) Żył rzeczywiście samotnie, nie ożenił się i nie widywało się go w towarzystwie kobiet. Miał ukochanego psa, z którym się praktycznie nie rozstawał (chodził z nim także na zebrania). Gdy zostałam dopuszczona do sanktuarium, jakim był jego dom na przedmieściu Londynu, uderzyło mnie, że jest on urządzony pod kątem potrzeb i upodobań psa. Pan był wyraźnie na drugim miejscu. Na pierwszym planie były miski. Nie z żarciem, bo nie można w tym wypadku stosować tak wulgarnego określenia, ale z jedzeniem dla pieska, który dostawał najlepsze kawałki mięsa, np. krwiste befsztyki. Właściciel starał się mu na wszystkie sposoby dogodzić i zaspokoić jego kaprysy. Baliński był bardzo samotny, ale nie umiał dać wyrazu swoim uczuciom w wierszach pisanych po wojnie. Coś się w nim załamało. Pisał felietony, nawet jakieś krótkie opowiadania. Nie godził się na wznowienia tomików, które kiedyś cieszyły się taką popularnością. Bardzo go lubiłam i serdecznie wspominam".
Andrzej Sapkowski, mgr handlu zagranicznego jest jednym z najpopularniejszych twórców fantastyki. Do stworzonych przez niego postaci przywiązały się setki tysięcy fanów. W sprawie obsady roli Wiedźmina stoczyli oni bój z producentami i reżyserem, protestując przeciw Michałowi Żebrowskiemu. Że za ładny i za słodki. A jaki jest sam autor? Krążą o nim różne opinie. "Legendy na temat mojej osoby są od początku do końca bzdurami - mówi pisarz w wywiadzie dla "Angory" - wiem o tym, bo kilka sam wymyśliłem i puściłem w obieg. Wyjątek stanowią legendy dotyczące mojej erudycji - te są zaledwie cieniem rzeczywistości". Jak widać nie tylko politycy muszą dbać o image.
A z politykami tak jest, że zawsze coś ukrywają. Jacek Kuroń, zdawałoby się kryształowy, uczciwy człowiek, a jednak ma tajemnice schowane przed wzrokiem obywateli. W wywiadzie dla "Życia" ujawnia: "Napisałem niejeden kryminał, ale za żadne skarby nie przyznam się pod jakim nazwiskiem zostały one wydane". Można domyślić się powodów: w kryminałach musiał wystąpić dobry i sprawny umysłowo oficer policji. Inaczej książka by się nie ukazała.
W Biskupicach w Małopolskiem po likwidacji filii gminnej biblioteki ludzie nie opuścili rąk i założyli własną placówkę, do której mieszkańcy znieśli na początek swoje prywatne książki. Na remont prywatnego lokalu pieniądze dała Fundacja Batorego. Może tym ludziom warto podesłać dublety?
Namnożyło się kwestionariuszy w tygodnikach. Jak w nich wypada książka? Bardzo dobrze, bo kwestionariuszowo odpytuje się ludzi znanych, już w pewnym wieku, a więc związanych z cywilizacją druku. - Bez czego nie możesz zasnąć? - pyta "Przekrój" ankietowanego gen. Jaruzelskiego. - Bez książki - brzmi odpowiedź. - Największa przyjemność? - pytają Wajdę. - Czytanie.
Zauważcie, że wcale nie robienie filmów czy odbieranie Oscarów!